Obserwowałam wszystko,jak mi się wydawało z bezpiecznej odległości. Nic nie zauważył. Nadal zdenerwowany chodził w tę i z powrotem. Nagle z tylnej kieszeni spodni wyciągnął scyzoryk. Spojrzał na niego i zdecydowany ruszył do swojego pokoju. Podążyłam za nim,zatrzymując się przy drzwiach i nasłuchując co tam się dzieję. Usłyszałam tylko niewyraźne słowa wypowiedziane z załamanym głosem.
-Już czas. - wypowiedział prawie,że płacząc. Sparaliżowało mnie. Nie wiedziałam czy wejść tam,czy biec po opiekunów. Ale jeśli on sobie jednak nic nie zrobi, a ja tam pobiegnę? Moje zawahanie przerwał jęk wydobywający się z głębi pomieszczenia. Już nie czekałam. Szarpnęłam za klamkę i wparowałam jak poparzona do jego lokum. W pół siedział pod ścianą, powoli zsuwając się na podłogę. W jednej ręce trzymał zakrwawiony scyzoryk,a drugą formował w pięść. Syczał i płakał. Nawet mnie nie zauważył. Jego pokaleczona ręka drżała tak jak ja gdy go zobaczyłam. Natychmiast chwyciłam pierwszą lepszą rzeczy i mocno zawiązałam na jego ręce.
-Nie chcę! - Krzyczał. - Zostaw mnie!
-Nie. to co zrobiłeś jest głupie. - Mówiłam prawie płacząc z nerwów.
- Musiałem! - Jęknął kiedy bardziej ścisnęłam jego zakrwawioną rękę.
-Nic nie musiałeś. - Odparłam wyrywając mu z ręki scyzoryk. - Nie rób już głupstw i poczekaj.
- Nie! Nie idź nigdzie. - szarpnął mnie za rękaw mojej bluzy.
- Muszą Ci opatrzeć tą rękę przecież. - Powiedziałam stanowczo.
-Wezmą mnie za wariata, dziewczyno! Ja tego nie chcę. - Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-Sprowadzę zaufaną osobę. Obiecuję. - Wyrwałam się i wybiegłam na korytarz. Nie wiedziałam kogo mam sprowadzić, jedyną osobą byłaby moja terapeutka. Ona czasem pomagała pielęgniarce, widziałam. Czułam,że mogłam jej zaufać. Szybko pobiegłam do sali, w której zazwyczaj jest. Nie myliłam się, była tam. Szybko sprowadziłam ją do pokoju. Po drodze wyjaśniłam sytuacje. Nie chętnie się zgodziła.. Byłam jej za to wdzięczna. Opatrzyła Max'a i rozmawiała z nim bardzo długo. Ja stałam zdenerwowana przed drzwiami jego pokoju. Byłam nadal zdezorientowana. Nie wierzyłam,że byłam w takim miejscu i w takiej sytuacji. To było straszne. Po jakimś czasie wyszła opiekunka.
-Dziękuję,że mi powiedziałaś Emilly. Jednak ja muszę to zgłosić.
-Obiecała Pani!
- Wybacz, to mój obowiązek. - Odparła smutno i odeszła,a ja bałam się jak zareaguje na to Max. Tak się o niego martwiłam, chociaż wcale go nie znałam. To pewnie przez wspomnienia z jego imieniem. Stałam przed dylematem,czy wejść do niego, czy nie. Trochę się obawiałam,czy będzie chciał mnie widzieć. Bardzo chciałam go jakoś wesprzeć, jakoś z nim porozmawiać. To głupie.
Powoli i cichutko otworzyłam drzwi. Max leżał przykryty kocem z bandażem na ręce. Powoli otwierał powieki.
-Spałeś? Przepraszam.. - wycofywałam się z powrotem do drzwi.
-Jak masz na imię? - spytał się zaspany.
-Emilly. -Odwróciłam się i posłałam mu blady uśmiech.
- Dziękuję Emilly.. - odwzajemnił uśmiech. - Ja jestem..
-Max - przerwałam i spuściłam głowę. - Słyszałam.
- ym.. Mam prośbę.
- Tak?
- Odwiedzisz mnie jutro? Muszę z tobą porozmawiać o tym dzisiejszym zdarzeniu. - wyszeptał nieśmiało.
- Tak..Jasne, pewnie.. - Zaśmiałam się pod nosem. - A teraz odpocznij. - rzuciłam i wyszłam.
Na korytarzu spotkałam Valerie. Wyglądała coraz lepiej. Rzuciłam jej nieszczery uśmiech i nie zamieniając z nią ani jednego słowa, wróciłam do siebie. Za dużo wrażeń jak na dzisiejszy dzień.
Za oknem świecił tylko księżyc, a ja nie mogłam usnąć. Rozmyślałam o tym całym zajściu. O tym co przeczytałam. To jest takie przerażające. To całe miejsce, coraz odważniej pokazuje swoje wady.. Nawet we własnym pokoju nie czuje się bezpiecznie.

CZYTASZ
,,Ponad Wszystko" (Above All) 2
Teen FictionDalsze losy Emilly, dziewczyny chorującej na zaburzenia odżywania. (Kontynuacja ,,Ponad Wszystko ( Above all) ) ,,Marzyłam o domu, o szczęściu, o perfekcji bez wyrzeczeń. [..] Przecież miałam być zdrowa. Dlaczego? Dlaczego mnie zabijasz przyjaciółk...