Ojciec zaklaskał w dłonie i podszedł do mnie i pchnął za siebie.
-Co ty do cholery robisz!? -wrzasnął. - To twoja córka! Wiedziałem,że nie można Ci ufać! Teraz mam dowód i jestem przekonany,że sąd odbierze ci prawa rodzicielskie. - machał przed jej twarzą palcem.
-To-to był odruch.. - zaczęła się jąkać.
- No właśnie odruch - złapał ją za słowo.
- Ja nie chciałam.. Dobrze wiem,że ona woli być ze mną niż z ojcem,który chodzi po burdelach. - ukrywała łkanie udając silną.
- Nie waż się o mnie tak mówić! Ty lepsza nie jesteś. Ja przynajmniej nie bije dzieci.Stałam nieruchoma nasłuchując jak ojciec wytyka błędy matce i na odwrót. Nadal trzymałam się za policzek,który przestał boleć już dawno. Nagle poczułam ciepło przedzierające się przez moje ubranie,docierające aż do obojczyka. Podniosłam wzrok i spojrzałam na przejętego ojca,który coś do mnie mówił.
-Co mówiłeś? - spytała otrząsając się i nasłuchując jego odpowiedzi.
-Idź do pokoju i spakuj najpotrzebniejsze rzeczy,pojedziesz do mnie. Zabiorę cie od tej świruski. -spojrzał na zapłakaną mamę siedzącą na podłodze.
Poszłam do siebie i spakowałam bieliznę,kosmetyki i trochę ubrań. Wpakowałam telefon do kieszeni i po obejrzeniu całego pokoju po raz setny udałam się w stronę korytarza.
- Już wszystko? -spytał wyraźnie zdenerwowany.
-T-tak.. -odparłam cicho i ostatni raz spojrzałam na moją rodzicielkę. Miała czerwone oczy, w których nadal zbierały się łzy.
-Idziemy. - Skierował mnie w stronę otwartych już drzwi. - Jeszcze jutro dostaniesz papiery o rozwód i ani mi się waż ich nie podpisać. - trzasnął drzwiami i bez słowa schodził za mną po schodach.
Chwilę później byliśmy już w samochodzie. Siedziałam na miejscu posażera i czekałam na jakiś ruch ojca,który by wzbudził we mnie jakiekolwiek zaufanie. Jednak on nie odezwał się ani słowa przez całą drogę. Jechał szybko i stukał palcami w kierownice. Mogłam się domyśleć,że w jego głowie jest natłok myśli.
Zatrzymaliśmy się na jednym z osiedli na obrzeżach miasta. Jedne z droższych bloków w naszym mieście.
-Słuchaj.. Jak na razie mieszkam tu,jednak nie sam. -spojrzał na mnie.
- Jak to nie sam? - spytałam zaskoczona.
- Mam kogoś.. - uśmiechnął się pod nosem, patrząc w przód.
- Przecież jeszcze się nawet nie rozwiodłeś.. - zerknęłam oburzona.
- Ale ja już jej nie kocham. -uderzył w kierownicę. - Czasem tak jest,że zakochujesz się w kimś, nawet jeśli jesteś w związku. I ta miłość jest bardziej żywsza niż.. No rozumiesz. - spojrzał na mnie z nadzieją,że zrozumiem o co mu chodzi.
- Rozumiem..
- No to chodź.. Przedstawię ci Kate. - wysiadł i obkrążył samochód otwierając mi drzwi. Wzięłam torbę i podążałam za ojcem.
Byliśmy już pod drzwiami. Gardło ściskało mi się z nerwów. Nie myślałam o niczym innym tylko o poznaniu, być może przyszłej macochy. Drzwi uchyliły się. Wkroczyłam niepewnie za próg mieszkania. Nagle zza rogu wybiegła mała istota.
-Tatuś - chłopiec wbiegł w ramiona m o j e g o taty. Spojrzałam pytającym wzrokiem na rodziciela.
- Jacob, kolacja! - usłyszałam głos, a zaraz po tym ujrzałam sylwetkę Kate. Miała co najwyżej 30 lat. Była ładna, wysportowna i miała kasztanowe proste włosy. Wycierała ręce w ściereczkę. Była tak samo zdziwiona jak ja.
- O a to jest? - podeszła do mnie i podała mi rękę spoglądając na partnera. -Emilly. - ojciec przytaknął,a Kate odwróciła się do mnie i uścisnęłyśmy dłonie.
- Kate pokaże ci gdzie będziesz spać.
Szłam za Kate przez dom urządzony w nowoczesnym stylu,mijając piękne obrazy.
- Moje dzieło. -wtrąciła dumnie.
- Są ładne. - pochwaliłam ją i podążałam dalej.
-To tu - kobieta zapraszającym gestem wskazała drzwi. - Przyjdź zaraz do jadalni zrobiłam grilowane warzywa. - uśmiechnęła się i zostawiła mnie.
Dziś już nie miałam ochoty myśleć. Nie chciałam roztrząsać tego co się stało. Chciałam po prostu się położyć i zapomnieć.

CZYTASZ
,,Ponad Wszystko" (Above All) 2
Teen FictionDalsze losy Emilly, dziewczyny chorującej na zaburzenia odżywania. (Kontynuacja ,,Ponad Wszystko ( Above all) ) ,,Marzyłam o domu, o szczęściu, o perfekcji bez wyrzeczeń. [..] Przecież miałam być zdrowa. Dlaczego? Dlaczego mnie zabijasz przyjaciółk...