7. Charlotte/BÓL...

1K 224 60
                                    

Jared pojawi się w następnym :)

Rozdział 7

Charlotte

BÓL...

Następnych kilka dni upłynęło nam na pracy i nieznośnym oczekiwaniu. Robiliśmy absolutnie wszystko, by nie myśleć o tym, co nieuniknione. Niby czekaliśmy na wyniki, ale jednocześnie nie chcieliśmy ich znać. To było głupie, ale nie mając ich przed sobą nadal mieliśmy nadzieję.

— Nie zjesz ze mną? — spytałam, widząc Stevena zmierzającego w kierunku drzwi. — Dlaczego tak się spieszysz?

— Dziś przyjeżdża mój klient. Powinienem być wcześniej... — podrapał się po głowie — cholera, sam już nie wiem.

Podeszłam do niego.

— Denerwujesz się?

— Mało powiedziane. Od tego zależy moja pozycja w firmie.

Sięgnęłam do jego krawata i poprawiłam go, by leżał idealnie. Nie potrafiłam ukryć uśmiechu, który cisnął mi się na usta, gdy widziałam jak mój mąż trzęsie się ze zdenerwowania, chociaż na co dzień bywa opanowany.

— To nie jest zabawne, Char — skarcił mnie. Miał przy tym tak poważną minę, że prawie uwierzyłam, że się dąsa. — Długo pracowałem na ten awans, a teraz on leży w rękach jakiegoś niewiarygodnie bogatego dupka. — Przewrócił oczami.

Zachichotałam. Jego "zdenerwowana" wersja była nawet urocza.

— Myślę, że ten niewiarygodnie bogaty dupek doceni twoje starania, skarbie. — Wygładziłam dłońmi przód jego koszuli i poprawiłam marynarkę. — Trzymam kciuki.

W końcu i na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.

— Odezwę się. — Pocałował mnie, a potem sprawdzając, czy o niczym nie zapomniał wybiegł z domu, nerwowo zerkając na zegarek.

Wróciłam do kuchni i dokończyłam śniadanie. Zazwyczaj jadaliśmy razem, ale ostatnio chyba trochę celowo unikaliśmy spędzania czasu ze sobą, który zwykle skupiał się wokół rozmowy. Tym razem ja zerknęłam na zegarek, ale odetchnęłam z ulgą. Miałam jeszcze przynajmniej godzinę do wyjścia z domu, więc zrobiłam sobie kolejną kawę i zamierzałam pójść na górę, by w spokoju wyszykować się do pracy, ale zatrzymał mnie dzwonek do drzwi. Momentalnie mój oddech przyspieszył, bo pierwszą myślą, jaka pojawiła się w mojej głowie była ta, że za drzwiami stoi ktoś, kto ma dla mnie kopertę z kliniki.

Drżącą dłonią odstawiłam filiżankę na komodę i poszłam otworzyć. Moje serce tłukło się w piersi jak oszalałe, nienaturalnie szybko, niemal boleśnie, a głowę zalewały najczarniejsze myśli. Nie miałam w sobie ani grama optymizmu, ani odrobiny nadziei.

Zanim nacisnęłam na klamkę wzięłam głęboki oddech. Potem kolejny i kolejny.

— Dzień dobry! — Uśmiechnął się do mnie młody mężczyzna. — Pani Anderson?

— Zgadza się — mruknęłam, czując narastającą panikę.

Oddychaj, Charlotte! Oddychaj...

— Proszę, to dla pani. — Wręczył mi dużą kopertę. — A tutaj potrzebuję podpisu. — Postukał palcem urządzenie.

Nabazgrałam podpis, ale wyszedł z tego koślawy szlaczek, jakbym była przedszkolakiem, a nie dorosłą kobietą. Miałam to gdzieś. Chciałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem i zajrzeć w końcu do tej przeklętej koperty.

Gdyby nie ty...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz