4. Charlotte/BEZRADNOŚĆ...

1.2K 219 34
                                    

Rozdział 4

Charlotte

BEZRADNOŚĆ...

Susan wzięła wolne i wyjechała na dwa dni do Nowego Jorku, więc raczej nie miałam szansy na świeżą poranną kawę, dostarczoną wprost do mojego biura. W normalnych okolicznościach pewnie zrobiłaby mi ją moja stażystko-asystentka, ale od trzech tygodni przebywała na zwolnieniu lekarskim, a ja nie chciałam nikogo innego, choć szef niejednokrotnie powtarzał, że powinnam w końcu się zgodzić. Być może miał rację, ale towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że czułabym się wtedy, jakbym zdradzała Mei. Gdy tylko dostałam własne biuro, za największą sprzedaż nieruchomości w zaledwie ciągu dwóch lat pracy, dostałam też moją Mei. Młodziutka azjatycka piękność była moją małą nagrodą, choć nigdy o niej w ten sposób nie mówiłam, ani nawet nie pomyślałam. Prawda była jednak taka, że spadła mi z nieba i teraz bez niej moje życie w firmie przypominało walkę o przetrwanie w afrykańskim buszu.

Weszłam do swojego gabinetu i wyciągnęłam telefon, wystukując wiadomość do Susan, żeby wiedziała jak mocno doskwierała mi jej nieobecność. O dziwo odpisała niemal natychmiast, jakby tylko czekała z telefonem w ręku, aż się odezwę.

Su: LOL! Bo się zaraz rozpłaczę!

Ja: Jednak jesteś małpą. Gdzie się zaszyłaś?

Su: Sprawy rodzinne. Widzimy się pojutrze. Może nawet zaproszę Ciebie i Stevena na kolację...

Ja: Masz gest. Coś się stało? Będziemy świętować????

Su: Nie :) Lubię patrzeć jak Steve zajada się moimi daniami.

Moja przyjaciółka na każdym kroku podkreślała mi, że gotuje znacznie lepiej ode mnie, a mnie niestety strasznie to denerwowało, mimo, że starałam się nie brać tego do siebie. Naprawdę chciałam nauczyć się tworzyć te wszystkie smakowite dania, ale chyba zbyt szybko traciłam do tego zapał. Owszem, było kilka rzeczy, które wychodziło mi dość dobrze, ale Su nie dorastałam nawet do pięt. Poza tym oboje ze Stevenem coraz częściej jadaliśmy na mieście, bo tak było po prostu wygodniej.

Odłożyłam telefon, a potem zrzuciłam z siebie płaszcz i szal.

Miałam kilka umów, na które powinnam zerknąć i dwie posiadłości znalezienia. Jednemu z klientów bardzo się spieszyło, ale niestety miał dość spore wymagania, co zmuszało mnie do nieco większego zaangażowania niż zwykle. Oczywiście nie byłabym w miejscu, w którym aktualnie się znajdowałam, gdyby nie pełne poświęcenie pracy, ale czasem wystarczyła odrobina szczęścia. Ponadto chciałam wnikliwiej przyjrzeć się firmie, usiłującej podkraść nam niejakiego Lakewooda, który, jak zdążyłam się już zorientować, był dla nas bardzo cenny. Trent powtórzył mi to tak wiele razy, że musiałabym być kretynką, żeby o tym zapomnieć.

Pogrążona w pracy znów zapomniałam o lunchu. Gdy była tu Mei, jadałam regularnie i zdrowo. Ta dziewczyna była moim osobistym strażnikiem. Ja każdego dnia byłam tak pochłonięta obowiązkami, że nawet o jedzeniu zdarzało mi się zapomnieć. Jednak gdy mój brzuch wyraźnie się zbuntował, wydając z siebie donośny dźwięk, natychmiast zatrzasnęłam laptopa i zganiając z wieszaka płaszcz i torebkę wyszłam z gabinetu.

Pogoda nie do końca mi sprzyjała. Miałam nawet wrażenie, że było chłodniej, niż gdy rano wychodziłam z domu. Otulona szalem rozglądałam się, zastanawiając się, dokąd pójść. Wtedy, po drugiej stronie ulicy dostrzegłam małą knajpkę, do której od czasu do czasu zaglądałam.

Gdy tylko otworzyłam drzwi momentalnie do moich nozdrzy dotarł zapach świeżo pieczonych bajgli i aromatycznej kawy. Zazwyczaj starałam się unikać jedzenia, jakie serwują w takich miejscach, ale byłam zbyt głodna, żeby ganiać po mieście w poszukiwaniu restauracji ze zdrowym żarciem.

Gdyby nie ty...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz