22. Charlotte/ GNIEW...

1K 246 67
                                    

Rozdział 22

Charlotte

GNIEW...

— Kochanie... — Gdy wchodziłam na górę usłyszałam za sobą pełen żalu głos Stevena. Nie miałam jednak ochoty na niego patrzeć, dlatego nawet się nie odwróciłam. Od razu skierowałam się do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Musiałam zmyć siebie cały dzisiejszy dzień. Łącznie ze strachem, który poczułam, gdy Jared usłyszał ile tak naprawdę lat ma Emma. Nie wiem, co ja sobie myślałam. Że się nie dowie? Że do końca lata będę wmawiała mu, że mam trzyletnią córkę? Tylko idiota nie połapałby się, że to kłamstwo. Zresztą w każdej chwili Susan mogła mu powiedzieć prawdę. Wystarczyłoby, że spytałby ją o to.

Odkręciłam kran i ochlapałam twarz zimną wodą. Patrząc na siebie w lustrze miałam ochotę odwrócić wzrok. Byłam żałosna.

W pośpiechu zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic.

Nie wiem ile czasu tam spędziłam, ale na tyle dużo, by Steven w końcu zaczął dobijać się do drzwi łazienki. To było dziecinne, ale nie zamierzałam mu otwierać. Skoro ja przetrwałam cały ten dzień bez niego, on poradzi sobie z Emmą przez godzinę. Była tak śpiąca i zmęczona, że prawie zasypiała mu na rękach, gdy wyciągnął ją z samochodu, więc raczej nie powinien szukać u mnie pomocy.

— Skarbie... Proszę, porozmawiaj ze mną.

Milczałam i chociaż byłam już gotowa do wyjścia, usiadłam na brzegu wanny i gapiłam się w drzwi.

— Umyłem Emmę — oznajmił cicho po chwili. — Zaraz położę ją spać i wtedy porozmawiamy, dobrze? To ja idę...

Miałam ochotę wrzasnąć: "idź do diabła", ale świadomość, że usłyszałaby to moja córka, szybko mnie od tego odwiodła. Dlatego czekałam i dopiero, gdy usłyszałam oddalające się kroki Stevena, wyszłam z łazienki i poszłam do sypialni. Kilka minut później do moich uszu dotarły odgłosy zza ściany. Steven najprawdopodobniej czytał Emmie bajkę, o czym świadczył jego spokojny ton. Uznałam, że to doskonały moment, by zejść na dół i nalać sobie lampkę wina.

Z kieliszkiem w dłoni usiadłam na kanapie. Pół godziny później drzwi na górze zamknęły się cicho, a po chwili słychać było kroki. Nie odwracałam się. Patrzyłam przed siebie, popijając wino i ignorując Stevena, który schodził po schodach.

Z dłońmi wsuniętymi do kieszeni garniturowych spodni stanął przede mną. Przechylił głowę i zerknął na kieliszek. Chciał coś powiedzieć, ale najwyraźniej wolał nie dolewać oliwy do ognia. I dobrze. Byłam tak wściekła, że mogłabym mu rozbić ten kieliszek na głowie. Czułam, że wystarczyłoby jedno nieodpowiednie słowo, a wybuchłabym. On też to wiedział, dlatego był taki opanowany.

— Powiesz coś? — odezwał się w końcu.

— A co chciałbyś usłyszeć? — Wbiłam w niego ostre spojrzenie.

Westchnął i usiadł na krawędzi stolika, tuż przede mną. Próbował położyć dłonie na moich kolanach, ale odsunęłam się. Zrozumiał aluzję i oparł łokcie o swoje uda. Siedział pochylony i patrzył na splecione przed sobą swoje dłonie.

— To był parszywy dzień, kochanie — zaczął. — Miałem kilka spotkań na mieście. Dwa wyskoczyły całkiem nieoczekiwanie. Nie mogłem odmówić, tylko ja byłem zaznajomiony z projektami, więc nikt inny się nie nadawał. Jedno się kończyło, a za chwilę miało się zacząć kolejne... — Uniósł głowę i spojrzał mi w oczy. — Nawaliłem. Widziałem, że dzwonisz, ale nie miałem jak odebrać. A gdy wysiadałem z auta i miałem na to chwilę, telefon wyślizgnął mi się z ręki. Udało mi się go włączyć dopiero w domu. Cały dzień nie byłem w biurze, nie mogłem cię powiadomić.

Gdyby nie ty...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz