Rozdział 21
Jared
NIEPEWENOŚĆ...
"Emma Anderson, cztery lata..."
"Cztery. Pamiętam dokładnie, bo o ciąży dowiedziała się niedługo po tym jak ty..."
Czułem narastające pulsowanie w skroniach. Zamknąłem za sobą drzwi gabinetu i usiadłem na krześle znajdującym się na końcu korytarza, tuż obok automatu z kawą.
Cztery lata. Charlotte mnie okłamała. Potwierdziła to Susan i doktor Tempelton. Niedorzeczna myśl pojawiła się w mojej głowie, ale im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej racjonalna się stawała. Jakieś pięć lat temu spędziliśmy wspólnie z Char noc. Nie zabezpieczyłem się. To było możliwe. Emma mogła być moją córką...
Ktoś zatrzymał się koło mnie, żeby kupić sobie kawę w automacie, ale nawet nie podniosłem wzroku. Słyszałem dźwięki, kątem oka dostrzegłem ruch, ale nawet nie drgnąłem. Siedziałem pochylony, łokciami opierając się o kolana i gdyby nie to, że byliśmy w klinice, pewnie szarpałabym boleśnie własne włosy. Ogarnęła mnie dziwna nostalgia, podszyta parszywą bezsilnością, której nienawidziłem. Co powinienem zrobić? Spytać wprost? A może spróbować jakoś dojść do prawdy na własną rękę? Żadna opcja nie była dobra.
Nie wiem jak długo czekałem na szpitalnym korytarzy, ale w końcu z gabinetu wyłoniła się Charlotte z Emmą na rękach. Mała wyglądała na śpiącą i zmęczoną. Jej matka również. Podniosłem się z miejsca i ruszyłem w ich kierunku.
Charlotte była przerażona. Patrzyła wszędzie, tylko nie na mnie, a ja usilnie próbowałem nawiązać z nią kontakt wzrokowy, by móc cokolwiek wyczytać z jej spojrzenia. Być może o tym wiedziała i dlatego za wszelką cenę chciała tego uniknąć.
— Wszystko w porządku? — spytałem, starając się brzmieć swobodnie. Atakowaniem jej niczego bym nie wskórał.
— Tak. Nic jej nie będzie. — Jej głos był niepewny, lekko drżący. Byłem pewien, że marzyła tylko o tym, by znaleźć się już w we własnym domu.
— Wracamy?
— Nie musiałeś czekać — stwierdziła, usiłując sięgnąć do tylnej kieszeni szortów, by wyjąć telefon. — Zadzwonię do męża.
Chciała uciec. Gdyby to było możliwe, zapadłaby się pod ziemię, byle tylko nie przebywać ze mną w jednym pomieszczeniu. Wyczułem to. Nie dało się tego zignorować. Jej postawa, ton, niepewność bijąca ze spojrzenia.
W milczeniu przyglądałem się, jak próbuje dodzwonić się do Stevena. Im dłużej to trwało, tym bardziej kuliła się w sobie. Jeszcze chwila, a rozpłakałaby się stojąc przede mną.
— Daj spokój, wrócimy razem. Steven na pewno jest zajęty. Su mówiła, że ma odpowiedzialną pracę. — Ostatnie zdanie dodałem tylko po to, by Charlotte nie czuła się źle. Widziałem ile kosztowało ją to, że nie było przy niej męża.
Jej twarz nieco złagodniała.
— Tak, dużo pracuje. — Ciężko przełknęła ślinę. — Dba, by mi i Emmie niczego nie zabrakło.
Co za durna wymówka. Przerabiałem to. Pieniądze są potrzebne, ale nic nie zastąpi miłości i uwagi. Nic.
Uśmiechnąłem się, choć nie do końca szczerze. Naprawdę nie chciałem jej teraz denerwować.
— Mam ją wziąć na ręce? Pewnie jest ci ciężko, jesteś taka drobna...
Prychnęła.
— Drobna? Nie wyglądam tak jak kiedyś.
CZYTASZ
Gdyby nie ty...
ChickLitCo znajdziecie w tej książce? ✔️Slow Burn🔥 ✔️Spotkanie po latach 🗓️ ✔️Skomplikowane relacje rodzinne😱 ✔️Trudna przeszłość głównego bohatera😢 ✔️ Małżeństwo💒 ✔️Zdrada, wynikiem której jest ciąża🛏️ ✔️Dużoooooo tajemnic "Łzy moczyły moje policzki...