26. Charlotte/NADZIEJA...

1K 268 76
                                    


Rozdział 26

Charlotte

NADZIEJA...

Zeszłej nocy coś zepsuło się nieodwracalnie.

Coś pękło i roztrzaskało się z hukiem.

Tym czymś było moje serce i nasze małżeństwo.

— Chciałabym wrócić do pracy — oznajmiłam, gdy wspólnie ze Stevenem jedliśmy śniadanie. Atmosfera była mało przyjemna, ale na szczęście Emma jeszcze spała i nie musiała tego oglądać. — Potrzebuję tego.

Steven westchnął i napił się kawy. Jego wzrok zamiast skupić się na mnie powędrował w kierunku okna. Coś zmieniło się również w nim. Cierpiał tak samo jak ja i nie umiałam nic na to poradzić. A może nawet nie chciałam.

— Tyle razy mówiłem, że powinnaś to zrobić. — Pokręcił głową uśmiechając się z żalem. — Nie chciałaś nawet o tym słyszeć.

— Emma była za mała, żebym mogła zostawić ją z obcą osobą.

W końcu na mnie spojrzał.

— Nigdy nie przyznasz się do błędu, co?

Moje dziecko nie było błędem. Moje poświęcenie również. Jedyny błąd jaki popełniłam to że bardziej nie zadbałam o własny komfort.

— Dziś zadzwonię do Trenta i spytam, czy mogłabym wrócić — kontynuowałam. — Jeśli nie, będę szukała czegoś gdzieś indziej.

— Dobrze. — Wstał od stołu i założył marynarkę. Poparzył na mnie z góry. — Znajdź niańkę do czasu, gdy nie zwolni się jakieś miejsce w przedszkolu.

Poprawił krawat i sięgnął po filiżankę, by dopić kawę.

— Wróćmy do normalności, Char. Chcę odzyskać moją przebojową żonę.

Miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że nie stracił żony. Jestem tu, a moja przebojowość po prostu uległa hibernacji. Przez ostatnie lata bardziej od szaleńczego tempa i wyścigu szczurów w pracy potrzebowałam spokoju. Ciszy i relaksu.

— Idź już, zanim powiem coś, czego oboje pożałujemy.

Wczoraj czułam żal, ale po rozmowie z Jaredem coś się zmieniło. Żal został zastąpiony złością.

Steven zacisnął szczękę, ale nie odezwał się. Może to i lepiej, zwłaszcza, że odgłos małych stópek rozniósł się echem po domu, a po chwili do kuchni wbiegła Emma. Wyglądała uroczo w dwuczęściowej piżamce w misie i włoskami sterczącymi w każdą stronę.

— Wołałam cię. — Podeszła do mnie i wgramoliła mi się na kolana. — Nie możesz zostać w domu, tatusiu? Chciałabym żebyś nauczył mnie jeździć na rowerku. Peter już potrafi. Mel i Ben też. Tylko ja nie.

Steven jakiś czas temu kupił Emmie rower, ale najwidoczniej uznał, że na tym jego rola się skończyła, bo ani razu nie pokazał jej, jak powinno się jeździć.

Twarz Stevena złagodniała, ale ja dostrzegłam coś jeszcze. Poczucie winy.

— Nie dziś, księżniczko — powiedział nieco zduszonym głosem. — Może innego dnia.

— Ale ja chcę dziś. Mamo! Proszę! Proszę! — Była bliska płaczu. — Tata Petra powiedział, że tatusiowie uczą takich rzeczy!

— Może ja spróbuję? — zaproponowałam łagodnie. — Mamusie też potrafią.

Gdyby nie ty...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz