Rozdział 1

86 10 4
                                    

W domu dziecka każdy dzień wyglądał prawie tak samo. Budziliśmy się wcześnie, jedliśmy śniadanie przy wielkim, zbyt cichym stole, a potem rozpoczynała się rutyna – szkoła, odrabianie lekcji, kolacja, a na końcu noc, która była jedynym momentem, gdy czułam coś w rodzaju ulgi. Cisza była lepsza od chaosu. Nawet ta cisza, która sprawiała, że człowiek czuł się niewidzialny.

Było nas tu dużo, ale w gruncie rzeczy byłam sama. Moje dni zlewały się w jedno, niczym obraz za szybą autobusu. Pamiętam, że kiedyś marzyłam o ucieczce – o tym, że przyjdzie ktoś i zabierze mnie stąd. Ale z czasem te myśli wyparowały. Nikt nie przychodził. A jeśli już, to przychodzili po kogoś innego.

Byłam jedną z najstarszych. Dziewczyną, której nikt już nie chciał. Nikt nie adoptuje szesnastoletniej dziewczyny, która ma więcej blizn na duszy, niż można sobie wyobrazić. Młodsze dzieci miały większe szanse, były słodsze, bardziej ufne. Kiedy ktoś pojawiał się, żeby zabrać nowe dziecko do domu, mogłam poczuć, jak powoli wypadałam z gry. A może po prostu nigdy nie byłam w grze.

Siedziałam wtedy na korytarzu, pod ścianą, z książką na kolanach. Udawałam, że czytam, ale tak naprawdę nie mogłam się skupić. Nie tutaj. Wszędzie wokół było słychać śmiechy i szepty, ale nie takie przyjazne. Nie w domu dziecka. Te śmiechy miały ostre krawędzie, jak nóż. A szepty były jak trucizna, którą niektórzy tu uwielbiali rozsiewać.

Dzieciaki – szczególnie te, które już wyczuły, że ja nie będę walczyć – nauczyły się, jak uderzać w słabe punkty. W domu pełnym zagubionych dusz, każdy próbował znaleźć kogoś słabszego, żeby nie czuć się najgorzej. A ja byłam łatwym celem.

– Hej, Victoria, co ty tam znowu robisz? – usłyszałam znajomy, kpiący głos. To była Katie, o rok młodsza ode mnie, ale za to bardziej agresywna. – Czytasz o tym, jak ktoś cię kiedyś adoptuje? Może napiszesz o tym książkę? "Dziewczyna, której nikt nie chciał". Brzmi dobrze, co nie?

Zignorowałam ją, ale wiedziałam, że to tylko pogorszy sytuację. Zawsze to pogarszało.

Katie i jej dwie koleżanki – Chloe i Madison – podeszły bliżej, otaczając mnie ciasnym kręgiem. Każda z nich miała w sobie ten rodzaj władzy, którą można zdobyć tylko wtedy, gdy jest się wystarczająco bezwzględnym, by ranić innych dla własnej ulgi.

– Może po prostu nikt nie chce dziewczyny, która nie potrafi się nawet uśmiechnąć – dodała Madison, kręcąc głową z fałszywym współczuciem. – Może nie ma co się dziwić, że twoja rodzina cię zostawiła.

Te słowa były jak uderzenie. Znały mój największy ból, wiedziały, gdzie trafić. Ale nie mogłam im tego pokazać. Patrzyłam przed siebie, w ścianę, zaciśniętymi ustami, próbując udawać, że ich słowa są jak deszcz, który po prostu po mnie spływa.

– Zostawcie mnie – powiedziałam cicho, choć wiedziałam, że to nic nie da.

Katie nachyliła się nade mną, jej twarz była zbyt blisko. Czułam jej perfumy, które były za mocne, jak wszystko w niej.

– Nikt cię nie zostawi, dopóki sama sobie nie dasz rady – wysyczała. – Jesteś tylko nikim, Victoria. I tak będzie zawsze.

Ich śmiech odbił się echem w mojej głowie, gdy odchodziły, zostawiając mnie tam samą. Zaciśnięte pięści na książce, którą trzymałam, były jedynym śladem tego, co czułam. Nie mogłam płakać. Łzy tutaj były jak krew dla drapieżników.

Wstałam powoli, próbując złapać oddech. Przechodząc przez korytarz, unikałam spojrzeń innych dzieci. Wiedziałam, że widzieli wszystko, ale nikt nie zrobiłby nic, by to powstrzymać. To było regułą – każdy musiał sobie radzić sam. Tak to działało.

Dotarłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie plecami, czując, jak napięcie w moim ciele powoli odpływa. W głowie wciąż słyszałam słowa Katie: "Jesteś nikim."

Może miała rację. Może byłam nikim. Może nie było już dla mnie nadziei.

Jednak gdzieś głęboko w środku – w miejscu, do którego bałam się zaglądać – była jeszcze iskra. Mała, ledwo zauważalna, ale wciąż tam. Iskra, która mówiła mi, że może, tylko może, coś się jeszcze zmieni.

Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że życie przygotowało dla mnie coś, czego nie mogłam przewidzieć. Coś, co miało odmienić wszystko.



-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mamy to. Pierwszy rozdział już jest. Zostawcie gwiazdkę i komentarze mile widziane. Do następnego 

Adoptowane Marzenia | TOM 1|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz