Rozdział 11

72 8 3
                                    

Logan

Oparłem się o ścianę na końcu korytarza, patrząc na tłum uczniów przemieszczających się między klasami. W tej szkole wszystko zawsze działo się szybko – plotki, kłótnie, drobne intrygi. Każdy dzień przynosił coś nowego, ale dla mnie te zmiany były tylko tłem. Przez większość czasu trzymałem się z boku, obserwując z dystansu. Taka była moja strategia od lat. Nie byłem zainteresowany wplątywaniem się w dramaty, które tu rozgrywały się na każdym kroku.

Ale teraz coś się zmieniło.

Victoria. Nowa dziewczyna. Od chwili, gdy zobaczyłem ją na kolacji, coś we mnie się poruszyło, jakbym zobaczył kogoś, kogo nie spodziewałem się tu spotkać. Była inna – spokojna, jakby jej obecność w tej szkole była przypadkiem, a nie świadomym wyborem. Widziałem to w jej oczach: to zagubienie, które tak bardzo starała się ukryć. Ale ja potrafiłem to dostrzec. Może dlatego, że sam czułem się kiedyś tak samo.

Zauważyłem ją, jak szła z Eleną przez korytarz, a za chwilę zobaczyłem Dylana, jak zbliża się do nich. Ten gość zawsze szukał problemów. Dylan nie potrafił odpuścić, zwłaszcza kiedy ktoś był nowy. Lubił sprawdzać granice, prowokować. A Victoria... nie wyglądała, jakby była gotowa na jego gry.

Zacisnąłem pięści, widząc, jak Dylan zaczepia ją, a potem uśmiecha się tym swoim fałszywym uśmiechem. Nienawidziłem, kiedy tak robił. Wiedziałem, że nie chodziło mu o nic więcej, niż żeby zobaczyć, jak daleko może się posunąć, zanim ktoś go powstrzyma. Nie zamierzałem czekać, aż zrobi coś głupiego.

Zrobiłem krok w ich stronę, ale zanim zdążyłem podejść, usłyszałem Jessicę za sobą. Jej głos był miękki, ale pełen tej fałszywej troski, którą rezerwowała tylko dla mnie.

– Hej, Logan – powiedziała, uśmiechając się tak, jakby nasze poprzednie rozmowy nigdy się nie odbyły. – Wszystko w porządku?

Nie odpowiedziałem od razu. Zamiast tego rzuciłem krótkie spojrzenie w stronę Victorii, widząc, jak Dylan w końcu odchodzi. Na szczęście nie zrobił niczego poważnego, ale widziałem, że Victoria była spięta. Nawet Elena nie wyglądała na zbyt pewną siebie w tej sytuacji.

– Tak, wszystko w porządku – odpowiedziałem Jessice, nie odwracając się do niej. Wiedziałem, że patrzy na mnie tym swoim oceniającym spojrzeniem. Od lat próbowała zbliżyć się do mnie, ale nigdy nie dawałem jej na to szansy. Była zbyt manipulacyjna, zbyt skupiona na tym, żeby kontrolować innych, zwłaszcza mnie.

Zrobiła krok bliżej, jakby chciała znaleźć się w moim polu widzenia.

– Dylan znowu robi problemy? – zapytała, udając zainteresowanie.

– Nic nowego – odparłem krótko, starając się zakończyć rozmowę.

Jessica zawsze próbowała się do mnie zbliżyć, zwłaszcza gdy czuła, że ktoś może stanąć między nami. To było coś, co od dawna mnie drażniło – jej przekonanie, że może mnie posiadać, że w jakiś sposób należę do niej. Ale to, co zrobiła, co zawsze próbowała zrobić, tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że muszę trzymać się od niej z daleka.

– Słyszałam, że nowa dziewczyna jest całkiem... ciekawa – rzuciła, jakby mimochodem, ale wiedziałem, że celowała prosto we mnie.

Nie odpowiedziałem. Zamiast tego zrobiłem krok w stronę wyjścia, zostawiając Jessicę z tyłu. Nie miałem ochoty wplątywać się w jej gierki, a tym bardziej wciągać Victorii w ten cały chaos, który krążył wokół Jessiki. Wiedziałem, że to nie skończy się dobrze, jeśli Jessica poczuje, że Victoria jest dla niej zagrożeniem. A wiedziałem, że tak właśnie będzie.

Kiedy odwróciłem się po raz ostatni, zobaczyłem Victorii, która spoglądała na mnie z końca korytarza. Nasze spojrzenia się spotkały, a przez krótką chwilę miałem wrażenie, że coś się zmienia. Jakby ten jeden moment miał znaczyć więcej niż wszystkie inne. Nie wiem, dlaczego, ale czułem, że to dopiero początek. Początek czegoś, co może skończyć się źle – albo dla niej, albo dla mnie.

Wiedziałem, że w tej chwili powinienem po prostu odejść, zostawić to wszystko za sobą, ale nie mogłem przestać myśleć o niej. Victoria. Była jak nowy element w tej układance, który nagle zmienia całą grę. Zawsze udawało mi się trzymać na dystans, nie angażować się w to, co działo się wokół mnie, ale teraz... coś w niej przyciągało mnie w sposób, którego nie potrafiłem wytłumaczyć.

Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, wiedziałem, że ona również mnie zauważyła. Nie była typem dziewczyny, która od razu się wycofuje, choć mogłem dostrzec w jej oczach cień niepewności. Coś w jej spojrzeniu sprawiało, że chciałem ją lepiej poznać. Może dlatego, że widziałem w niej kogoś podobnego do siebie – osobę, która stara się dopasować, ale nie do końca wie, jak to zrobić.

Jessica zawsze była problemem, ale teraz wydawało się, że sprawy mogą stać się jeszcze bardziej skomplikowane. Ona nigdy nie odpuszczała. Wierzyła, że jestem jej własnością, jakby miała prawo decydować o moim życiu. Było to uciążliwe, ale z czasem nauczyłem się to ignorować. Teraz jednak, z Victorią w obrazku, wiedziałem, że Jessica nie zamierza się poddać bez walki.

Westchnąłem, wychodząc na zewnątrz. Potrzebowałem chwili spokoju, żeby poukładać myśli. Jednak zanim zdążyłem odejść wystarczająco daleko, usłyszałem znajome kroki za sobą.

– Logan! – Jessica zawołała, a jej głos brzmiał zbyt słodko, jak na mój gust. Zatrzymałem się, chociaż nie miałem na to ochoty.

– Czego chcesz? – zapytałem, nie odwracając się. Czułem jej obecność za sobą, ale nie chciałem tego przedłużać.

– Tylko porozmawiać – odparła, stając obok mnie. – Wiem, że coś się dzieje.

Prychnąłem pod nosem. Oczywiście, że wiedziała. Zawsze wiedziała.

– Nie dzieje się nic, co by cię dotyczyło – odpowiedziałem, próbując zakończyć rozmowę. Wiedziałem, że próba ukrywania czegokolwiek przed nią była skazana na porażkę. Jessica miała talent do węszenia tam, gdzie nie powinna.

– Logan, nie udawaj – powiedziała, jej głos stwardniał. – Ta nowa dziewczyna... Victoria. Widzę, jak na nią patrzysz. Myślisz, że nie zauważyłam?

Nie chciałem jej odpowiadać. Moje milczenie było wystarczająco wymowne, a poza tym... nie miałem zamiaru rozmawiać z nią o Victorii.

– Logan, wiesz, że tylko ja jestem dla ciebie odpowiednia – kontynuowała. – Ona tu nie pasuje. Jest zagubiona. Nie ma pojęcia, co ją czeka w tej szkole.

Zacisnąłem szczęki, starając się nie zareagować, ale jej słowa trafiły tam, gdzie chciała. Jessica zawsze potrafiła uderzyć w czułe punkty.

– Daj jej spokój – powiedziałem cicho, ale stanowczo. – Ona nie ma nic wspólnego z tym, co się między nami dzieje.

– Nie mów tak, jakbyś to ty o tym decydował – odpowiedziała z jadem w głosie. – Zawsze decydujemy razem.

Spojrzałem na nią w końcu. Jej oczy płonęły, jakby tylko czekała, aż w końcu stracę cierpliwość. Ale nie zamierzałem dać jej tej satysfakcji.

– Między nami nic nie ma, Jessica – powiedziałem powoli, starając się, by moje słowa dotarły do niej. – I nigdy nie będzie.

Jej twarz stężała. Wiedziałem, że te słowa ją zraniły, ale to było konieczne. Nie mogłem pozwolić jej myśleć, że ma nade mną jakąkolwiek kontrolę.

Jessica nic nie odpowiedziała. Odwróciła się gwałtownie i odeszła, zostawiając mnie z dziwnym poczuciem, że ta rozmowa nie była zakończeniem, ale raczej początkiem czegoś znacznie bardziej skomplikowanego.

Spojrzałem w stronę szkoły, gdzie zniknęła Victoria. Wiedziałem, że to, co się działo, dopiero się zaczynało. Ale byłem gotów. Może po raz pierwszy od dawna czułem, że nie mogę już stać z boku. Nie w tej sytuacji.

Nie, gdy chodziło o nią.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

mamy kolejny rozdział!!!! Dajcie znać jak się podobał. Zostawcie coś po sobie jak zawsze. Buziaki do następnego 

Adoptowane Marzenia | TOM 1|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz