Rozdział 9

67 9 6
                                    

Logan

Dzień zaczynał się jak każdy inny – ten sam rytuał, ta sama cisza o poranku. Budzik zerwał mnie z łóżka punktualnie o 6:30, choć tak naprawdę budziłem się chwilę wcześniej. Zawsze tak było. Ciało już przyzwyczaiło się do rutyny, do tego spokojnego, niemal mechanicznego tempa poranków. Przeciągnąłem się, przez moment patrząc na sufit, zanim wstałem.

Pierwsze kroki zawsze prowadziły do łazienki. Szybki prysznic, zimna woda, która miała mnie rozbudzić, choć tak naprawdę to zapach świeżo parzonej kawy był tym, co naprawdę stawiało mnie na nogi. Rytuał niezmienny – ciemna, bez cukru, dokładnie tak, jak lubiłem.

Otworzyłem drzwi do garażu, a tam stał on – Chevrolet Camaro z 1969 roku. Spoglądając na niego, zawsze czułem coś w rodzaju dumy. Ten samochód był dla mnie czymś więcej niż tylko środkiem transportu. To była moja wolność, coś, co sam doprowadziłem do perfekcji. Lubiłem momenty, gdy mogłem po prostu wsiąść, odpalić silnik i zostawić wszystko za sobą.

Zanim jednak usiadłem za kierownicą, sięgnąłem po stare słuchawki, które zawsze leżały na półce obok kluczyków. Muzyka – kolejny nieodłączny element mojej rutyny. Włączyłem playlistę i poczułem, jak znane dźwięki zaczynają wypełniać moje myśli, odgradzając mnie na chwilę od całego świata. Metalowe brzmienia idealnie współgrały z warkotem silnika, kiedy odpaliłem auto. Silnik warknął głęboko, kiedy przekręciłem kluczyk w stacyjce. Ten dźwięk zawsze mnie uspokajał. To była klasyka, która sprawiała, że każdy poranek zaczynał się lepiej. Zresztą, nie mogłem narzekać – stare Camaro, choć miał swoje kaprysy, nigdy mnie nie zawiódł, a jego charakterystyczne ryknięcie przy każdej zmianie biegu budziło wrażenie, że świat jest pod kontrolą, choćby tylko przez chwilę.

Była dopiero siódma rano, ale świat już zaczynał nabierać tempa, choć ja wciąż czułem, że mogę kontrolować każdą minutę. Wrzuciłem bieg i ruszyłem na spotkanie z Rayem, wiedząc, że dzień będzie jak każdy inny – a przynajmniej tak mi się wydawało.

Ray już na mnie czekał przed swoim domem. Zawsze punktualny, zawsze gotowy, z tym swoim szerokim uśmiechem, który mówił, że dzień będzie dobry, choćby tylko dlatego, że spędzimy go razem. Wyszedł z domu, z plecakiem niedbale przerzuconym przez ramię, jakby codzienność nie mogła go dotknąć.

– Ooo, stare Camaro znowu w akcji – zakpił lekko, wskakując na siedzenie pasażera. – Kiedy wreszcie kupisz coś, co nie pamięta lat sześćdziesiątych?

Uśmiechnąłem się pod nosem. To była nasza stała rozmowa – Ray wiecznie drażnił się z moim uwielbieniem do klasyków, a ja udawałem, że jego współczesne podejście do motoryzacji mnie irytuje. Prawda była jednak taka, że mój Camaro był częścią mnie, a Ray o tym doskonale wiedział.

– Może wtedy, kiedy ty przestaniesz nosić te koszulki zespołów, których nawet nie słuchasz – odpowiedziałem, rzucając mu krótkie spojrzenie.

Ray roześmiał się głośno, a ja zaciągnąłem się głęboko powietrzem, naciskając na pedał gazu, gdy wyjechaliśmy na drogę. Nie było zbyt wiele samochodów o tej porze, co mi odpowiadało. Lubiłem przestrzeń, lubiłem czuć, że mogę po prostu jechać, bez ograniczeń, bez przeszkód. Jazda zawsze była dla mnie jak forma ucieczki, sposób na wyczyszczenie głowy.

– To co, jesteś gotowy na kolejny dzień dramy w liceum? – zapytał Ray, opierając się wygodnie w fotelu, z tym swoim wiecznym luzem.

– Nie mam wyjścia – odpowiedziałem sucho. – Ale widziałem cię wczoraj z Alison. Wyglądało na to, że drama nie jest ci aż tak obca.

Ray przewrócił oczami, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech.

– Tak, stary, Alison to osobna kategoria. Ale wiesz, że ja sobie radzę.

Zamilkłem na chwilę, skupiając się na drodze, ale myśli zaczęły błądzić w zupełnie innym kierunku. Zamiast codziennych rozmów o szkole, dramach, czy planach na weekend, w mojej głowie wciąż krążyła myśl o Victorii. Wczoraj przy kolacji była... inna. Cicha, zamknięta w sobie, jakby nie do końca pasowała do reszty towarzystwa. A mimo to coś mnie do niej przyciągało. Coś w jej spojrzeniu mówiło, że nosi w sobie coś, czego nie pokazuje nikomu.

– Hej, ziemia do Logana – głos Raya przerwał moje rozmyślania. – Gdzie się zawiesiłeś? Na pewno nie na książkach.

– Spokojnie, stary – odpowiedziałem, próbując wrócić do rzeczywistości. – Wczoraj miałem trochę... inny wieczór.

Ray spojrzał na mnie uważnie, jakby nagle poczuł, że coś się dzieje, o czym nie wie.

– O co chodzi? – zapytał, odwracając się do mnie. – Masz na myśli tę nową dziewczynę? Victorii, tak?

Pokiwałem głową, ale nie chciałem się zbytnio rozwodzić nad tematem. Nie wiedziałem jeszcze, co dokładnie o tym wszystkim myśleć. Spotkanie z nią było... inne. Nie wiedziałem, dlaczego tak bardzo mnie to ruszało, ale coś we mnie podpowiadało, że warto ją lepiej poznać.

– Tak, Victoria – przyznałem w końcu, nie odwracając wzroku od drogi. – Nie wiem, co o niej myśleć, ale wydaje się... ciekawa.

Ray uniósł brew, wyraźnie zaciekawiony.

– Ciekawa? To nie brzmi jak Logan. Ciebie rzadko cokolwiek aż tak ciekawi.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Miał rację. Zazwyczaj nie angażowałem się emocjonalnie, przynajmniej nie tak szybko. Ale Victoria była jak zagadka, którą chciałem rozwiązać. Może dlatego, że widziałem w niej coś znajomego – coś, czego nie chciała nikomu pokazać.

– Może po prostu coś w niej jest – odparłem, lekko wzruszając ramionami. – Nie wiem. Po prostu chciałbym dowiedzieć się więcej.

Ray zaśmiał się, kręcąc głową.

– Tylko pamiętaj, stary, nie przeraź jej swoim zwyczajowym milczeniem. Dziewczyny lubią, jak z nimi rozmawiasz.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, dojechaliśmy do szkoły. Zatrzymałem się na parkingu i zgasiłem silnik, a cisza momentalnie opadła na nas jak zasłona. Zauważyłem, że Victoria szła w stronę szkoły, lekko zgarbiona, jakby próbowała ukryć się przed światem. Coś w jej postawie sprawiło, że poczułem ukłucie współczucia. Chciałem podejść do niej, ale wiedziałem, że muszę to zrobić ostrożnie. Nie mogłem jej spłoszyć.

– Dobra, idziemy – rzuciłem do Raya, ale w myślach już planowałem, jak mogę zbliżyć się do Victorii w ciągu dnia.

Ray machnął ręką, jakby czytał mi w myślach, a ja ruszyłem w stronę wejścia do szkoły, myśląc tylko o tym, jak uda mi się przekonać Victorię, by dała mi szansę lepiej ją poznać. Kiedy weszliśmy do szkoły, poczułem, że dzisiejszy dzień może być początkiem czegoś nowego. I choć nie miałem pewności, co mnie czeka, jedno wiedziałem na pewno – nie zamierzałem tego przegapić.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mamy kolejny rozdział!!!! Co myślicie? dajcie znac czy wam się podobał. Zostawcie po sobie coś, gwiazdkę, komentarz. A jutro szykuje dla was niespodziankę. Myślicie że co to będzie. Podpowiem wam, że zacznie się trochę dziać i mieszać między naszymi bohaterami. Do jutra, dobranoc

Adoptowane Marzenia | TOM 1|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz