Minął tydzień od naszego wypadku. Dla mnie ten czas ciągnął się jak wieczność. Z każdą godziną czułem, że coś we mnie pęka, kawałek po kawałku. Mnie już wypisali ze szpitala – fizycznie było w porządku, kilka siniaków i zadrapań. Ale psychicznie? Nie było ze mną dobrze. Codziennie wracałem tutaj, do Sooyeon. Wciąż leżała nieprzytomna, a jej cicha obecność, podpięta do aparatury, była jedynym powodem, dla którego jeszcze trzymałem się jeszcze zdrowego rozsądku.
Siedziałem przy jej łóżku, obserwując, jak maszyny mierzą jej puls i oddech. Cichy szum aparatury był jedynym dźwiękiem w pomieszczeniu. Sooyeon wyglądała tak spokojnie, jakby spała, jakby za chwilę miała otworzyć oczy i uśmiechnąć się do mnie. Ale to była tylko iluzja. Jej stan nie zmieniał się, a każdy dzień bez jej uśmiechu, bez jej głosu, wydawał się nie do zniesienia.
Przeciągnąłem dłonią po włosach, czując narastającą frustrację. Lekarze mówili, że to tylko kwestia czasu, ale... jak długo jeszcze miałem czekać? Co jeśli nigdy się nie obudzi?
– Heeseung, musisz coś zjeść – powiedział cicho Beomgyu, który przyszedł mnie odwiedzić. Siadał na krześle obok, patrząc na mnie z troską.
Spojrzałem na niego, próbując się uśmiechnąć, ale wyszło mi to bardziej jak grymas.
– Nie jestem głodny – odparłem, patrząc znowu na Sooyeon. Jej delikatne rysy twarzy były takie same jak zawsze, a ja złapałem się na tym, że po raz kolejny chciałem wziąć jej dłoń w swoją, tak jak robiłem to każdego dnia.
Beomgyu westchnął, opierając się o oparcie krzesła.
– Wiem, że to trudne, ale musisz o siebie dbać – powiedział, jego głos był pełen troski. – Ona by tego chciała.
Oparłem łokcie na kolanach i spuściłem głowę, patrząc na podłogę. Jego słowa były prawdziwe, wiedziałem o tym. Sooyeon zawsze się o mnie troszczyła, nawet w najgorszych momentach. Ale teraz to ja byłem odpowiedzialny za nią, za jej bezpieczeństwo.
– Co, jeśli się nie obudzi? – zapytałem cicho, nie patrząc na niego. Bałem się tej myśli, która wypełniała mi głowę, odkąd tutaj byłem. – Co, jeśli nigdy nie otworzy oczu?
Beomgyu milczał przez chwilę, jakby nie wiedział, co odpowiedzieć. W końcu jego głos znów przerwał ciszę.
– Ona jest silna, Heeseung. Przejdzie przez to. Musisz w to wierzyć.
Spojrzałem na niego, a w moich oczach musiało odbijać się to, co czułem – bezradność i strach. Wiedziałem, że Beomgyu miał rację, że musiałem trzymać się nadziei, ale każdego dnia było to coraz trudniejsze.
Usłyszałem ciche pikanie maszyny i odruchowo spojrzałem na Sooyeon. Jej twarz pozostała nieruchoma, ale ja złapałem jej dłoń, jakbym chciał jej przekazać wszystko, co we mnie się gromadziło przez ten tydzień – ból, miłość, tęsknotę.
– Proszę, obudź się – wyszeptałem, głaszcząc kciukiem jej chłodną skórę. – Nie wiem, co mam zrobić bez ciebie...
Cisza w pokoju była ciężka, a jedynym dźwiękiem, jaki się rozlegał, było regularne pikanie maszyny monitorującej jej serce. Każdy pik przypominał mi, że mimo wszystko, ona wciąż tu była. Była ze mną.
– Musisz wrócić do wytwórni. Mieliście nagrywać twoją piosenkę – powiedział Beomgyu, patrząc na mnie z troską, ale także stanowczo. Wiedział, że nie chcę zostawiać Sooyeon, że nie mogłem po prostu wrócić do normalnego życia, kiedy ona leżała tutaj, bez ruchu, nieprzytomna. Ale miał rację. Życie toczyło się dalej, a kariera, nad którą pracowałem, nie mogła czekać wiecznie.
CZYTASZ
Fatal trouble || Lee Heeseung
FanficFatalny kłopot, takie samo wspomnienie Inna historia, która mnie zatrzęsła Fatalny kłopot