8 maja 2016
Nigdy bym nie pomyślała, że po wszystkich tych tygodniach, pełnych niewiadomej, pojawi się w moim życiu coś, co rozjaśni mój świat. A jednak! Tata wręczył mi niespodziankę – małą kotkę. Kiedy otworzyłam pudełko, a tam siedziała mała, biała kulka z niebieskimi oczami, serce zabiło mi mocniej. Zakochałam się w niej od pierwszej chwili. Kotka to Ragdoll – takie były wytworne jak królowe w opisach, które przeczytałam zaraz po tym, jak weszła do mojego życia. Nazwałam ją Lucy, bo... nie wiem, to imię samo mi się nasunęło. Od razu pasowało do niej, jakby była moją Lucy od zawsze. Teraz siedzi obok mnie, wyciągnięta jak długi sznur, puchata i spokojna. Czasem wydaje mi się, że bardziej mnie rozumie niż wszyscy inni.
Tata bardzo się starał, aby to był wyjątkowy prezent. I doceniam to, naprawdę, ale... ciągle jest coś, co nas dzieli. Może to ja? Może za bardzo boję się, że nie umiem go poznać na nowo. Wiem, że chce mi pomóc, próbuje rozmawiać, zabiera mnie w różne miejsca, ale relacja między nami wciąż wydaje się chłodna. Jest jak lód, który nie chce się roztopić. Tak, Lucy to ciepło, które rozgrzewa mnie od środka, ale z tatą... jeszcze tego nie czuję. Może to wszystko potrzebuje czasu.
Co do szkoły, zaczyna się robić ciekawiej. Poznałam kilka fajnych osób, choć muszę przyznać, że najbardziej zaskoczyła mnie Ewelina, którą wszyscy nazywają Evą. Jest Polką, tak jak ja, chociaż ona wyemigrowała tu z rodziną kilka lat temu. Od razu złapałyśmy dobry kontakt. Siedziałyśmy na lunchu razem, a nasze rozmowy po prostu płynęły, jakbyśmy znały się od zawsze. Co zabawne, mamy trochę podobną historię. Ja nic nie pamiętam, a ona... cóż, ona robi wszystko, żeby zapomnieć. Mówi, że postawiła grubą kreskę na przeszłości i nie chce do niej wracać. Przeprowadziła się tutaj po rozwodzie rodziców, razem z mamą i młodszym bratem, który ma autyzm. Wiem, że nie miała łatwo. To pocieszające, że nie tylko moje życie się posypało.
Powiedziałam Evie o chłopaku, który czekał na mnie po wypadku w szpitalu. Bruno... Pamiętam, że był taki przejęty, ale potem zniknął z mojego życia tak szybko, jak się pojawił. Od tamtej pory nic. Ani wiadomości, ani telefonu. Eva rzuciła mi wtedy coś, co zapadło mi w pamięć: „Może powinnaś postawić kreskę, tak jak ja. Nie warto gonić za wspomnieniami. Życie to tu i teraz." I może ma rację. Może to jest sposób, żeby iść naprzód? Ale z drugiej strony... jak mam zapomnieć o czymś, czego nawet nie pamiętam?
Czasami wydaje mi się, że Eva jest twardzielką – cała ta gotycka stylówka, ciężkie makijaże, czarne ubrania. Ale im lepiej ją poznaję, tym bardziej widzę, że to tylko zewnętrzna powłoka. W głębi duszy Eva to romantyczka, zakochana w Hallmarkowych filmach i... w swoich licznych „miłosnych podbojach." To chyba jej ulubiony temat. Opowiada mi o nich, jakby były wielkimi przygodami. Każda historia jest inna, zabawniejsza od poprzedniej. „Ostatni raz, kiedy próbowałam być subtelna, skończyło się tym, że gościa prawie rozśmieszyłam na śmierć" – powiedziała mi ostatnio, a ja wybuchnęłam śmiechem. I to zawsze mnie rozśmiesza – ta kontrastowość między jej wyglądem a sposobem, w jaki mówi o miłości. Eva potrafi stworzyć taki chaos wokół siebie, że nie można się nudzić, a jej „niezainteresowanie" miłością wydaje się kompletnym przeciwieństwem tego, co naprawdę czuje.
Właściwie spędzamy sporo czasu razem. Naszą ulubioną miejscówką jest All Day Café – kawiarnia z widokiem na Vancouver Harbour. Uwielbiam to miejsce. Siadamy tam, pijemy kawę (Eva z mlekiem migdałowym, bo oczywiście ma swoją „trudną" dietę), a przed nami roztacza się widok na taflę jeziora, które lśni w promieniach słońca. W oddali widać góry, które na tle błękitnego nieba wydają się jeszcze wyższe i majestatyczne. Czasami, kiedy słońce już zaczyna się chować, jezioro wygląda, jakby wciągało światło do swojego wnętrza. To wszystko wydaje się takie nierzeczywiste, jakby ten krajobraz miał mnie obudzić z tego koszmaru, który trwał przez ostatnie miesiące.
Eva zawsze wtedy mówi coś zabawnego, coś, co sprawia, że czuję się normalnie. W ostatnich dniach, gdy siedziałyśmy w kawiarni, opowiadała mi o chłopaku, który ciągle pisze do niej wiadomości, ale ona ma wrażenie, że jest „zbyt miły." Tak, serio – za miły! Zastanawiam się, czy ona kiedykolwiek da komuś prawdziwą szansę, ale kiedy o tym wspominam, udaje, że nie słyszy i zmienia temat.
Czasem myślę, że dzięki niej czuję się tu trochę mniej obco. To dziwne uczucie, kiedy odnajdujesz w kimś fragment siebie, nawet jeśli ten fragment jest ukryty za warstwami tatuaży i mocnego makijażu.
Z Lucy u boku i Evą jako przyjaciółką, Vancouver nie wydaje się już takie straszne. Może... może zaczynam tu powoli odnajdywać swoje miejsce.
CZYTASZ
Spotkamy się na moście miłości [ZAKOŃCZONE]
Romance[bez redakcji] 16+ Amelia i Bruno byli nierozłączni, dopóki tragiczny wypadek nie rozbił ich życia na kawałki. Ona - pełna marzeń szesnastolatka - traci matkę i pamięć, zostaje zabrana przez ojca do Kanady, zostawiając wszystko, co kochała. On - zak...