Bruno stał na moście miłości, opierając się o barierkę i spoglądając na rzekę. Wieczór już zapadał, a niebo przybierało ciemniejsze odcienie, przetykane jedynie smugami różu i pomarańczu. Jego telefon spoczywał w dłoni, a ekran raz po raz rozświetlał się na krótko, gdy Bruno sprawdzał, czy nie dostał kolejnej wiadomości. Zegar wskazywał 16:30, a Melki nadal nie było.
– Gdzie ty jesteś? – mruknął pod nosem, spoglądając w stronę drogi prowadzącej na most.
Wszystko powinno się już skończyć – te dwa długie miesiące bez niej. Teraz miała wrócić, a ich spotkanie miało być początkiem końca rozłąki. Bruno nie mógł doczekać się momentu, w którym zobaczy jej roześmianą twarz, rzuci ją w ramiona i poczuje w końcu to, czego brakowało mu przez całe wakacje – bliskość Amelii.
Jednak minęło już pół godziny od ich umówionej godziny. Słońce coraz bardziej chowało się za horyzontem, a jej wciąż nie było.
Odezwał się ponownie Messenger, ale tym razem nie była to Amelia. Grupa na Messengerze, koledzy z klasy, zaczęła coś komentować o nowym roku szkolnym. Bruno spojrzał na wiadomości, po czym westchnął i szybko zamknął aplikację. Nie teraz. Teraz liczyła się tylko ona.
Bruno odepchnął się od barierki i zaczął chodzić tam i z powrotem. Ostatecznie usiadł na ławce przy mostku, wyciągając telefon. Jego palce przebiegły po ekranie, gdy otworzył ich konwersację, szukając ostatniej wiadomości od niej.
Pada mi bateria, ładowarka w walizce. Do zobaczenia na moście. 16! – to były jej ostatnie słowa.
Początkowo uspokoił się tą myślą. Pewnie coś się przeciągnęło. Może utknęła w korku, a telefon się rozładował. Ale po godzinie czekania niepokój zaczął narastać. Myśli zaczęły go niepokoić, choć próbował je odrzucać.
Wstał z ławki, przeciągnął ręką przez włosy i podjął decyzję.
– Nie, to nie jest normalne.
Wsiadł na rower, który zostawił oparty przy moście, i pojechał w stronę domu Amelii. Droga, którą znał na pamięć, dziś wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Każde skrzyżowanie, każda ulica tylko potęgowały jego zmartwienie. Z jego umysłu nie znikały myśli o Amelii – jak spogląda na niego swoimi szmaragdowymi oczami, jak się śmieje, gdy opowiada mu o najnowszych wydarzeniach ze swojego życia. A teraz – cisza.
Gdy dotarł pod dom Amelii, coś było wyraźnie nie tak. Na podjeździe stał radiowóz, a przed domem kręciło się kilku policjantów. Przez sekundę Bruno poczuł, jak serce zamiera w jego piersi. Babcia Amelii stała na progu, twarz ukryta w dłoniach, a jej ciało drżało z rozpaczy.
– Pani Mario, co się stało? – spytał, podchodząc bliżej, starając się opanować drżenie głosu.
Starsza kobieta podniosła na niego oczy, z czerwonymi od płaczu powiekami. Jej słowa były chaotyczne, rwane.
– Wypadek... Amelia... Muszę... do szpitala... – wydukała, a Bruno poczuł, jak jego nogi zaczynają się uginać.
– Jaki wypadek? Gdzie jest Amelia?! – zapytał, próbując zachować zimną krew, ale panika coraz bardziej ściskała jego serce.
Babcia chwyciła jego rękę, błagając:
– Błagam, zawieźcie mnie do szpitala...
Bruno poczuł, jak jego serce niemal zatrzymało się, kiedy spojrzał na zapłakaną twarz babci Amelii. Była blada, oszołomiona, a jej oczy zdradzały desperację. Policjant objął ją ramieniem, kierując ją w stronę radiowozu, aby zawieźć ją do szpitala, gdzie czekała informacja o stanie Amelii. Bruno chciał biec za nimi, ale wiedział, że nie może zostawić roweru, na którym przyjechał. Nie miał innego wyboru. Ale wtedy usłyszał fragment rozmowy.
CZYTASZ
Spotkamy się na moście miłości [ZAKOŃCZONE]
Romantizm[bez redakcji] 16+ Amelia i Bruno byli nierozłączni, dopóki tragiczny wypadek nie rozbił ich życia na kawałki. Ona - pełna marzeń szesnastolatka - traci matkę i pamięć, zostaje zabrana przez ojca do Kanady, zostawiając wszystko, co kochała. On - zak...