Rozdział X

21 4 2
                                    


Bruno przemierzał długie, elegancko oświetlone korytarze centrum konferencyjnego, czując delikatny niepokój narastający w piersi. W powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej kawy i ciepłych rogalików, a wokół niego przechadzały się grupki weterynarzy z całego kraju, wymieniając się uprzejmościami i dyskutując o nowych trendach w medycynie weterynaryjnej. Sale wykładowe były starannie oznakowane, a na każdej z nich widniały nazwiska prelegentów, profesorów uczelni i specjalistów, którzy mieli przemawiać.

Rozglądał się w około i przeczesywał rękami swoje ubranie, nerwowo prostując kołnierzyk koszuli i sprawdzając, czy marynarka dobrze się układa. Czy na pewno wyglądał odpowiednio? Zerkając na innych uczestników, upewniał się, że wybrał strój wystarczająco elegancki, ale nieprzesadnie formalny. Mimo że był na kongresie weterynaryjnym, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wszyscy wokół wyglądali bardziej profesjonalnie, bardziej pewnie.

Czując w ręce ciężar teczki z notatkami, Bruno zerknął na zegarek. Miał jeszcze ponad pół godziny do rozpoczęcia swojego wystąpienia. Z ulgą stwierdził, że nie musi się spieszyć, więc postanowił skorzystać z bufetu. Odetchnął głęboko i ruszył w kierunku stoisk z poczęstunkiem, które były ustawione wzdłuż jednej ze ścian holu. Wziął filiżankę czarnej kawy i jednego z maślanych rogalików, starając się wypełnić czas czymś, co choć na chwilę odciągnie jego myśli od nadchodzącego stresu.

Z filiżanką w dłoni spojrzał w stronę sali, gdzie miały odbywać się wykłady. Zauważył kilku kolegów z branży, niektórych ledwo kojarzył z poprzednich konferencji. Uśmiechał się do nich grzecznościowo, machał ręką w geście powitania, choć wewnętrznie czuł, jak jego dłonie drżą z napięcia. To tylko wykład – mówił sobie w myślach, próbując uspokoić narastające nerwy. Nic nowego, tylko większa publiczność.

Gdy podnosił filiżankę do ust, poczuł niespodziewany dotyk na swoim ramieniu. Delikatna dłoń osunęła się z jego barku na łopatkę, sprawiając, że przeszył go dreszcz. Zaskoczony, niemal rozlał kawę, ale odwrócił się gwałtownie, by zobaczyć, kto to był.

Przed nim stała kobieta, która na pierwszy rzut oka wydała mu się znajoma, choć nie do końca potrafił przypomnieć sobie, skąd ją zna. Była wysoka, elegancka, z wyraźnym makijażem, który podkreślał jej duże, ciemnoniebieskie oczy. Miała idealnie ułożone, czarne włosy, które spływały po jej ramionach, a jej ubranie – dopasowana, czerwona sukienka – podkreślało zgrabną figurę. Wyglądała, jakby przyszła tutaj, by zrobić wrażenie i bez wątpienia osiągała swój cel. Jej usta były lekko zarysowane uśmiechem, a w oczach kryła się pewna drapieżność.

– Cześć, Bruno... – Kobieta lekko przeciągała słowa, uśmiechając się tajemniczo. – Mam nadzieję, że mnie pamiętasz.

Bruno zamarł, patrząc na nią zdezorientowany. Z jednej strony była mu znajoma, ale nie mógł sobie przypomnieć, skąd. Czuł się nieswojo, jakby powinien wiedzieć, kim ona jest, ale zupełnie nie mógł połączyć faktów.

– Przepraszam najmocniej, nie do końca kojarzę... – odpowiedział, nieco zażenowany, czując, jak jego policzki lekko się rumienią. Starał się zachować uprzejmość, ale stres nie pomagał.

Kobieta uniosła brew, jakby nieco rozbawiona jego reakcją.

– Karolina. – Jej odpowiedź była szybka, jakby była przygotowana na to, że Bruno jej nie rozpozna. – Byliśmy razem na roku. Na drugim mieliśmy wspólne praktyki.

Bruno poczuł, jak fala ulgi zalewa jego umysł. No jasne, Karolina! Dopiero teraz skojarzył jej twarz, choć wyglądała zupełnie inaczej niż kiedyś. W tamtych czasach była bardziej cicha, niemal niezauważalna w grupie. Teraz jednak... miała w sobie coś zupełnie innego – pewność siebie, wyniosłość.

Spotkamy się na moście miłości [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz