Rozdział XXXII

7 2 4
                                    


Wieczór był cichy, jakby cały świat zamilkł, pozwalając im zatrzymać się w tej chwili, bez pośpiechu, bez zbędnych słów. W pokoju, który Bruno wynajmował w pensjonacie, panował półmrok, przerywany jedynie delikatnym światłem lampy. Mela usiadła na brzegu łóżka, spoglądając na Bruna z nieśmiałością, która mieszała się z czymś głębszym – oczekiwaniem i tęsknotą.

Bruno zbliżył się do niej powoli, jakby każde jego działanie było starannie przemyślane. Stanął tuż przed nią, ich twarze dzieliły centymetry. Przez chwilę po prostu na nią patrzył, jakby próbował zapamiętać każdy szczegół jej twarzy – delikatność jej rysów, połysk w oczach, sposób, w jaki lekko przygryzała wargę, nieświadoma, że to go rozpala.

– Mogę? – zapytał cicho, podnosząc dłoń, by odgarnąć kosmyk włosów z jej twarzy.

Mela skinęła głową, a jej serce zabiło mocniej. Jego dotyk był miękki, czuły, subtelny. Przejechał kciukiem po jej policzku, a potem powoli nachylił się, składając na jej ustach pierwszy, delikatny pocałunek.

Bruno klęknął przed nią, obejmując jej dłonie. Ich spojrzenia spotkały się ponownie, jakby chcieli upewnić się, że oboje tego pragną. Po chwili Bruno wsunął palce pod ramiączko jej bluzki, delikatnie zsuwając je z ramienia. Jego pocałunki przeniosły się na jej szyję, a potem na obojczyk, zostawiając na jej skórze ślad jego obecności.

Mela czuła, jak ciepło Bruna otula ją niczym delikatny kokon bezpieczeństwa. Jego zapach – mieszanka piżma i czegoś oszałamiającego, co było tak bardzo nim – wypełniał jej zmysły, sprawiając, że czas przestał istnieć. Każdy dotyk jego dłoni, każda linia, którą zataczał na jej skórze, zdawała się być cichym wyznaniem, słowem niewypowiedzianym, ale bardziej wymownym niż cokolwiek, co mogłoby paść w tej chwili.

Jego dłonie powoli wędrowały po jej plecach, badając je jak mapę, którą pragnął zapamiętać na zawsze. Czuła ich delikatność, ich czułość – jakby każdy gest był hołdem składanym jej istnieniu. Kiedy Bruno nachylił się, by pocałować ją w miejsce, gdzie szyja łączyła się z ramieniem, dreszcz przebiegł przez jej ciało, a oddech zatrzymał się na moment, jakby powietrze nagle stało się zbyt ciężkie.

– Mela... – wyszeptał jej imię, niemal bezgłośnie, jakby bał się zburzyć kruchość tej chwili.

Otworzyła oczy, spotykając jego spojrzenie. Było w nim coś więcej niż pragnienie – była w nim miłość, nieśmiałość, może nawet odrobina obawy, czy to, co właśnie się dzieje, nie jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

– Jestem tutaj – powiedziała cicho, a w jej głosie pobrzmiewała pewność, która go uspokoiła.

Powoli uniósł ręce do jej twarzy, delikatnie trzymając ją w dłoniach, jakby była najcenniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek miał. Pocałunek, który złożył na jej ustach, był bardziej pytaniem niż odpowiedzią, subtelnym sprawdzeniem, czy jej serce bije w tym samym rytmie co jego.

Każdy ich ruch był przemyślany, smakowali siebie nawzajem z niespiesznym oddaniem, jakby każda sekunda była dla nich wiecznością. Mela wplotła palce w jego włosy, czując, jak drży pod jej dotykiem. Jego wargi wędrowały z ust na linię szczęki, a potem niżej, do delikatnego wgłębienia na szyi. Kiedy jego pocałunki przesunęły się jeszcze niżej, poczuła, jak jej ciało samo oddaje się tej chwili, ufając mu całkowicie.

Bruno uniósł ją delikatnie, układając na miękkim materacu. Spojrzał na nią, a jego oczy zdawały się mówić więcej niż mógłby wyrazić jakimikolwiek słowami. Dotknął dłonią jej policzka, a potem przesunął opuszkami palców wzdłuż jej ramienia, zatrzymując się na zsuniętym ramiączku bluzki.

Spotkamy się na moście miłości [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz