Rozdział XXIII

10 2 2
                                    


W domu babci panował przytłaczający spokój, jakby to miejsce samo rozumiało ciężar smutku, który Mela przyniosła ze sobą. Ściany, które kiedyś widziały lata pełne radości i wspomnień, teraz chłonęły milczenie przepełnione bólem i poczuciem straty. Janek siedział naprzeciw niej, jego spojrzenie pełne troski i wyrozumiałości. Mela patrzyła na niego, próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy, ale serce wydawało się rozrywać, jakby każda myśl o Brunie tylko pogłębiała tę ranę.

– Mela, wiem, że to dla ciebie bardzo trudne – zaczął Janek, jego głos był miękki, choć poważny. – Bruno... on też potrzebuje czasu. To, co dziś usłyszał, jest dla niego jak otwarcie starej rany, jakby to wszystko działo się od nowa. Musi się z tym zmierzyć i przetrawić. Tylko wtedy będzie w stanie zrozumieć, co naprawdę czuje.

Mela przełknęła ślinę i wzięła głęboki oddech, starając się znaleźć w sobie odwagę, by zrozumieć tę perspektywę. W jej głowie kłębiły się myśli. Była rozdarta – z jednej strony chciała pobiec do Bruna, znów złapać go za rękę, spojrzeć mu w oczy i błagać o wybaczenie. Przypomniała sobie, jak jeszcze niedawno czuła na sobie jego dotyk, a ich spojrzenia, pełne niedopowiedzeń, mówiły więcej niż słowa. Ale przecież widziała jego wzrok, pełen bólu i gniewu. Wiedziała, że teraz każde jej słowo mogłoby go tylko odpychać.

– A jeśli on nigdy mi nie wybaczy? – zapytała w końcu, łamiącym się głosem. – Straciłam go już raz, a teraz... teraz chyba naprawdę na zawsze.

Janek westchnął, patrząc na nią ze współczuciem.

– Może i tak się zdarzyć, Mela. Tego nie wiemy. Ale wiesz, musisz dać mu przestrzeń. Musisz pozwolić mu przetrawić to wszystko, czego się dowiedział. Czasami emocje, które tak długo w sobie tłumimy, potrzebują się rozlać, by móc się z nimi zmierzyć.

Mela wpatrywała się w swoje dłonie, które drżały lekko, jakby straciły resztki sił. Próbowała sobie wyobrazić, jak to jest w jego oczach, jak może widzieć ją teraz, po wszystkim, co mu powiedziała. Czuła się jakby była posłańcem przeszłości, który przyniósł ze sobą tylko dawny ból i żal. Westchnęła, pocierając dłonią skroń, starając się powstrzymać falę łez.

Nagle poczuła ciepło na nogach. Lucy, która przez cały czas kręciła się w pobliżu, przyszła do niej, zwijając się w kłębek u jej stóp. Ciepło futerka kotki przynosiło jakąś dziwną ulgę, jakby ta mała istota chciała powiedzieć jej, że nie jest sama.

Janek zauważył ten gest i uśmiechnął się lekko.

– Widzisz, nawet Lucy wie, kiedy potrzebujesz wsparcia. Zawsze trwa przy tobie, jak prawdziwy przyjaciel – powiedział cicho, jakby nie chciał zburzyć tej chwili.

Mela pogłaskała kotkę, a Lucy mruknęła cicho, wtulając się w jej rękę. Była przy niej, zawsze – przy każdej trudnej chwili, każdej samotnej nocy.

– Ona zawsze jest blisko, jakby wiedziała, co czuję – szepnęła Mela, czując, jak łzy napływają jej do oczu.

Janek wstał i poszedł do kuchni. Po chwili zapach świeżo zaparzonej herbaty wypełnił pokój, przywodząc na myśl dawne, spokojne chwile spędzane w tym domu. Dni, gdy życie wydawało się proste, a przyszłość pełna nadziei. Janek wręczył jej kubek i usiadł z powrotem, tym razem z delikatnym uśmiechem.

– Co planujesz na jutro? – zapytał łagodnie, wyczuwając, że Mela potrzebuje choć chwili, by oderwać myśli od bólu.

Upiła łyk herbaty, ciepło rozlewające się po jej wnętrzu przywracało nieco spokoju.

– Jutro muszę odebrać babcię z kliniki. Chcę, żeby już była w domu, tutaj... tylko że będę musiała zamówić taksówkę. Auto jest wprawdzie w garażu, ale... – zatrzymała się na moment, zaciskając dłonie na kubku – nigdy nie zrobiłam prawa jazdy. Po wypadku... po tym wszystkim, nie mogłam.

Spotkamy się na moście miłości [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz