Rozdział XIII

11 4 0
                                    


Bruno był wściekły. Zrozpaczony. Ale przede wszystkim wkurzony na siebie, na cały ten cholerny bałagan, który teraz go otaczał. Wszystko przez to, że znowu zrobił dokładnie to, czego się po sobie najbardziej bał — stał się jak jego ojciec. Zdrada. Ta pieprzona zdrada, której kiedyś dopuścił się jego stary, niszcząc życie matki i rodziny. A teraz on... Czyżby stawał się taki sam?

Bruno rozglądał się wokół z desperacją, licząc na to, że jakimś cudem zobaczy Melę w tłumie, pomiędzy przechodniami, biegnącą gdzieś na skraju chodnika. W jego głowie kłębiły się obrazy ich wspólnych chwil, a przede wszystkim jej wyraz twarzy, kiedy go zobaczyła – te rozszerzone oczy pełne rozczarowania, ból, który wyczytał w jej spojrzeniu. Zatrzymał się na chwilę, czując, jak serce bije mu coraz szybciej. Zacisnął pięści tak mocno, że aż zbielały mu kostki. Nienawidził tej sytuacji. Nienawidził siebie.

Do cholery, Bruno! Co ty najlepszego robisz?! – w głowie brzmiał głos, który mieszał się z echem dawno pogrzebanych wspomnień. Wspomnień ojca, który zdradzał matkę, a Bruno, jako mały chłopak, widział, jak jego świat powoli się rozpada. A teraz on... Stawał się taki sam. Mela liczyła na coś więcej. Na czas, który mogliby spędzić razem, na to, że będzie mógł być jej wsparciem. Ale nie... On znowu wpadł w pułapkę. Poszedł do łóżka z Karoliną, a teraz... Teraz Mela odeszła, widząc go z tą dziewczyną, która ewidentnie bawiła się całą tą sytuacją.

Bruno czuł, że jego złość narasta. Nie tylko na Karolinę, ale i na samego siebie. Nie był w stanie powstrzymać tego, co teraz działo się w jego głowie. Wszystko wiruje w szaleńczym tempie. Zaczął iść szybkim krokiem w stronę restauracji, choć stracił całkowicie ochotę na jedzenie. Złość promieniowała z niego tak silnie, że przechodnie spoglądali na niego z dezaprobatą. Niektórzy kręcili głowami, patrząc na jego wykrzywioną twarz. Bruno wyglądał teraz, jakby był pod wpływem jakichś środków, ale to nie narkotyki napędzały jego ciało – to czysta złość.

Gdy zbliżał się do restauracji, nadal stała tam Karolina, wyraźnie z siebie zadowolona. Uśmiechała się lekko, nie zdając sobie sprawy, w jakim nastroju był Bruno. A może właśnie wiedziała, i to ją jeszcze bardziej bawiło.

– Czyżby to twoja nieodwzajemniona miłość? – rzuciła z ironią, unosząc brew.

Bruno poczuł, jak jego złość dochodzi do granicy wytrzymałości. Miał ochotę rozerwać ją na strzępy, ale trzymał się na wodzy, wiedząc, że nigdy nie podniósłby ręki na kobietę. Zacisnął zęby, patrząc na nią chłodno.

– Po raz ostatni, Karolina. Trzymaj się ode mnie z daleka. Nie mam najmniejszej ochoty przebywać w twoim towarzystwie. To, co wydarzyło się poprzedniej nocy, było błędem. I to ogromnym.

Karolina parsknęła śmiechem, wyraźnie kpiąc z jego słów.

– Żebyś jeszcze czasem nie musiał cofać tych słów – odpowiedziała złośliwie, a w jej oczach pojawiła się iskra, której Bruno wcześniej u niej nie widział. To była jej inna twarz, bardziej mroczna.

Bruno patrzył na nią z rosnącą wściekłością.

– O czym ty do cholery mówisz?! – prawie wykrzyczał, choć jego ton pozostawał lodowaty. – Po raz ostatni mówię ci, że masz się do mnie więcej nie zbliżać!

Karolina uśmiechnęła się, mrużąc oczy.

– To ja będę decydować o tym, kiedy i czy się do ciebie zbliżę – zaczęła spokojnie. – A jeśli nie... cóż, grubo tego pożałujesz.

Bruno spojrzał na nią, ledwo powstrzymując gniew, który w nim wrzał. Przez chwilę chciał się z nią kłócić, chciał wyjaśnić, ale zrezygnował. To nie miało sensu. Po prostu ją minął, ruszając przed siebie, jakby jej słowa nie miały już żadnego znaczenia.

Szedł jak burza, przeciskając się przez tłum na ulicy. Jego złość i frustracja zdawały się narastać z każdym krokiem. Wyciągnął telefon, mając nadzieję, że napisanie do Meli może mu pomóc. Czuł, że musi jej to wytłumaczyć. Ale jak? Jak ma to zrobić? Myśli kotłowały mu się w głowie, chaotycznie przeskakując z jednej na drugą. W końcu zaczął pisać: Mela, błagam cię, pozwól mi to wyjaśnić. Wiem, co widziałaś i przepraszam cię za to. Wiem, że wyglądało to źle, jakbym całkowicie zlekceważył to, o co mnie prosiłaś... Ale to nie jest to, co myślisz. Proszę, pozwól mi się wytłumaczyć, błagam.

Wysłał wiadomość i wsunął telefon do kieszeni, czując, że jego serce nadal bije szybko, choć emocje zaczęły powoli ustępować miejsca frustracji. Nie wiedział, czy Mela kiedykolwiek zechce go jeszcze wysłuchać, ale musiał spróbować. Ruszył przed siebie, nie myśląc już o niczym innym. Musiał coś zrobić, musiał naprawić to wszystko – choćby nie wiedział jeszcze jak.

*

Bruno nawet nie zauważył, kiedy dotarł pod bramę swojego osiedla. Spojrzał na zegarek – minęły prawie trzy godziny, odkąd wyszedł z kliniki. Nie pamiętał dokładnie, gdzie był przez ten czas. Może to przez złość, która kompletnie przejęła nad nim kontrolę, prowadząc go po ulicach Warszawy jak po sznurku. Skierował się w stronę wejścia, wstukał kod na domofonie, a dźwięk otwierających się drzwi odbił się w jego głowie jak echo. Zmęczony i obojętny, wszedł do windy, wjeżdżając na trzecie piętro.

Kiedy dotarł pod drzwi swojego mieszkania, uderzyła go cisza – cisza wewnętrzna, jakby wszystkie emocje, które wcześniej w nim buzowały, nagle zniknęły, pozostawiając po sobie tylko pustkę. Ale nie, to nie była prawdziwa pustka. Nadal czuł coś – bezsilność. Ucisk w klatce piersiowej był tego dowodem. A Bruno doskonale wiedział, co się działo. Ta zmora, która nawiedzała go od momentu wyjazdu Amelii, znów próbowała go dopaść. Znał ten scenariusz zbyt dobrze. Najpierw ucisk, potem promieniowanie bólu do ramienia, a później rozchodzące się po plecach, blokujące każdy oddech. Potem przychodziły poty i niepokój, który narastał z każdą chwilą, aż w końcu wymioty. Atak paniki. Wiedział, że zbliża się jak nieunikniona burza.

Nagle przyszedł impuls. Cofnął się od drzwi swojego mieszkania i ruszył w stronę sąsiedztwa. Zatrzymał się przed drzwiami pani Wandy. Nacisnął dzwonek, wstrzymując oddech.

Kiedy drzwi się otworzyły, pani Wanda spojrzała na Bruna i westchnęła głośno – Dziecko kochane, co się stało? – Jej oczy rozszerzyły się lekko, gdy zobaczyła jego bladą, wyczerpaną twarz. Bruno, opierając się o futrynę, ledwo był w stanie mówić. Przeprosił za najście i starał się ostatnimi siłami wytłumaczyć jej swój stan. Poprosił, żeby w miarę możliwości zajrzała do niego w ciągu dnia, bo czuł, że nie da sobie rady.

Pani Wanda niewiele myśląc, chwyciła klucze i podeszła do niego, łapiąc go pod ramię – Nie zostawię cię samego, synku. – Zamknęła swoje mieszkanie na klucz, po czym zaprowadziła go do jego drzwi. Wyciągnęła z torebki swój komplet kluczy do jego mieszkania i otworzyła drzwi, wprowadzając go do środka.

Bruno skierował się powoli w stronę kanapy, która teraz wydawała mu się jedynym miejscem, gdzie mógłby odetchnąć. Dora podeszła do niego, nie skacząc tym razem, tylko lekko machając ogonem, jakby wyczuwała jego stan. Schyliła głowę, dając mu szansę, by choć delikatnie pogłaskał ją po karku. Nawet Stefan, zwykle pełen pretensji, od razu wskoczył na kanapę i usadowił się na drugim jej końcu, bacznie obserwując Bruna.

Tymczasem pani Wanda już krzątała się po kuchni. Słychać było, jak wstawiła wodę na herbatę, potem wyciągała coś z lodówki, a w końcu otwierała szufladę w poszukiwaniu sztućców. Po chwili podeszła do niego z kubkiem herbaty i dwiema kanapkami z dżemem. Wręczyła mu je, a sama wróciła po swój kubek, usiadła obok niego i powiedziała ciepło: – Dobrze, synku, a teraz powiedz mi, co się naprawdę stało, bo ja stąd nie wyjdę, dopóki nie poczujesz się lepiej.

Słowa te jakby otworzyły coś w Brunie. Poczuł, jak coś ciepłego rozlewa się w jego sercu, a mimo to z trudem zebrał siły, by zacząć mówić. Opowiedział pani Wandzie wszystko, co działo się w ostatnich dniach. Z każdym słowem wypowiadanym na głos, jakby zrzucał ciężar z serca. Wspomniał o Meli, o Karolinie, o wczorajszym wieczorze, który okazał się błędem. Wytłumaczył jej też swój dzisiejszy stan, opowiadając o wydarzeniach przed laty, które zapoczątkowały ten duszący zwiastun paniki, który tak dobrze znał od lat.

Pani Wanda słuchała z uwagą, czasami kiwając głową ze zrozumieniem, czasami zadając pytania, które dotyczyły wydarzeń sprzed lat, o których Bruno wspominał. Szczególnie zaciekawiła ją Melka. Jednak postanowiła zatrzymać swoje przemyślenia dla siebie, bo z jakiegoś powodu czuła, że ta dziewczyna to coś więcej niż tylko przeszłość.

Spotkamy się na moście miłości [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz