Chloe Fairchild, przeżywa ogromny dramat po stracie swojego męża, który ginie na służbie tuż przed tym, jak miała mu powiedzieć o ich pierwszym dziecku. Zmagając się z żałobą i samotnością, Chloe stara się znaleźć siłę, by wychować córkę, mimo że ka...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Alaric
W sobotni poranek obudziłem się bez jakichkolwiek planów. Zjadłem śniadanie, zażyłem swoją dawkę leków, zmierzyłem ciśnienie, które odnotowałem w specjalnym zeszycie i to by było na tyle dzisiejszych zadań. Od operacji stało się to dla mnie rutyną. Do końca swojego życia będę musiał już tego pilnować, więc wolałem nie pomijać pomiarów, które były niemal książkowe.
Odkąd dowiedziałem się, że będę musiał na stałe monitorować swoje zdrowie, starałem się podejść do tego jak najbardziej sumiennie. Rutyna stała się moim sprzymierzeńcem, a regularne pomiary dawały mi poczucie kontroli i spokoju. Wiedziałem, że dbanie o siebie to teraz klucz do długiego i zdrowego życia.
Po zapisaniu wyników usiadłem na chwilę, zastanawiając się, co mógłbym zrobić tego dnia. Pogoda za oknem wydawała się sprzyjać spacerom, a ja czułem, że trochę świeżego powietrza dobrze mi zrobi. Gdy wstałem z zamiarem przebrania się, rozdzwonił się mój telefon. Na wyświetlaczu widniało imię siostry.
- Halo, braciszku? Wstałeś już? Masz dzisiaj jakieś plany? Może wpadłbyś do nas na obiad? Issac stęsknił się za tobą, podobno chce ci pokazać swoje Lego.
- Caroline, na spokojnie.- zaśmiałem się.-bZasypujesz mnie słowami jak lawina.
- Przepraszam, dobrze wiesz, że ja zawsze dużo mówię.
- Tak, wiem.- uśmiechnąłem się, chociaż ona tego nie mogła zobaczyć.- Nie mam na dzisiaj planów, więc chętnie przyjadę.
- To super. Czekamy na ciebie!- rzuciła szybko i rozłączyła się, nawet nie czekając na moją odpowiedź.
Kręcąc głową, odłożyłem telefon na blat stołu i poszedłem do sypialni się przebrać. Ubrałem czarną koszulkę z długim rękawem, do tego równie czarne dopasowane jeansy i zieloną kurtkę. Aby przełamać ciemny strój wybrałem szare, zamszowe buty. Gotowy do wyjścia zabrałem telefon, dokumenty i klucze.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę domu siostry. Droga była spokojna, a ja cieszyłem się chwilą spokoju i jazdą po prawie pustych ulicach. Z uśmiechem na ustach myślałem o Caroline, o jej nieustającej energii i o Isaacu, który zawsze miał coś ciekawego do pokazania. Rodzina była dla mnie ważna, zwłaszcza teraz, po operacji, kiedy doceniałem każdą chwilę spędzoną z bliskimi.
Dotarłem na miejsce, a przed domem czekał już Isaac, machając do mnie z radością. Wysiadłem z samochodu, a on podbiegł do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Wujku! Wujku! Chodź, muszę ci coś pokazać!- krzyczał, ciągnąc mnie za rękę w stronę domu.
- Isaac, daj wujkowi się przywitać - Caroline, zganiła synka i przygarnęła mnie do siebie, mocno tuląc.- Fajnie cię widzieć, braciszku.