Rozdział 27

532 98 86
                                    

Chloe

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Chloe

Nie wiedzieć kiedy minęła połowa listopada. Dni mijały jak szalone, a my kursowaliśmy między kliniką, żłobkiem, a naszymi domami. Każdy dzień zdawał się zlewać w jedną, niekończącą się rutynę pełną obowiązków. Chociaż Alaric spędzał większość czasu w moim domu, co wprowadzało pewien porządek w tym chaosie.

Czy czułam się z tym dziwnie? Nie. Wręcz przeciwnie, obecność Alarica była dla mnie jak kotwica, coś stałego i pewnego w tym pędzie codzienności. Byłam spokojniejsza, gdy był obok. W każdej chwili mogłam się do niego przytulić, poczuć jego ciepło i wsparcie, co dawało mi siłę na kolejny dzień. Jego obecność sprawiała, że wszystko wydawało się łatwiejsze do przetrwania, a codzienne trudy mniej przytłaczające. Byliśmy razem, a to było najważniejsze.

Dni w tygodniu wyglądały praktycznie tak samo. Rano jechaliśmy do pracy, potem odbieraliśmy Zoe ze żłobka, a następnie wracaliśmy do domu, by zjeść razem obiad i spędzić wspólnie czas. Ta codzienna rutyna dawała nam poczucie stabilności, choć bywała męcząca. Wieczorami byliśmy tak wykończeni, że często zasypialiśmy na kanapie, nawet nie zdążywszy przenieść się do łóżka.

Weekendy natomiast spędzaliśmy z moimi rodzicami albo z Caroline i Isaaciem. W małżeństwie mojej przyjaciółki nie działo się najlepiej, co dodawało nam jeszcze więcej trosk. Caroline przechodziła trudny okres, więc razem z Alariciem otoczyliśmy ją opieką i wsparciem, którego aktualnie bardzo potrzebowała. Staraliśmy się być dla niej jak najczęściej dostępni, słuchać jej i pomagać w codziennych sprawach. Chcieliśmy, żeby wiedziała, że nie jest sama i że zawsze może na nas liczyć.

Nie mieliśmy więc tego czasu dla samych siebie. Niby rozmawialiśmy, spędzaliśmy wspólnie czas, ale brakowało mi w tym intymności i bycia sam na sam. Nasze rozmowy były często przerywane przez codzienne obowiązki, a wspólne chwile choć cenne, nie były wystarczająco prywatne. Dlatego, gdy moi rodzice zaproponowali, że w piątek zabiorą Zoe do siebie na cały weekend, byłam przeszczęśliwa. To była dla nas wyjątkowa okazja, by na chwilę oderwać się od rutyny i skupić wyłącznie na sobie.

Perspektywa spędzenia weekendu tylko we dwoje była jak zbawienie. Marzyłam o tym, żeby móc spokojnie porozmawiać z Alaricem, spędzić razem czas bez żadnych zobowiązań i po prostu cieszyć się swoją obecnością. Wiedziałam, że te dwa dni będą dla nas nieocenione, by na nowo odnaleźć bliskość i intymność, której tak bardzo nam brakowało w natłoku codziennych spraw. To był nasz czas, szansa na oddech i odbudowanie naszej więzi.

Kochałam swoją córkę, oddałam jej całą siebie, ale często zapominałam o sobie i swoich potrzebach. Była moim oczkiem w głowie, a jej dobro zawsze było na pierwszym miejscu. Jednak coraz częściej czułam, że sama potrzebuję chwili wytchnienia. I chociaż Alaric starał się odciążyć mnie w codziennych obowiązkach, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna, potrzebowałam tego czasu dla siebie.

New Heartbeat #1 - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz