Chloe Fairchild, przeżywa ogromny dramat po stracie swojego męża, który ginie na służbie tuż przed tym, jak miała mu powiedzieć o ich pierwszym dziecku. Zmagając się z żałobą i samotnością, Chloe stara się znaleźć siłę, by wychować córkę, mimo że ka...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Chloe
Był sobotni poranek, gdy razem z Zoe siedziałyśmy w jadalni. Ja popijałam kawę, ona układała nowe puzzle, które dostała wczoraj od dziadków. Jej małe brewki marszczyły się za każdym razem gdy puzzel nie pasował do miejsca, które akurat mu wybrała, a gdy w końcu udało jej się go dopasować klaskała sobie w pochwale.
Lubiłam te nasze weekendowe poranki, które zawsze miały otoczkę spokoju i melancholii. Czytałyśmy wtedy książeczki lub tak jak dzisiaj Zoe układała puzzle. Potem robiłyśmy wspólny obiad i coś słodkiego do popołudniowej herbatki, którą popijałyśmy z jej laleczkami i pluszakami. Mogłoby się wydawać, że idylla. Niestety w naszej układance brakowało tego najważniejszego puzzla. Tego, który tworzy obrazek całością, który scala.
Oderwałam wzrok od córki, bo ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Zerknęłam pośpiesznie na zegarek. Było przed jedenastą. Zdziwiona podniosłam się z krzesła i poprawiając wiązanie szlafroka podeszłam do drzwi, które po chwili otworzyłam.
- Cześć Chloe - powiedziała radośnie Caroline, moja najlepsza przyjaciółka, która aktualnie pakowała mi się do domu.- Dzwonię do ciebie od godziny ale nie odbierasz. Chciałam zapytać czy jesteś w domu, ale gdzie byś przecież była. Zrobiłam ci zakupy, jak zawsze i czy nie będzie problemu żeby Isaac posiedział z Zoe? Muszę ogarnąć dom do przyjazdu Rica, bo dostał zielone światło od lekarza i przylatuje jutro do Vancouver.
Trajkotała jak katarynka, a ja z ledwością nadążałam za tym co do mnie mówiła. Przeszła obok mnie, niosąc torby wypełnione produktami, a ja zamknęłam za nią drzwi. Szybko się zorientowała, że Zoe siedzi w salonie pochylona nad puzzlami. Uśmiechnęła się i posłała jej serdeczne spojrzenie, zanim ponownie wróciła do tematu.
- To jak, da się zrobić, żeby Isaac posiedział z Zoe? Przynajmniej kilka godzin, obiecuję, że do kolacji już go nie będzie - zażartowała, puszczając do mnie oko.
Zerknęłam w stronę Zoe, która co jakiś czas podnosiła na nas zaciekawiony wzrok, a potem wracała do swojego zajęcia. Ostatni puzzel był już na swoim miejscu i było widać, jak bardzo była z siebie dumna.
- Jasne, Isaac może zostać - odparłam po chwili namysłu. Wiedziałam, że Zoe uwielbiała spędzać czas z Isaaciem, a dla mnie to była okazja, żeby pomyśleć o sprawach, które kłębiły się w mojej głowie.- Cieszysz się, że twój brat przyjeżdża?
- Tak, nawet nie wiesz, jak mi go brakowało - powiedziała, a na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi pomieszanej z radością.- Chociaż, z drugiej strony, to będzie jeszcze większa logistyka, przynajmniej na początku. Ale nie narzekam, Rico jest tego wart - dodała, machając ręką, jakby chciała zbagatelizować swoje słowa.