Chloe Fairchild, przeżywa ogromny dramat po stracie swojego męża, który ginie na służbie tuż przed tym, jak miała mu powiedzieć o ich pierwszym dziecku. Zmagając się z żałobą i samotnością, Chloe stara się znaleźć siłę, by wychować córkę, mimo że ka...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Chloe
- Jestem tutaj - szepnęłam kolejny raz i otarłam łzy, które nieustannie cisły się spod powiek. Siedziałam w szpitalnym pokoju i trzymałam nieprzytomnego Alarica za rękę. Gładziłam jego chłodną dłoń, nie potrafiąc powstrzymać się od płaczu. W pomieszczeniu panowała cisza przerywana jedynie przez regularne dźwięki maszyn monitorujących jego stan. Wpatrywałam się w jego bladą twarz, szukając choćby najmniejszego znaku, że zacznie się budzić, że wróci do mnie.
Byłam winna tego, że tu leżał. I chociaż jego życiu nic nie zagrażało, czułam ogromne przerażenie, że przeze mnie znalazł się w takiej sytuacji. Dobrze wiedziałam, że jest po przeszczepie, że musi na siebie uważać, a on wybiegł za mną na dwór i teraz konsekwencje tego mam przed sobą. Przypomniałam sobie ten moment, kiedy sprzeczaliśmy się w salonie. Byłam wtedy tak wściekła, że wybiegłam z domu, nie patrząc, co się stanie. Alaric, mimo że nie powinien, pobiegł za mną. Serce mi pękało na myśl o jego nieustępliwości, o tym, jak bardzo mu na mnie zależało, że zaryzykował swoje zdrowie.
Wspomnienia zaczęły napływać falami, nie dając mi wytchnienia. Przypomniałam sobie dzień, kiedy Alaric opowiedział mi o swoim stanie zdrowia. Byłam wtedy przerażona, ale starałam się być silna dla niego. Obiecałam sobie, że będę go wspierać w każdej chwili, że będę przy nim, niezależnie od tego, co przyniesie przyszłość. Teraz czułam, jakby cała ta obietnica rozsypała się w proch. Nie potrafiłam sobie wybaczyć, że moje impulsywne działanie doprowadziło do tego, że teraz leżał tu, nieprzytomny.
Nie mogłam zmienić przeszłości, ale mogłam zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby pomóc mu wrócić do zdrowia. Gdyby tylko mógł mnie teraz usłyszeć, powiedziałabym mu, jak bardzo go kocham i jak bardzo przepraszam. Obiecałam sobie, że gdy tylko się obudzi, zrobię wszystko, żeby nasze życie było lepsze, żeby nigdy więcej nie musiał się o mnie martwić.
Telefon zawibrował, informując mnie o przychodzącej wiadomości. Z ulgą przeczytałam, że Zoe wreszcie zasnęła. Odkąd karetka, którą wezwałam do nieprzytomnego Alarica, zabrała go do szpitala, moja głowa była pełna zmartwień. Bez namysłu wsiadłam do samochodu i z zaspaną Zoe ruszyłam do szpitala w Vancouver. Serce waliło mi jak młotem, a umysł krążył wokół myśli o jego stanie.
Moja mama od razu pojawiła się pod szpitalem. Bez słowa zabrała Zoe do siebie, dając mi możliwość skupienia się na Alaricu. To była dla mnie ogromna ulga, wiedzieć, że Zoe jest w dobrych rękach, podczas gdy ja mogłam być przy nim.
Caroline, próbowała mnie przekonać, żebym poszła do domu odpocząć. Twierdziła, że ona również może przy nim posiedzieć, że nic się nie stanie, jeśli na chwilę go opuszczę. Byłam jednak nieugięta. Czułam się winna za to, co się stało, więc przynajmniej swoją obecnością chciałam się jakoś odkupić.