Kto jest moim ojcem?

1.2K 104 2
                                    

Dni przemijały naprawdę super. Walki, wyścigi, strzelanie z łuku, wspinaczka, zajęcia artystyczne... W tym wszystkim byłam najlepsza. Raz podczas biegów byłam na mecie szybciej niż nimfy! I to dzięki mojej taktyce zdobyliśmy sztandar w mniej niż piętnaście minut. Nasza drużyna niebieskich składała się z domku Hermesa, Ateny, Hefajstosa i Apollina. Reszta należała do drużyny czerwonych, drużyny dowodzonej przez dzieci Aresa. Naprawdę dobrze walczyli. Jeden z nich, Nick Watson, jak się potem dowiedziała, stoczył ze mną walkę sam na sam. Przez dwa tygodnie miałam zabandażowaną rękę, ale Nick również nie wyszedł bez szwanku. Wciąż jeszcze utyka na prawe kolano, ale chyba nie ma mi tego za złe.
Najważniejsze dla mnie wydarzenie w Obozie nastąpiło po turnieju szermierki. Chętni obozowicze zgłaszali się do Chejrona, który ustalał kolejność walk. Okazało się, że każdy uczestnik miał po trzy starcia. Były cztery grupy po cztery osoby. Następnie wygrani z tych grup walczyli każdy z każdym i tak wyłaniano zwycięzcę. Nie chcę się chwalić, ale w finale przegrałam tylko z Nickiem. W eliminacjach grupowych pokonałam nawet Clarise, którą uznawano na niepokonaną. W sumie zajęłam drugie miejsce. To nawet dobrze jak na pierwszy raz.
Na zakończenie turnieju rozpalono ognisko. W blasku wesoło trzaskających płomieni obozowicze rozmawiali, śmiali się, bawili. Większość czasu spędziłam z Lukiem. Nie będę ukrywać - zaprzyjaźniliśmy się. W pewnym momencie podszedł do mnie Nick.
- Gratuluję - powiedział życzliwie. - Nie doceniłem cię.
- Również gratuluję. Dobrze walczysz.
- Ale nie wygrałbym, gdyby Luke wziął udział. Jest jednym z najlepszych szermierzy w historii obozu. Szczerze mówiąc zdziwiłem się, że nie startuje w turnieju - uśmiechnął się.
Luke zaczerwienił się. Miałam ochotę parsknąć śmiechem na widok jego miny. Powstrzymałam się jednak. Zapadła niezręczna cisza. Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć.
Nagle ogień zwiększył się dziesięciokrotnie. Ja, Luke i Nick cofneliśmy się gwałtownie. Z płomieni ukształtowała się postać mężczyzny w czarnych okularach, czarnej skórzanej kurtce i spodniach na motor. Ręce miał skrzyżowane na piersi. Rozejrzał się po obozowiczach jakby kogoś szukał.
- Ares - szepnął Nick.
Bóg na chwilę zatrzymał wzrok na nas ale potem dalej patrzył po zdziwionych twarzach. W końcu odezwał sie:
- Mam zadanie dla jednej z moich córek.
Clarise wypięła dumnie pierś i już chciała ruszyć do przodu, ale Ares nie patrzył na nią. Był odwrócony w naszą stronę!
- Chciałbym, aby każdy z was zobaczył moje najpotężniejsze dziecko, Alice.
Nick szturchnął mnie lekko.
- Idź - szepnął.
Ja jednak stałam jak zamurowana. A więc Luke się nie mylił, to Ares jest moim ojcem! Nick ponownie mnie popchnął, tym razem nieco mocniej. Niepewnie ruszyłam naprzód. Ares tymczasem wyszedł z ogniska i zmniejszył się do rozmiaru normalnego człowieka.
- Mam nadzieję, że mogę skorzystać z jakiegoś pokoju - rzucił w stronę Chejrona i Dionizosa. Ci skinęli głowami na znak zgody, ale widziałam, że Pan D coś mruknął do centaura na wózku. - Chodź Alice. Muszę z tobą porozmawiać.
Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć ale poszłam za Aresem.
Weszliśmy do pustego pokoju. Bóg zajął miejsce w fotelu z taką swobodą jakby był u siebie.
- Siadaj - rzucił krótko.
Usiadłam i patrzyłam na niego w milczeniu.
- I jak ci się życie układa? - zapytał Ares.
- Co? - dopiero po chwili uświadomiłam sobie, o co Ares zapytał - Dobrze - skłamałam.
- Nie oszukuj mnie. Wiem, że nie jest za ciekawie. I za to cię przepraszam.
Myślałam, że widziałam już wszystko, łącznie z gotujacym centaurem, ale pomyliłam się. Ares - bezlitosny bóg wojny, ojciec, który poznał swoją córkę dopiero po trzynastu latach zachowywał się jak jakiś kochający tatulek. Miałam ochotę go walnąć w te jego okulary. Co z tego, że to mój ojciec?
- To po co się pytasz, skoro wiesz?!
- Bo chciałem się dowiedzieć, jak to jest naprawdę - bóg mówił spokojnie, z... uczuciem.
- To dlaczego zostawiłeś mamę? - zapytałam oskarżycielsko.
- Ja jej nie zostawiłem. To ona zostawiła mnie. Chciałem pomoc cię wychować, bo nie jesteś zwykłym półbogiem.
- Jak to: zwykłym?
- Jesteś herosem z przepowiedni. Mało znanej ale istniejącej.
- No i co z tego?
- Masz w swojej rodzinie naprawdę wielu bogów i odziedziczyłaś po nich wielką moc.
- To znaczy? - starałam się udawać obojętność, ale naprawdę to mnie zainteresowało.
- Dowiesz się w swoim czasie. To po części twoje zadanie. Chcę abyś się udała w okolice San Francisco. Dalej poprowadzi cię przepowiednia. I nie wyruszaj teraz. Zaczekaj jeszcze trochę - Ares podał mi zaklejoną kopertę i podniósł się. W drzwiach odwrócił się jeszcze i dodał: - A tak dla jasności jestem Mars. I nie wspominaj o tym nikomu.
Ta informacja uderzyła we mnie niczym fala zimnej wody.
Jeszcze długo siedziałam w Wielkim Domu rozmyślając o słowach Aresa czy tam Marsa.

Córka Wojny (ff for Percy Jackson) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz