Czy mam wyruszyć?

952 72 2
                                    

Tej nocy nie spałam. Wciąż kręciłam się z boku na bok rozmyślając o mojej bardzo normalnej rodzinie. Jakim cudem jestem potomkiem Posejdona i Hadesa? Dwóch z trzech najpotężniejszych bogów. Ares, tak naprawdę mój ulubiony bóg, był moim ojcem. Czyli mam już trzech bogów. A pozostała szóstka? Co mi wychodzi... Nie byłam w stanie nic wymyślić.
W środku nocy wstałam i wyszłam z domku. Co z tego, że zakazane? Przecież to niezwykłe mieć jednego Boga w rodzinie, a co dopiero dziewięciu! Postanowiłam udać się nad zatoczkę. Po drodze przeskakiwałam od cienia do cienia. Na szczęście nikogo nie spotkałam.
Usiadłam nad morzem i zanurzyłam stopy w wodzie. Spojrzałam w niebo. Akurat w tym momencie chmury zniknęły i pojawił się księżyc. Wstrzymała oddech. Była pełnia. Czerwona pełnia dokładniej.
- Posejdonie, proszę, pomóż mi. Mój dziadek, twój syn, oczekuje ode mnie, że moja misja się powiedzie.
Łza spłynęła mi po policzku. Nagle jak spod ziemi obok mnie wyrósł Luke. Miałam nadzieję, że tego nie słyszał.
- Hej - powiedział niepewnie - mogę się dosiąść?
- Jasne, siadaj - odpowiedziałam nie zwracając na niego uwagi.
Przez chwilę milczeliśmy. W końcu mój przyjaciel zapytał:
- Co ci jest?
- Nic, wszystko OK - powiedziałam wrogo nie podnosząc na niego wzroku. Bałam się, że zaraz wszystko mu powiem. Ares... to znaczy Mars, wyraźnie zaznaczył, że mam nikomu się nie wygadać. Zdenerwowana zaczęłam bawić się sznurkiem na moim nadgarstku.
- Jak się wydostałeś z domku? - zapytałam, aby przerwać niezręczną ciszę.
Luke uśmiechnął się w sposób, który mówił, że zapytałam o coś, czym będzie mógł się pochwalić.
- Jestem synem boga złodziei - zaczął z dumą, ale wiedziałam, że nie cieszy się z tego - Złodzieje muszą umieć poruszać się bardzo cicho i niezauważalnie, aby coś ukraść, prawda? Jestem w tym całkiem niezły, ale nie tak dobry jak bliźniacy Hood. Oni są po prostu urodzonymi kieszonkowcami.
- Zauważyłam - powiedziałam i roześmiałam się. Luke patrzył na mnie jak na wariatkę. Nie dziwię mu się. Ni z tego, ni z owego, kto zaczyna się zanosić takim śmiechem, że mało brakuje, a się udusi. W dodatku robi to w środku nocy, nad jeziorem, a powinien spać smacznie w swoim domku. Dosłownie tarzałam się ze śmiechu. Widać Luke'a to rozbawiło bo nagle złapał mnie tak, jakby wynosił mnie z palącego się budynku, i wrzucił do jeziora. Wpadłam do wody z głośnym "plusk!" - Hej! - zawołałam udając zagniewaną. Mój przyjaciel roześmiał się szczerze, ciepło. Pierwszy raz odkąd tu trafiłam widziałam go takiego. W końcu był sobą.
- Dobra, sorry - powiedział, chodź na pewno nie było mu przykro. Podał mi rękę, aby pomóc wstać. Chwyciłam ją, ale zamiast się podnieść, wciągnęłam Luke'a do wody.
- Co? Hej...! - chłopak był naprawdę zdezorientowany. Wpadł do jeziora rozchlapując wodę na wszystkie strony. Teraz to ja się śmiałam.
- No to jesteśmy kwita - stwierdziłam.
- Ach tak? Tylko że to było nie fair. Chciałem ci pomóc - wypomniał mi i ochlapał mi twarz.
- Naprawdę? Chcesz wojny na wodę? - zapytałam wyzywająco powoli wstając. Przyjęłam postawę bojową. Woda sięgała mi kolan - To proszę bardzo!
Opryskałam mu twarz i uskoczyłam w prawo zanim zdążył mi oddać. Woda jakby dodawała mi sił. Goniliśmy się po brzegu starając robić jak najmniej hałasu, ale myślę, że już na Polach Kary w Podziemiu jest ciszej. Nagle coś sobie uświadomiłam. Stanęłam w miejscu, a Luke zanim to zauważył, już na mnie wpadł i znów znaleźliśmy się cali w wodzie. Przyjaciel spojrzał na mnie z uśmiechem, ale gdy tylko spostrzegł moją minę, wyraz twarzy mu się zmienił.
- Co jest? Znudziło ci się? Myślałem, że dzieciom Aresa walka nigdy się nie nudzi - Luke objął mnie niepewnie ramieniem.
- Nie, to nie o to chodzi - odwróciłam wzrok.
- Powiesz mi?
- A nikomu tego nie zdradzisz? - spojrzałam głęboko w jego niebieskie oczy. Przez chwilę milczał.
- Nie, jeśli zależy ci na tym, to nikomu nie powiem. Przysięgam na Styks - obiecał. Teraz miałam pewność, że moja tajemnica będzie bezpieczna. Mimo wszystko nie zamierzałam mu powiedzieć wszystkiego.
- Moim pradziadkiem był... to znaczy jest Posejdon. Myślisz, że mogę kontrolować wodę?
- Czemu akurat teraz o tym pomyślałaś?
- Bo każdy mój cios trafiał do celu. I... jest jeszcze coś. To część mojej tajemnicy - zdecydowałam się mu powiedzieć jeszcze trochę więcej. - Mój ojciec dał mi misję. Potajemną misję. Muszę wyruszyć po czerwonej pełni.
- Ale przecież... - zaczął Luke, ale pokazałam mu księżyc. Zapatrzył się w jezioro. Po kilku minutach ciszy wciąż na mnie nie patrząc, odezwał się cicho - Pozwól mi iść z tobą.
- Luke, nie możesz. Ma iść ze mną mój brat. Tak mówi przepowiednia - wytłumaczyłam. Bardzo żałowałam, że nie mogę go zabrać. Tak bardzo go lubiłam. Tak go ceniłam. Ale nie mogłam.
- Tak więc obudź jednego z braci, szybko się spakujcie i idźcie. Pomogę wam się wydostać z obozu - zapewnił. Słyszałam w jego głosie smutek. Dlaczego musiałam ranić jedynego chłopaka na którym tak bardzo mi zależało? Dlaczego? Będę chyba musiała pogadać z Afrodytą o mich sprawach miłosnych.
- Jesteś pewien?
- Tak. Skoczę tylko po coś do domku. Za pięć minut obok areny - po tych słowach wstał i odszedł jak gdyby nigdy nic. Patrzyłam przez chwilę za nim, ale potem szybko pobiegłam do domku numer 5.
Decyzja zapadła. Musiałam wyruszyć. Musiałam odszukać jakiegoś wroga, który był moim przyjacielem. I musiałam sprostać temu zadaniu. Nie było innej drogi, nie ma innego rozwiązania. Byłam tego pewna.

Córka Wojny (ff for Percy Jackson) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz