Zdarzyło się wam kiedyś złożyć niezapowiedzianą wizytę komuś w środku nocy? Jeśli nie, to macie szczęście. My, to znaczy ja i Nick, przypłaciliśmy to zimnym prysznicem.
Drzwi do domku mojego dziadka znajdowały się po drugiej stronie budynku. Przeszliśmy tam, ale po drodze Nick potknął się o leżące na ziemi wiadro. Oczywiście przewrócił je z hukiem. Wstał z ziemi przeklinając po starogrecku. Ja niestety na nic się nie przydałam. Podróż cieniem wykończyła mnie i ćmiło mi się przed oczami. Miałam nadzieję, że mój dziadek wyjątkowo spał bardzo głęboko. No ale ja zawsze mam pecha: wcale jeszcze nie zasnął i chwilę później morze, znajdujące się kilka metrów niżej, pozwoliło nam poczuć się jak największe termometry świata.
- Na bogów! - ryknął Nick i odruchowo dobył miecza. Był tylko jeden problem: z czym miał walczyć? Ze słoną wodą? - Mam nadzieję - mruknął wściekle mój brat - że twój dziadek wynagrodzi nam to.
Już chciałam odpowiedzieć, gdy nagle fala wody podniosła się na wysokość pierwszego piętra i zatrzymała się tuż pod oknem dziadka. Chwilę później Billy Moon we własnej osobie wyskoczył na falę z wędką w ręku. Wyglądał jak dowódca wojska, tym bardziej, że wędką zamieniła się w złotą włócznie. Gdy tylko nas spostrzegł, zdębiał. Powoli woda opadła, aż mój dziadek stanął na ziemi. Był ubrany w niebieską piżamkę w złote rybki, siwe włosy miał równo przystrzyżone, a jego morskie oczy spoglądały na nas podejrzliwie. Włócznia błyszczała w słabym świetle księżyca.
- Alice - zapytał - to naprawdę ty?
- Tak dziadku - odpowiedziałam.
- A ten młodzieniec? - wskazał ostrzem na mojego towarzysza.
- To Nick, mój brat - dziadek zmarszczył brwi - syn Aresa - wyjaśniłam.
- Marsa - poprawił mnie.
- Nie, Aresa - powtórzyłam niepewnie.
- Widocznie nic jeszcze nie wszystko rozumiesz. No ale wejdźmy do środka. Musicie się przecież wysuszyć.
Kilka minut później siedzieliśmy opatuleni ręczniki przy kuchennym stole. Dziadek dał nam po kubku gorącej czekolady i dołączył się do nas.
- A więc - zwrócił się do mnie - twierdzisz, że twoim ojcem jest bóg wojny.
- Tak - potwierdziłam - Are... - coś sobie przypomniałam. Coś, co powiedział mi mój tata - Mars.
- O czym ty mówisz? - zdenerwował się Nick. Nie dziwię mu się, też nie lubię o czymś nie wiedzieć.
- O tym, że tata powiedział mi podczas rozmowy, że jest Marsem, nie Aresem. Nie rozumiem tylko, o co mu chodziło.
- Mars? Mars to przecież rzymski bóg - zaprotestował Nick.
- To dlaczego to takie dziwne? - zapytał mój dziadek - Przecież Alice jest Rzymianką i nie rozumiem jakim cudem trafiła do waszego greckiego obozu.
- Dziadku, ale ty przecież jesteś synem Posejdona, a twoja mama Hadesa - przypomniałam.
- Aa... mówisz o liście - dziadek pokiwał głową. - Twoja mama dostała wiadomość od tego waszego greckiego nauczyciela, że jesteś w tym... obozie. Chciałem ci przekazać ten miecz - wskazał na broń przyczepioną do pasa obok sztyletu od Luke'a - ale nie mogłem tego zrobić bez słowa wyjaśnienia. Dlatego przedstawiłem ci się jako syn Posejdona. W rzeczywiści jestem synem Neptuna, a moja mama - Plutona, Pana Bogactw.
- Co? - Nick zerwał się z miejsca - O co w tym wszystkim chodzi?!
- Spokojnie, młody człowieku, siadaj - rozkazał dziadek.
- Przecież pan jest.... Rzymianinem! O co w tym chodzi...?
- A moja babcia? - zapytałam - Czy ona też była dzieckiem Rzymu?
- Nie, poznałem ją na studiach. Wspaniała kobieta, ale wybuchowa. Nie studiowałem w Nowym Rzymie, tylko w świecie śmiertelników. I to tam się spotkaliśmy.
- Nowy Rzym? - zdziwiłam się i upiłam łyk czekolady.
- Rzym, ukryty przed światem śmiertelników. Wejście do niego jest w San Francisco. Jest tam wszystko: akwedukty, senat, miasto, szkoły, kawiarnie... Krótko mówiąc: raj na świecie.
- To dlaczego pan tam nie został? - zapytał Nick.
- Rzym nigdy nie był zbyt przychylny dla Neptuna i jego potomków, nie miałem zbyt wielu przyjaciół, ale szanowali mnie ze względu na moje umiejętności bitewne, choć oczywiście nie dorównywałem waszemu rodzeństwu. Udałem martwego po jednej z bitew i uciekłem. Miałem wtedy dziewiętnaście lat. Trzy lata później poznałem Jenny Watson - moją przyszłą żonę. Na początku nie za bardzo się polubiliśmy, ale gdy... - zamilkł. Oczy zrobiły mu się szkliste. - Przepraszam - powiedział - pewnie was to nie interesuje.
- Niech pan mówi - zgodził się Nick.
- Dziadku - położyłam mu rękę na dłoni - pierwszy raz o tym mówisz. Dlaczego?
- Te sprawy z potworami... - westchnął - No więc nasze relacje zmieniły się, gdy napadły na nas potwory. Okazało się, że Jenny też jest półbogiem. Nigdy nie trafiła do Obozu Jupiter i tak jak ja chciała żyć normalnie, jak śmiertelnik. Zaczęliśmy się trzymać razem choćby z tego względu, że byliśmy herosami. Zaprzyjaźniliśmy się, potem zakochaliśmy. Jenny była jednak osobą bardzo skrytą. Nigdy nie powiedziała, kto jest jej boskim rodzicem, zakazała zaglądać do jednej ze skrzyni. Złożyłem jej obietnicę, że nigdy tam nie zajrzę, ale wy możecie chyba zobaczyć, o co chodzi. Oczywiście zabrałem ją ze starego domu, ale nigdy nie wchodzę do pokoju, w którym obecnie jest. A w ogóle co was tu sprowadza?
Wymieniliśmy spojrzenia.
- Misja, którą dał Alice nasz tata - Nick wszystko wyjaśnił mojemu dziadkowi.
- Wroga rodzina... Skoro trafiłaś do greckiego obozu, to chodzi tu o rzymskich krewnych - dziadek wstał - Idźcie więc do pokoju Jenny, przeszukajcie jej rzeczy, a potem prześpijcie się.
Gdy tylko zaprowadził mnie i Nicka pod drzwi pokoju babci i wszedł na dół, mój brat spojrzał na mnie gniewnie i wypalił:
- Czemu mnie nie uprzedziłaś?
- Tak jakbym wiedziała - odgarnęłam włosy z twarzy. - To dla mnie jeszcze bardziej wstrząsające niż dla ciebie.
- Dobra, sorry... - wskazał na drzwi - Wchodzimy?
- Zaraz się okaże, że bogowie nordyccy to także moi przodkowie - stwierdziłam sarkastycznie, ale po nowinach dziadka nie byłam niczego pewna. Choć szczerze mówiąc... byłoby to dość ciekawe. Wiecie, te sprawy z Ragnarok i tak dalej. Musiałam jednak szybko przestać pogrążać się w swoich rozmyślaniach. Otworzyłam drzwi i poszukałam po omacku włącznika. Gdy tylko światło zapaliło się, Nick zajrzał ponad moim ramieniem do środka co nie było trudne biorąc pod uwagę, że był prawie o głowę wyższy.
- Naprawdę tu nie wchodził - wskazał na tony kurzu zalegającego na podłodze, nieużywanych meblach i wszystkim, na czym mógł się znaleźć.
- Co ty nie powiesz - westchnęłam i weszłam do środka.
Pokój był niewielki, może dwa na dwa i pół metra, i trzy wysokości. W rogu, tuż przy wejściu, stała skrzynia wymalowana w burzowe chmury. W drugim koncie umieszczono niewielką biblioteczkę z książkami babci. Potrzebny był klucz, aby ją otworzyć, więc dziadek nie mógł poczytać tych książek. Poza tym ustawiono jeszcze stolik, a na nim kuferek z biżuterią babci. Nigdy nie dano mi jej pooglądać.
- To od czego zaczynamy? - zapytał Nick.
- Ty, jako nie-dyslektyk, zajmij się książkami, ja obejrzę biżuterię, a potem zabierzemy się za skrzynię - zdecydowałam.
- A jak ja mam zająć się książkami, skoro potrzebuję klucza? - mój brat zaczął narzekać od razu, gdy przyjrzał się gablotce.
Westchnęłam, ale podeszłam do niego i przyjrzałam się zamkowi. Nie był skomplikowany. Przypominał trochę ten z dziecinnych pamiętników na kłódkę. Wystarczyło włożyć klucz do dziurki, przekręcić i droga stała otworem. Zamyśliłam się. Ku przerażeniu Nicka, a uwierzcie, że to się naprawdę nieczęsto zdarza, wyciągnęłam sztylet.
- Co ty...?
- Patrz i ucz się - przerwałam mu i wykroiłam kawałek szkła, który uniemożliwiał nam dostanie się do środka. Zgodnie z moim założeniem, biblioteka stanęła otworem. Nick gwizdnął z podziwem.
- Chyba mamy kolejnego boga do twojej listy.
- Co proszę?
- Hermes, bóg złodziei. Wiesz, jego dzieci, zwłaszcza tacy bliźniacy, potrafią wszystko ukraść czy przemycić. Luke też się w tym specjalizuje. Coś taka czerwona? - zapytał ze śmiechem.
- Nick, proszę cię...
- A więc chodzi o Luke'a! Silena Beauregard miała rację! Podoba ci się! - wykrzyknął tryumfalnie Nick.
Zacisnęłam mocniej rękę na sztylecie.
- Nick, jeszcze jedno słowo i nie ręczę za siebie!
- Dobra, dobra. Przeglądaj te swoje błyskotki.
W sumie znaleźliśmy całą masę współczesnych książek po starogrecku. W szkatułce nie było nic niezwykłego poza szeroką skórzaną bransoletą z metalowym piorunem. Tak byłam nią zachwycona, że nie zauważyłam, kiedy Nick podkradł się do mnie.
- Co tam masz? - zapytał zaglądając mi przez ramię.
Wypuściłam bransoletę na podłogę.
- Na bogów, Nick! Czy ty kiedyś w końcu...
- Patrz! - przerwał mi i wskazał na ziemię. Bransoleta zmieniła się w tarczę z wizerunkiem Meduzy.
- Wygląda jak... Egida - powiedziałam i podniosłam ją. Wyglądała tak, jak sobie wyobrażałam tarczę Zeusa, tylko że na dole widać było malutki piorun. Dotknęłam go i Egida ponownie zmieniła się w kawałek skóry. Bransoletkę od razu założyłam na rękę. - Teraz na pewno mamy kolejnego boga, z którym jestem spokrewniona.
- Kogo?
- Zeusa.
- Na pewno Greka?
- Książki po starogrecku chyba mówią same za siebie. Dziadek zna łacinę, nie grekę. A babcia opowiadała mi greckie mity. Nigdy nie słyszałam żadnej rzymskiej opowieści.
- Czyli już piątka bogów. Mamy połowę.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Neptun, Pluton, Zeus... Na bogów! - wykrzyknął czymś przejęty. - Alice... Jesteś spokrewniona z całą Wielką Trójcą! To... niesamowite!
Dopiero teraz uświadomiłam to sobie. Nick miał rację. Jestem potomkiem trzech najpotężniejszych bogów. Jak to możliwe? A jeśli odziedziczyłam wszystkie moce? Nie... to byłoby niemożliwe.
Oczywiście udawałam nieprzejętą.
- No a pozostali?
- Oczywiście Are.... to znaczy Mars i Hermes czy tam jego rzymska odmiana.
- Jesteś pewny?
- Wiesz co ci powiem? Dopóki nie zobaczyłem cię na polu bitwy, byłem przekonany, że jesteś spokrewniona albo z Hermesem, albo z Ateną. Słyszałem, że to twoja taktyka nas rozwaliła - przyznał z niechęcią.
- Masz rację... Ale czy to nie za proste? Zeus, Neptun, Pluton, Mars, Hermes i Atena? Tak szybko odszyfrować szóstkę z dziewięciu? Pomyśl: a co jeśli się mylimy? Mamy pewność do czterech i tego się trzymajmy: Wielka Trójca i nasz ojciec.
- No dobrze, niech ci będzie choć ja i tak wiem swoje - spojrzał na skrzynię. - To co? Otwieramy?
- Chyba tak... - odpowiedziałam.
CZYTASZ
Córka Wojny (ff for Percy Jackson) [ZAKOŃCZONE]
FanfictionAlice jest trzynastolatką należącą do tzw. "trudnej młodzieży". Ma ADHD i dysleksję i często wpada w kłopoty. Wszystko się zmienia, gdy podczas szkolnej wycieczki do Nowego Jorku poznaje szesnastoletniego Luke'a. Niedługo potem dziewczyna...