A więc to już koniec...?

352 31 1
                                    

Poczułam, że lecę. Spojrzałam z górę i ujrzałam Tanatosa. Nie mam pojęcia, co tu robił, ale byłam na niego zła. Trzymał mnie w pasie i leciał w kierunku półki skalnej.
- Puść mnie! - krzyknęłam, uderzając go raz po raz.
Bóg śmierci jednak niewiele sobie z tego robił. Postawił mnie na półce i wylądował obok.
- Co ty robisz? - krzyknął zdenerwowany. - Twój brat właśnie zginął, a ty chcesz pójść w jego ślady?!
- Chcę go pomścić!
- Ale nie teraz! Śmierć nie jest rozwiązaniem.
- A ty skąd się tu wziąłeś? - nie mogłam nie zapytać z odrobiną pretensji w głosie.
- Już ci mówiłem: twój brat zginął.
Zrozumiałam. Tanatos, to Śmierć.
- Pozwól mi walczyć z Nickiem!
- Ten chłopak, blondyn, już tu biegnie. On chce cię ratować. Spójrz - wskazał mi Luke, który stał pięć metrów pod nami i patrzył na skulonego na ziemi Nicka.
Przez głowę przebiegła mi sarkastyczna myśl, że dzisiaj wszyscy odwiedzający Hades mają w cenie leżenie na ziemi!
- Idź z nim - powiedział Tanatos, ale zanim zdążyłam mu odpowiedzieć, pocałował mnie w usta. Bogowie, na oczach Luke'a!
Był to krótki pocałunek, ale jednak sprawił, że zobaczyłam w oczach mojego śmiertelnego przyjaciela nienawiść. Błagam, nie znowu...
Tanatos złapał mnie ponownie z talii i delikatnie postawił na ziemi. Chciał odlecieć, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, Luke ciął go w ramię. Z ręki boga pociekła złota krew. Tanatos odwrócił się i rzucił się na szesnastolatka, przybijając go do ziemi. Miecz Luke'a potoczył się po skałach, a właściciel broni wydał wściekły okrzyk i pchnął Tanatosa tak mocno, że teraz ten był bliżej podłoża. Zaczęli się tarzać, co chwila zamieniając się miejscami. Chciałam ich rozdzielić, ale zgodnie odepchnęli mnie do tyłu. Upadłam na twardą ziemię z bezradnością wymalowaną na twarzy. Mogło być gorzej...?
Niestety, mogło. W tym czasie, kiedy Luke i Tanatos rozwiązywali swoje sprawy rękoczynami, Nick zdołał się podnieść. No bogowie, błagam, nie teraz...
Nie miałam żadnej broni, Luke i Tanatos odtoczyli się dobre pięćdziesiąt metrów dalej, a Nick właśnie ruszył na mnie.
Skupiłam się najmocniej jak umiałam i spróbowałam wyleczyć swoje kolano. Udało się i w ostatnim możliwym momencie zanurkowałam pod mieczem mojego brata, który minął mnie dosłownie o włos. Potykając się o kamienie, uskoczyłam w tunel na prawo od nas. Zdenerwowany i zapalony Nick pobiegł na mną.
Gnałam przed siebie, mając nadzieję, że choć jeden z moich niedoszłych obrońców zdoła mnie tu znaleźć. W pewnym momencie poczułam, że podłoże się obniża, ale nie obchodziło mnie to. Moje nogi pędziły ile tylko miały sił. Za sobą słyszałam kroki Nicka, który nie zamierzał odpuścić. Mieliśmy przecież w sobie tą samą krew.
Nagle coś mi wpadło do głowy. Już chciałam zawrócić, gdy nagle skończyła się droga. Spadłam w przepaść, w ostatniej chwili łapiąc się jakiegoś uschniętego korzenia. Przytuliłam się do niego mocno, marząc, aby pojawić się tutaj Tanatos i mnie stąd zabrał.
- Błagam, ratuj.... - szepnęłam rozpaczliwie.
Poczułam ciepło w okolicach serca. Spojrzałam tam i zobaczyłam, że wisiorek od Tanatosa zaczął świecić słabym blaskiem.
- To koniec, Alice - usłyszałam nad sobą.
Podniosłam głowę i zobaczyłam stojącego na krawędzi Nicka. W ręku trzymał miecz, z którego kapała krew, spadając mi na twarz. Nie miałam jak jej zetrzeć. Nie był to jednak Nick, z którym wyruszyłam. Jakże się pomyliłam co do tylu ludzi...
- Nick - powiedziałam, siląc się na spokój - Nick, nie rób tego! To nie ty!
- Nie ja? - przedrzeźniał mnie. - Nie wiesz, co mnie spotkało!
- To powiedz. Chcę ci pomóc!
- W swoim położeniu? - zapytał zaskoczony. Skinęłam głową. - Daruj sobie.
- Dlaczego trzymasz z Kronosem? - nie dawałam za wygraną.
- Mam swoje powody - odburknął tylko i uniósł miecz do góry. - Niedługo i tak nie będzie to ciebie dotyczyć.
- Uwierz, jeśli powiesz, co cię spotkało, będzie ci łatwiej, naprawdę! Nick!
Chłopak wyglądał, jakby się zastanawiał.
- Dobrze więc - w końcu powiedział i opuścił broń. - Ares kilkukrotnie przychodził do mnie i mojej mamy, gdy się urodziłem. Ostatni raz był w moje jedenaste urodziny - zamyślił się, a ja jęknęłam cicho, bo zaczynały mnie boleć ręce. Na szczęście Nick kontynuował: - Były to moje ostatnie urodziny z mamą. Ares zabrał nas na wycieczkę, ale coś poszło nie tak. Zaatakowały nad potwory. Mama zabrała mnie do wyjścia, a Ares próbował się pozbyć napastników. Nagle stanęliśmy twarzą w twarz z jakimś dziwnym stworem. Ukąszenie spowodowało, że mama zapadła w śpiączkę. Nie obudziła się już.
- I dlatego chcesz się zemścić na bogach? Ares próbował cię bronić!
Nick zacisnął pięść.
- Ares zostawił mnie z nieprzytomną mamą na rękach! - wrzasnął wściekle. - Cudem nie zginęła, dla mnie jednak jest jak martwa! Nie uśmiecha się, nie żartuje. Bez niej dom jest pusty, wymarły! Chciałem, aby bogowie w końcu pomyśleli o kimś innym niż oni sami, ale znacznie lepiej będzie ich obalić! Teraz my, herosi zajmiemy ich miejsce!
- Rozumiem jak się czujesz. Przez to, że miałam tylu boskich przodków, moja matka mnie znienawidziła. Babcia była herosem, dziadek był herosem, ja jestem herosem. Dostałam jednak coś wspaniałego w zamian. Dostałam życie, o jakim niektórzy tylko marzą. Pomysł o tym!
- Za późno, Alice - uniósł broń do góry, mocno zaciskając palce na rękojeści - Nie jest mi łatwo, ale... wybacz.
- Nie... to ty mi wybacz...
- Dlaczego?
Podciągnęłam się na rękach.
- Przepowiednia, pamiętasz?
Nick spojrzał na mnie pytająco.
- Gdy czerwona tarcza na niebie się ukaże, dziecko bogów dziewięciu na teren wrogiej rodziny wyruszyć musi, by spróbować zdrajcę znów w przyjaciela przemienić i wojnie wielkiej zapobiec. Wraz z braćmi dwoma podjąć muszą się tego zadania, by do domu już nie powrócić - wyrecytowałam.
- Co?
- Spróbować zdrajcę znów w przyjaciela przemienić. Nie mówi ci to czegoś?
Nick odwrócił głowę i westchnął zrezygnowany.
- Pomyśl, że to dotyczyło Freda. Będziesz się czuć lepiej.
- Spróbować... - powtórzyłam. - I ja będę próbować aż do śmierci. Jesteś moim bratem. Ufałam ci.
- To... niemożliwe... Alice, nie utrudniaj mi tego!
- A więc tego dotyczy ostatni wers - zrozumiałam. - Zabiłeś Freda, zabijesz mnie, a sam odejdziesz.
- Dokładnie - Nick zacisnął zęby i wiedziałam już, że to mój koniec.
Zamknęłam oczy i już drugi raz tego dnia przygotowałam się na śmierć z rąk Nicka.
Jakże jednak dziwny jest los, bo nie stąd ni zowąd, usłyszałam kolejny pełen bólu krzyk.
Krzyk Nicka.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam mojego brata leżącego u stóp Luke'a. Jeszcze żył.
Chłopak tymczasem już się schylał do mnie.
- Alice, wszystko dobrze? - zapytał, wyciągając rękę.
Chwyciłam dłoń Luke'a, a ten wciągnął mnie na stały grunt.
- Dzięki - powiedziałam zmęczona. - Dziękuję.
Spojrzałam na umierającego Nicka i nie mogłam nic poradzić na płynące po policzkach łzy.
Było mi głupio, że go nie uratowałam.
Spojrzałam na Luke'a. Nie wytrzymałam i wtuliłam się w jego pierś. Chłopak objął mnie ramieniem.
- To już koniec, Alice - szepnął. - To koniec.
- Po której stronie będziesz walczyć? - zapytałam.
Luke wyglądał na niezdecydowanego, ale w końcu odwiedział:
- To twojej stronie.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, gdy nagle poczułam kłucie w plecach. Po chwili ból natężył się, zalewając moje ciało potwornym paleniem, a źródło tego wszystkiego wwiercało się coraz głębiej. Z niemym krzykiem spojrzałam na przerażonego Luke'a. Chłopak miał szeroko otwarte oczy, ale patrzył gdzieś za mnie. Był wściekły.
Coś, co zadało mi tyle bólu, nagle uciekło z mojego ciała.
- Coś ty zrobił?! - wrzasnął Luke, kładąc mnie na ziemi. Spojrzałam przez ramię i zobaczyłam Nicka ze sztyletem w ręku. Luke już biegł do niego. Nick był zraniony w brzuch, ale tylko cudem się trzymał na nogach.
- To, na co tobie nie starczyło odwagi! - krzyknął z satysfakcją.
Luke z dzikim wrzaskiem rzucił się na syna Aresa i pchnął go z całych sił w tą przeklętą przepaść.
Stał jeszcze chwilę nad krawędzią, patrząc w dół i ciężko dysząc.
Szybko odwrócił się jednak i wrócił do mnie. Usiadł i wziął moje słabnące ciało na kolana.
- Alice - powiedział - trzymaj się, coś wymyślimy!
Ja jednak pokręciłam głową. Wiedziałam, że rana jest zbyt poważna, aby można cokolwiek zrobić. Jednak uśmiechnęłam się. Wypełniłam swoją misję.
- Alice! - krzyknął rozpaczliwie Luke. Objął mnie mocniej i przyłożył swoją twarz do mojej - Nie umieraj... - szepnął.
Jak zza grubej zasłony usłyszałam łopotanie skrzydeł i obok Luke'a pojawił się przygnębiony Tanatos. Stał nad nami bez słowa.
- Alice... - po raz kolejny powtórzył moje imię Luke. Mówił coś jeszcze, ale nic do mnie nie dochodziło. Widziałam tylko twarz moich dwóch ostatnich przyjaciół...

Córka Wojny (ff for Percy Jackson) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz