Zbieramy nową ekipę

349 28 2
                                    

- Czekaj, wytłumacz to jeszcze raz, bo czegoś tu nie rozumiem: po co skradamy się do czyjegoś ogródka?
Siedzieliśmy w krzakach jednym z prywatnych ogrodów.
- Fred... Daj mi się skupić - zbyłam brata, przeszukując kieszenie w poszukiwaniu drah. Jak na złość to właśnie Nick wszystkie ze sobą nosił, a jak jakiejś potrzeba, to nie ma! Złośliwość rzeczy martwych...
W końcu na dnie plecaka znalazłam jedną jedyną zabłąkaną monetę.
- Aha! - krzyknęłam tryumfalnie podnosząc swój łup do góry. - Mam cię!
- To fajnie, ale teraz mi powiedz o co chodzi!
- Zaraz zobaczysz, spokojnie - powiedziałam i wskazałam mu zraszacz, który akurat się włączył. Na powierzchni mgiełki pojawiła się delikatna tęcza. - Iryfon - wyjaśniłam.
- Że co, proszę?
- Musimy porozmawiać z ludźmi z Obozu Herosów, a to - ponownie wskazałam tęczę - nam na to pozwolić. Musimy im przecież powiedzieć o... - głos mi się załamał. Nigdy nie dokończyłam tego zdania. Nie dałam rady.
Fred czuł się chyba podobnie, bo przytulił mnie i powiedział:
- Nie martw się. Nick zmądrzeje.
- Skąd wiesz?
Fred uśmiechnął się.
- Ja zmądrzałem.
Otarłam dłonią niechcianą łzę i zacisnęłam pięści.
- Masz rację. Jesteśmy dziećmi Marsa czy tam Aresa. Jesteśmy stworzeni, aby zrobić niemożliwe. Uratujemy go - spojrzałam na wodną mgiełkę. - Teraz musimy jednak porozmawiać z Chejronem. Stój na czatach.
Po tych słowach wypełzłam z krzaków, nie dając Fredowi szans na kontratak, i dobiegłam do zraszacza. O swoim pochodzeniu dowiedziałam się niedawno, ale geny Ateny dały mi wszystko, czego potrzebowałam w tamtym momencie. Szybko zamówiłam prostą modlitwę do Iris i wrzuciłam drahmę w wodę. Tak, wiem jak to wygląda z boku, ale byłam zdesperowana. Musiałam się komuś wygadać, a do głowy przychodziły mi tylko dwie osoby: Tanatos i Luke. I oczywiście dwa problemy, komu o wszystkim opowiedzieć, bo: Tanatos znał mnie od dawna i mnie niedawno okłamał, mówiąc, że znamy się tak krótko; Luke prawie wcale nie znałam, ale był mi bardzo bliski.
W końcu wybrałam Luke'a.
- Iris, bogini tęczy, pokaż mi Luke'a...
Urwałam. Zapomniałam, jak on ma na nazwisko! O bogowie.... jaka wtopa...
- Eee... pokaż mi Luke'a z Obozu Herosów...? - spróbowałam. Jaka ja oryginalna!
Chyba geny po Atenie usnęły...
Na szczęście bogini zrozumiała o kogo chodzi i przede mną na mgiełce pokazał się obraz Luke'a. Stał tyłem. Serce zaczęło mi bić szybciej, gdy spojrzałam na jego umięśnione ciało i te blond włosy, i...
OK, stop. Chyba załapaliście (jeśli jakimś dziwnym trafem to wasze geny mądrości nie zasnęły...).
Luke był na arenie i ćwiczył walkę z manekinami. Był sam. Nie widział mnie.
- Luke! - zawołałam.
Zaskoczony chłopak akurat był w połowie ciosu, gdy mnie usłyszał, i wypuścił swój miecz, który upadając, pozostawił po sobie ranę na piszczelu.
- Przepraszam - powiedziałam zawstydzona. Nie patrzcie tak na mnie! Sprawy sercowe to nie moja bajka. Wojna, intrygi, ryzyko - to tak, ale miłość - nie.
- Alice! - krzyknął uradowany Luke. - Alice, co się z tobą działo?
- Luke, stało się coś strasznego! - w kilku zdaniach opowiedziałam mu o wszystkim, jeśli nie liczyć "randki" z Tanatosem. Serce mi stanęło, gdy zaczęłam mówić o Nicku i Kronosie, bojąc się, że Luke mi nie uwierzy.
On jednak słuchał wszystkiego w zamyśleniu, a potem spytał:
- Co teraz masz zamiar zrobić?
- Chciałabym... prosić cię o pomoc.
- Mnie? - zdziwił się Luke. Wyglądał trochę na zdenerwowanego moją prośbą, ale może tylko mi się wydawało. - Dlaczego akurat mnie?
- To nie pomożesz nam? - jęknęłam. Przyznam wam się, że prawie się tam rozkleiłam.
- Nie! Nie! Tego nie powiedziałem! - przestraszył się Luke'a. - Chciałbym tylko wiedzieć, dlaczego.
- Bo tylko tobie ufam...? - nieśmiało wyznałam. - Bo uważam cię za przyjaciela i mam nadzieję, że ty mnie też...?
Luke uśmiechnął się wyraźnie uspokojony. Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, a powinnam.
- Gdzie jesteście Alice?
- Mamy zamiar iść do Obozu.
- Nie - kategorycznie zabronił Luke - I tak jest tu sporo kłopotów.
- A co się dzieje?
- Nic, czego byśmy nie rozwiązali za bogów - wyjaśnił z przekąsem chłopak. Odniosłam wrażenie, że Olimpijczycy zaszli mu za skórę, ale teraz mieliśmy inny problem.
- Tak więc... Gdzie się spotkamy?
- Skoro Nick służy Kronosowi, to powinniśmy udać się do Los Angeles. Tam jest wejście do Hadesu. Będzie tylko problem, jak nas tam przyłapią...
- To zostaw mnie - uśmiechnęłam się. - Hades okazuje się być jednym z moich boskich przodków.
- To ilu ich masz?
- Tak z dziewięć - odparłam, jakbym mówiłam ile mam pieniędzy.
Luke zdębiał. Szybko jednak się otrząsnął i już chciał coś powiedzieć, gdy nagle zza moich pleców rozległ się krzyk:
- Hej, a co ty robisz na moim trawniku?!
- Luke, muszę spadać.
- To do zobaczenia w Los Angeles - puścił do mnie oczko i zakończyliśmy połączenie.
Odwróciłam się akurat w momencie, gdy Fred złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą.
Pamiętać: nigdy nie zostawiać go na czatach.
Choć gnaliśmy na złamanie karku, to w duchu się uśmiechałam. Znów przecież miałam zobaczyć się z Luke'm.

Córka Wojny (ff for Percy Jackson) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz