Moja boska krew

522 45 4
                                    

Sinis jakimś cudem zdołał unieruchomić sosnę z moimi nieprzytomnymi braćmi. Uśmiechnął się do mnie z politowaniem.
- Na pewno się nie chcesz wycofać? - zapytał.
- Nie - odparłam z pewnością. Na porzucenie wyzwania przede wszystkim nie pozwalała mi krew Marsa w moich żyłach. Oczywiście, martwiłam się o braci, ale duma w pewnym sensie była ważniejsza. - Będę z tobą walczyć.
- No cóż... Gdybyś się wycofała, to tylko oni ucierpią, a ty będziesz mogła odejść. Ale to twój wybór.
Skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nie cofnę się przed niczym.
- Jak chcesz - wzruszył ramionami.
Sinis podszedł do innej sosny, skoczył, złapał za czubek i przyciągnął ją do ziemi. Wyglądało, że nie sprawia mu to dużego problemu. W końcu był półbogiem, synem Posejdona.
Przełknęłam ślinę. Byłam pełna wątpliwości. W końcu co znaczyłam przy nim? Nastoletnia heroska vs Zawodowy Zgniatacz Sosen (w skrócie ZZS, jak powiedział mi Sinis).
- Długo mam jeszcze czekać? - warknął Sinis. - Dam ci ostatnią szansę: wycofaj się.
Odetchnęłam głęboko i złapałam sosnę.
- Nie zatrzymam się. Nigdy.
"Bogowie, moi przodkowie, proszę, pomóżcie mi. Moi bracia mogą zginąć, a ja jestem ich jedyną nadzieją. Dajcie mi siłę, błagam!" pomodliłam się w duchu.
Skinęłam głową dając znak, że Sinis może puścić. Z bijącym sercem czekałam, gdy sosna zostanie tylko pod moją kontrolą. O dziwo, wytrzymałam. Sinis zdziwił się jeszcze bardziej. Wybauszył oczy, pobladł, a potem poczerwieniał.
- Dwóch nie dasz rady! - krzyknął.
- Dam - odparłam z całym przekonaniem, choć oczywiście miałam wątpliwości.
- Dobrze - syknął Sinis i przygwoździł do ziemi drugie drzewo. - Pokaż na co cię stać.
Puściłam trzymaną sosnę jedną ręką i złapałam drugie.
Sinis spodziewał się, że poszybuję w przestworza, ale najwidoczniej rozczarowałam go.
- Niemożliwe...
Uśmiechnęłam się szyderczo.
- Teraz twoja kolej. Bierz te drzewa.
Sinis złapał te dwie sosny a ja podałam mu trzecią. Mężczyzna jednak pokręcił głową.
- Ty łapiesz.
- Ja?! Nie taka była umowa! - zauważyłam.
- Bierz te drzewa! - wrzasnął.
Zaświeciła mi się lampka w głowie. Sinis z trudem trzymał te dwa drzewa. Gdyby tak go przetrzymać...
- Jak w ogóle się tu znalazłeś? Z tego co pamiętam, zabił się jeden z herosów.
- Pan z Otchłani potrafi cofnąć czas.
Łap te sosny.
- A dlaczego zająłeś się interesem pocztowym?
- Wielu herosów i śmiertelników tu przychodzi, więc mogę ich wystrzelać w powietrze. Jeszcze jedno pytanie, a poża...
- A jak ci się podoba w współczesnym świecie?
- A jak ci się podoba to?!
Sinis puścił sosny, złapał siekierę i podbiegł do drzewa z moimi braćmi.
- Co ty robisz?! Mieliśmy umowę!
- Jeśli mnie pokonasz, a mamy remis, więc... - Sinis odciął czubek sosny. Zamarłam. Jak w zwolnionym tempie widziałam ruch sosny ciągnącej za sobą Nicka i Freda; słyszałam śmiech Sinisa.
- Nie! - krzyknęłam i wyciągnęłam przed siebie rękę. Sosna zamarła pod kątem około 70 stopni. Bracia zwiesili się z drzewa jak wielkie bombki. Musieli odzyskać świadomość, bo dało się słyszeć okrzyk Nicka:
- Co, na bogów, się tu wyprawia?!
- Fred! Nick! Wszystko w porządku?!
- Raczej tak! - odkrzyknął Nick - Fred jest tylko trochę niemrawy, ale żyjemy! A co się dzieje tam u ciebie na dole?
Wyciągnęłam miecz i włączyłam tarczę mojej babci. Stanęłam w pozycji bojowej.
- Czeka mnie mały pojedynek - odparłam. Dreszcz ekscytacji przebiegł mi po plecach. W końcu mogę się zmierzyć z kimś w boju.
- Aha. Powodzenia! - krzyknął Nick.
- Szczęście ci na nic - warknął do mnie Sinis.
- Jej niepotrzebne, ale tobie się przyda! - zauważył Nick.
Ruszyłam do boju. W końcu mam w sobie krew dziewięciu bogów. Nic mnie nie powstrzyma. Nigdy.

Córka Wojny (ff for Percy Jackson) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz