Co ja mam za życie...

561 54 3
                                    

Na szczęście mama Freda zaproponowała mi nocleg w salonie. Nie musiałam więc rozmawiać z braćmi. I dobrze. Byłam na nich wściekła, ale to chyba nic dziwnego.
Pomimo późnej godziny nie mogłam zasnąć. Do tej pory jeszcze nie spojrzałam na prezent od Tanatosa. W końcu, około trzeciej w nocy, otworzyłam dłoń i zobaczyłam, co podarował mi bóg śmierci. Był to spiżowy wisiorek na skórzanym rzemieniu. Przestawiał odwróconą i zgaszoną pochodnię - symbol Tanatosa. Od razu założyłam go na szyję.
Potem jeszcze długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o słowach boga. Wciąż zastanawiałam się nad pytaniem, czy kiedykolwiek byłam zakochana. O jego zachwycie nade mną. O tym wszystkim. Czy tak czuła się moja matka gdy spotkała Marsa?
Po raz pierwszy od początku obozu pomyślałam o matce. Co czuła? Czy martwiła się o mnie?
Spotkanie z Tanatosem coś zmieniło we mnie. Czy każdy tak zachowuje się w obliczu Śmierci? Myśli o tych, o których zazwyczaj nie myśli?
Przewracałam się z boku na bok, aż w końcu zasnęłam.
Śnił mi się Obóz Herosów. Była tam moja matka i rozmawiała z Chejronem. Martwiła się o mnie. Była roztrzęsiona. Płakała. Centaur próbował ją pocieszyć, ale to nic nie dawało.
- Żałuję, że tak mało czasu z nią spędziłam - załkała moja mama. - Chciałabym ją przytulić.
- Pani Moon, naprawdę mi przykro z powodu Alice. Nie mamy pojęcia, gdzie jest. Może któryś z bogów...
W tej samej chwili pojawiła się tam jakaś skrzydlata postać. Serce mi zadrżało ze szczęścia, a chwilę później ze strachu.
- Pani - z trudem powiedział Tanatos kłaniając się - pani córka jest cała i zdrowa. Proszę się nie bać.
Chejron wydawał się równie zdezorientowany co moja matka.
- Tanatos... co ty tu robisz?
- Potrzebuję pomocy - wskazał na krwawiące skrzydło z którego ciekła złota ciecz. Z rany starczała strzała mojego brata. Choć spałam, to miałam ochotę udusić mojego kochanego braciszka.
W każdym razie Tanatos ciężko oddychał. Można by powiedzieć, że był bliski śmierci, gdyby nie to, że sam był Śmiercią (chyba powinnam się przyzwyczaić, że moje życie nigdy nie będzie normalne).
Najdziwniejsze było jednak zachowanie mojej matki. Patrzyła na Tanatosa i nagle wykrzyknęła:
- Ty! Znowu ją zaczepiasz?! Powiedziałam ci coś na ten temat dawn...
BUM!
Coś spadło ze schodów w domu Freda i obudziłam się. Ciężko oddychałam.
- Tony... - szepnęłam do samej siebie. - To był Tony...
Pewnie nie kapujecie o co chodzi. Już wam wyjaśniam: gdy żyła moja babcia, mieszkałam na osiedlu. Był tam taki biedny chłopak, Tony Bell, z którym bardzo szybko się zaprzyjaźniliśmy. Szybko po kilku miesiącach darcia ze sobą kotów, oczywiście. Gdy go pierwszy raz spotkałam, wylądował w takim oczku wodnym na podwórku. Przyznaję się, moja wina. Potem jakoś się z niego wyśmiewałam. Po co mi taki słabeusz jako przyjaciel? Wszystko zmieniło się, gdy pewnego dnia wpadły na osiedle trzy wielkie psy ze wścieklizną. Gdy uciekałam, upadłam i skręciłam kostkę. Pies już miał się na mnie rzucić, ale Tony go odstraszył. Nie rozumiałam jak to zrobił, ale jeśli to bym Tanatos, to chyba wszystko jasne. Po tamtym incydencie zaczęliśmy ze sobą spędzać czas. Gdy spotkałam go po raz pierwszy miałam pięć lat, a gdy ostatni - dziesięć. Zanim wprowadziliśmy się z tego osiedla, Tony zaginął. Nigdy jednak nie zapomniałam jego twarzy i jego delikatności. Miał piękne oczy.
Dlatego od razu zakochałam się w Tanatosie. Tanatos to Tony, moja dziecięca miłość. Tak właśnie wyglądałby, gdybym go spotkała w obecnych czasach. Mama i babcia nigdy go nie lubiły, ale dziadek twierdził, że to może się przydać w przyszłości. Oni wiedzieli. Wiedzieli kim jest mój przyjaciel.
Łza spłynęła mi po policzku. Czy jestem otoczona przez samych bogów i półbogów? Czy nie mogę żyć normalnie? Jak inne nastolatki zakochać się w śmiertelnym chłopaku? Dlaczego moje serce skradł Tanatos? I jaką rolę w moim życiu odgrywa Luke?
Przekręciłam się na łóżku. Zostałam w tej pozycji do rana. Gdy tylko zaczęło świtać, do salonu weszli moi bracia. Po cicho podeszli do kanapy, a gdy zobaczyli, że nie śpię, od razu powiedzieli chórem:
- Alice, sorry, że wczoraj wyszło jak wyszło, ale po prostu nie wiedzieliśmy, kto to. No i jesteś naszą siostrą. Sorry raz jeszcze.
- Okej - odpowiedziałam, choć za bardzo ich nie słuchałam.
Nick i Fred spojrzeli po sobie.
- Dobrze się czujesz? Może zawołałam moją mamę - zaproponował Fred. Pokręciłam przecąco głową.
Nick kucnął przy kanapie. Cicho zapytał:
- Co się stało?
- Muszę znaleźć Tanatosa - wyjaśniłam. Moi bracia westchnęli.
- Wiesz co Fred? Chyba musimy pomóc Alice. Jest uparta. Może przy okazji dowiemy się więcej na temat jej rodziny.
- Wiem już wszystko - usiadłam na kanapie i opowiedziałam im o bogach z mojej rodzinki.
- Czyli musimy odszukać Tanatosa - Nick skrzywił się. Chyba nie za bardzo podobał mu się pomysł szukania Śmierci.
- Wyboru większego nie mamy. I tak byśmy pomogli.
- Fred, jedno zastrzeżenie: łuk daleko od niego!
Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Przecież Tanatos był w Obozie Herosów!
- Musimy iść!
- Alice, na bogów, czekaj! Gdzie musimy iść?
- Do Obozu!
- Co?
- Nie zadawaj pytań, tylko choć!
- Alice - wtrącił się Fred - Nick ma rację. Zaczekaj chwilę, ochłoń. Wyruszymy  po południu.
- Ale...
- Zazwyczaj to ty jesteś naszym głosem rozsądku, ale tym razem posłuchaj nas. Odnajdziemy twojego Tanatosa - obiecał Nick. Fred przytaknął.
- Naprawdę?
- Zrobimy co w naszej mocy. Przysięgamy. 
Po raz pierwszy w życiu poczułam, że mam prawdziwą rodzinę. Małą, ale wspaniałą. Dwójka moich najlepszych przyjaciół. Dwóch moich braci.
Przytuliłam ich.

Córka Wojny (ff for Percy Jackson) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz