XXV. Widma krążą po Petersburgu

20 5 58
                                    

Następnego dnia Spirydon obudził się późno, z głową pękającą z bólu i nieprzyjemną suchością w ustach. Przez chwilę, póki znajdował się na pograniczu między snem i jawą, doskwierały mu jedynie dolegliwości cielesne. Potem jednak do świadomości zaczęły wracać szczegóły wczorajszego dni i Spirydon poczuł, jak serce napełnia mu mrok, który dotkliwie kłuje tysiącem ostrych igieł, znacznie gorszych od fizycznych oznak kaca.

Uniósł się na łokciu i rozejrzał niepewnie po pokoju, mrużąc oczy od nadmiaru słońca, które wpadało przez okno, jak gdyby nieświadome tragedii z poprzedniego dnia. O dziwo, Miszy nie było, choć rozkopane, nieposłane łóżko świadczyło o tym, że zbierał się w pośpiechu. Był potężniejszej postury niż Spirydon, więc pewnie alkohol nie podziałał na niego aż tak silnie. Poszedł przypuszczalnie na zajęcia, a zatem jest szansa, że opowie kolegom, co się stało z Aleksiejem. A to znaczyło, że Spirydon nie musi dziś się tam pojawiać. I tak był już potężnie spóźniony. A przede wszystkim nie czuł się na siłach. Musiał je zachować na popołudniowe lekcje z Pietią Klejgelsem, przedostatnie przed egzaminem gimnazjalnym z łaciny. I na zerwanie z Natalią. Choć to drugie w jego obecnym stanie ducha i ciała było znacznie łatwiejsze niż jeszcze dzień wcześniej.

Opadł znowu głową na poduszkę i zwinął się w kłębek pod kołdrą. Kiedy jednak zamykał oczy, zamiast upragnionej ciemności przed oczami stawały mu sceny z wczorajszego dnia: pożegnanie z Mitią przed "Złotą Kotwicą", spacer wzdłuż Szóstej Linii, Aleksiej wyrywający się z rąk wąsacza, krótki pościg, a potem to najgorsze - szkarłatna, szybko powiększająca się plama na koszuli, blada twarz, przymknięte oczy i zgięte kurczowo palce kolegi. I dwaj mężczyźni, którzy pochylają się nad ciałem, obcy, obojętni, wąsaty zabójca i ten drugi, z melonikiem wciąż trzymanym w dłoniach.

Melonikiem?! Spirydon raptownie otworzył oczy i usiadł na łóżku. Mimo łupania w głowie starał się wskrzesić w pamięci szczegóły z poprzedniego dnia, na które wtedy nie zwrócił uwagi. Tak, mężczyzna, który nadbiegł w chwili, gdy Aleksiej właśnie skonał, zdjął z głowy melonik. Taki sam melonik, jaki nosił elegant, który podszedł do Miti przy wejściu do "Złotej Kotwicy". Spirydon tylko rzucił na niego okiem i nie zapamiętał dokładnie twarzy, ale teraz, gdy przypominał sobie tamte wydarzenia, coraz wyraźniej zdawał sobie sprawę, że to musiała być ta sama osoba.

Hiszpańska bródka! Kolejny szczegół wypłynął z głębin jego pamięci. I jeszcze modlitwa odmówiona po łacinie, i katolicki znak krzyża. A przecież Mitia wyraźnie nazwał eleganta nierosyjskim imieniem Vincent! Spirydon poczuł, jak po karku przebiega mu zimny dreszcz. Czyżby jego nieufność wobec Miti była uzasadniona? Gorączkowo zaczął ponownie analizować wydarzenia z poprzedniego dnia, które nagle zaczęły układać się w logiczną całość. Klejgels specjalnie zgłosił się do udziału w agitacji wśród robotników, żeby zostać dłużej w towarzystwie Aleksieja. A potem, kiedy się żegnali, najpierw poklepał po plecach jednego, a potem drugiego, za każdym razem wyraźnie wypowiadając ich imiona, tak by mężczyzna w meloniku mógł ich rozpoznać. Judaszowy pocałunek...

Spirydon wzdrygnął się i jednocześnie wykrzywił usta w podkówkę, jak rozczarowane małe dziecko. Co innego podchodzić do Miti z dystansem, w którym niechęć i podejrzliwość mieszała się jednak z pewną fascynacją, a może nawet podziwem - a co innego uświadomić sobie, że jest zdrajcą, który doprowadził do śmierci kolegi. Zdrajca! Szpicel! Dwie najgorsze inwektywy z lat nauki seminarium. Samo podejrzenie, że któryś z kolegów donosi władzom o występkach towarzyszy, mogło skończyć się którąś z mniej lub bardziej wymyślnych kar, od wylania tuszu na notatki i podręczniki poczynając, na pobiciu czy włożeniu śpiącemu do nosa zapalonych skrawków papieru kończąc. Teraz jednak Spirydon czuł tylko przeraźliwy smutek i pustkę. A musiał jakoś dotrwać do popołudniowych zajęć z Pietią. I przetrwać je, mając nadzieję, że nie spotka w pałacu nikogo więcej z przeklętej rodziny Klejgelsów.

Lata nadziei, lata przemocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz