ROZDZIAŁ 5. Wybawiciel spod ciemnej gwiazdy

645 80 26
                                    

Tara

Otworzyłam oczy z myślą, że chyba kolejny raz zemdlałam, a przecież przedtem, nim to wszystko się zaczęło, niemal nigdy mi się to nie zdarzało.

Po otwarciu oczu potrzebowałam dłuższej chwili, żeby dojść do siebie. Widziałam jak przez mgłę, usta miałam wyschnięte, a całe ciało obolałe, jakby przejechał po mnie czołg. W głowie miałam pustkę, ale pamiętałam jedno: widok ramion wyciągających mnie z płonącego wraku samochodu. Kto to zrobił? Kto mnie uratował? Mój mózg jakby odżył i szybko zaczęłam rejestrować kolejne informacje.

Po pierwsze, znajdowałam się w nieznanym mi, ciemnym pokoju o szarych ścianach, Bóg wie gdzie w Londynie, a może nawet poza nim. Po drugie, leżałam z zabandażowaną nogą pod kołdrą w bardzo wygodnym, ale bez wątpienia cudzym łóżku, obok siebie mając niby milczących strażników dwa zielonookie, czarne koty. I po trzecie, naprzeciwko mnie siedział nieznany mi chłopak i przypatrywał mi się badawczo ze zmarszczonym czołem.

Drgnęłam i odskoczyłam od niego jak oparzona, plecami przywierając do ściany. Syknęłam z bólu, gdy poruszyłam zranioną nogą, ręką... wszystkim.

- Co ty robisz?! - krzyknęłam do nieznajomego. Koty syknęły i wygięły grzbiety, spłoszone hałasem, a chłopak wstał i wyprostował się. Przyjrzałam mu się. Był wysoki i cały ubrany na czarno - miał czarne spodnie, czarne converse'y, czarny podkoszulek i czarną bluzę z kapturem. Potargane, krucze włosy opadały mu na czoło, a jedynym barwnym elementem w całej tej czerni były jego oczy. Wpatrywałam się w nie - zielone i przenikliwe, z jaśniejszą obwódką i źrenicą tak czarną, że ubrania chłopaka na jej tle wyglądały blado. Miał mocno zarysowaną szczękę, a jego lewą skroń szpeciła blizna przecinająca oko i fragment brwi. Nie wiem dlaczego, ale bardzo skojarzył mi się on ze Skazą - czarnym charakterem z "Króla Lwa". Naprawdę dziwne skojarzenie, zdałam sobie sprawę, ale całkiem trafne.

Chłopak włożył ręce do kieszeni bluzy i bez słowa wyszedł z pokoju, z podążającymi za nim kotami, by po chwili wrócić ze szklanką czegoś, co wyglądało jak woda.

- Masz, trzymaj - powiedział, podając mi ją. Miał cichy i spokojny głos, jakby bał się, że może mnie przestraszyć.

Wzięłam szklankę, ale wstrzymałam się z piciem.

- Gdzie ja jestem? - zapytałam. - I kim ty jesteś?

Chłopak podsunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko mnie.

- Mam na imię Ethan, a to Angus i Malcolm – powiedział, wskazując na czarne koty, które przyglądały mi się nieufnie. - To apartament, w którym mieszkam. I uprzedzając twoje pytanie: nie, nie porwałem cię i nie zamierzam zrobić ci krzywdy, więc możesz już przestać panikować.

Uniosłam brew.

- To ty mnie uratowałeś?

- Byłem w pobliżu, kiedy zobaczyłem ten płonący samochód. Wyciągnąłem cię ze środka i postanowiłem zanieść tutaj. Gdy tylko lepiej się poczujesz, zabiorę cię do domu. A teraz pij, zobaczysz, że pomoże.

Z wahaniem pociągnęłam łyk napoju, bo gardło miałam wyschnięte z pragnienia. To nie była zwykła woda: chociaż nie miała smaku i była zimna, gdy tylko znalazła się w moim przełyku poczułam, że przyjemnie mnie rozgrzewa i rozluźnia moje mięśnie. Po kilku minutach poruszyłam zabandażowaną nogą i ku mojemu zdumieniu, prawie wcale nie poczułam żadnego bólu. Co więcej, drobne rany na moim ciele zdążyły się już zagoić, ból głowy zniknął, a ciało nie było już tak poobijane.

- Co to było? - zapytałam, oddając pustą szklankę Ethanowi.

- Lekarstwo. Można to nazwać Ibupromem w wersji dziesięć razy skuteczniejszej.

Beyond Reality | book multifandomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz