Tara
Przez pustynię szedł jakiś człowiek. Mocno utykał i trzymał się za nos, z którego, co zdołałam zobaczyć z oddali, ciekła krew.
Ukryta w dość sporej szczelinie między skałami obserwowałam go z daleka. Wychyliłam się ostrożnie zza kamieni i wytężyłam wzrok, równocześnie zaciskając dłoń na rękojeści noża.
Minęła prawie dobra odkąd, bliska śmierci, otrzymałam od Harry'ego, Percy'ego, Hermiony i Annabeth przesyłkę z wodą i lekarstwem. Mała tabletka zdziałała cuda - pół godziny od zażycia poczułam się znacznie lepiej. Kaszel zmniejszył się, gorączka spadła, a utracone siły wróciły. Po jakimś czasie znalazłam szczelinę między skałami i ukryłam się w niej przed słońcem i pyłem. Przespałam niemal całą noc i obudziłam się dopiero pół godziny temu, akurat by zobaczyć zmierzającego w moją stronę trybuta.
Po chwili, gdy człowiek zbliżył się bardziej, rozpoznałam, że to Prince. Był ranny, ale miał ze sobą broń - dwuręczny miecz o szerokiej klindze, który trzymał zawieszony przy pasie. Miał złamany nos i podbite oko, co znacznie wykrzywiało jego przystojną twarz. Chłopak uniósł głowę i zobaczył mnie, nim zdołałam się ukryć. Na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi.
- Hej! - krzyknął do mnie, machając. - Hej!
Starałam się go zignorować i nie dać po sobie znać, że go usłyszałam, ale był nieugięty.
- Masz może trochę bandaży? - krzyknął, starając się dłonią zatamować krwotok z nosa. - Cholera, pieprzony Fletcher! Jak go tylko dorwę to...
- Nie, nie mam! - przerwałam mu. - Zużyłam wszystko, co miałam.
- A woda? Masz trochę, żeby to chociaż przemyć?
- Niby dlaczego mam ci pomagać? - odkrzyknęłam.
- Bo mam złamany nos! Boli!
- Jesteś moim przeciwnikiem, nie będę ci pomagać! - warknęłam.
- Ale mam miecz, mogę cię w każdej chwili zabić!
- Pod warunkiem, że wyjdziesz na te kamienie, co kulejąc na pewno nie będzie łatwe - mruknęłam.
Prince szykował się do jakiejś riposty, ale przerwał mu dziwny dźwięk, który echem potoczył się po całej arenie.
- Drodzy trybuci! - to był głos Caesara Flickermanna, komentatora Igrzysk. Brzmiał, jakby wydobywał się z jakiś wielkich megafonów na niebie. Zarówno ja, jak i Prince podnieśliśmy głowy i słuchaliśmy. - Cztery ciężkie dni pełne wielu cudownych walk już za nami. Zostało dziesięcioro zawodników. Warunki na arenie są, nie da się ukryć, ciężkie. Wiemy, że brakuje wam wody, lekarstw, możliwe też, że broni. Przygotowaliśmy więc dla was niespodziankę. Dziś w południe niedaleko Rozpadliny dzielącej arenę na pół umieścimy pięć plecaków. W każdym z nich będzie się znajdować coś innego koniecznego do przeżycia, ale gwarantujemy, że we wszystkich znajdziecie na pewno wodę i jedzenie. W południe wyruszcie w okolicę Rozpadliny i jako pierwsi zdobądźcie plecaki. Druga taka szansa już się nie powtórzy! Powodzenia i niech los zawsze wam sprzyja, trybuci! - zakończył optymistycznie i głos się urwał. Zapadła cisza. Przeniosłam wzrok na Prince'a. Patrzył na mnie z dziwnym błyskiem w oczach.
- Myślisz o tym samym, co ja? - zapytał chytrze.
"Żeby dać stąd nogę nim zdecydujesz się mnie zabić?", pomyślałam.
Chłopak założył ramiona.
- Zrobimy tak: pójdziemy razem pod tą Rozpadlinę, pomożesz mi zdobyć plecak i podzielimy się łupem po połowie, zgoda? - zapytał. Zmarszczyłam brwi.
CZYTASZ
Beyond Reality | book multifandom
FanficCo by było, gdyby Twoi ulubieni bohaterowie książek istnieli naprawdę? Gdyby żyli w równoległym świecie w alternatywnej rzeczywistości? I gdyby pewnego dnia... się z niego wydostali? Zapraszam Cię do przeczytania historii o przyjaźni, magii, poświęc...