ROZDZIAŁ 27. Rozwalamy ogród Snowa

178 22 20
                                    

Ash

W myślach szybko przywołałem wszystko to, co wiedziałem o Żaberzwłoku i jedyny pozytyw, jaki udało mi się znaleźć to to, że nie umiał zionąć ogniem. 

Cóż, to zawsze jakieś pocieszenie. Marne, ale jednak. 

- Może jest tu jakieś boczne wyjście? - jęknąłem cicho, patrząc na śpiącego smoka.

- Nie mamy czasu, żeby go szukać - mruknęła Leith. - Musimy spróbować prześlizgnąć się obok i mieć nadzieję, że się nie obudzi.

- Łatwizna - prychnął Percy.

- Masz lepszy pomysł? - warknęła dziewczyna. Heros milczał, najwyraźniej go nie mając. Gdy więc Leith przeszła na drugą stronę przez przerwę w żywopłocie, ruszyliśmy za nią. 

Stąpaliśmy cicho po schodach, coraz bardziej zbliżając się do śpiącego stwora. Potężna klatka piersiowa Żaberzwłoka unosiła się wolno i opadała z każdym oddechem. Spomiędzy zębów smoka spływała ślina, a z piersi dobywały się głośne odgłosy chrapania. Gdy podeszliśmy bliżej, zobaczyłem wyraźnie jego ostre pazury, po trzy w każdej łapie, oraz coś w rodzaju obroży, którą miał na szyi. Doczepiony był do niej żelazny łańcuch, który ciągnął się po ziemi i znikał gdzieś po drugiej stronie rezydencji.

Z każdym pomrukiem z głębi gardła stwora miałem wrażenie, że zaraz się obudzi, rzuci na nas i połknie nas w całości. Żaberzwłok spał jednak kamiennym snem i nic nie wskazywało na to, że zamierza go przerwać.

Wszystko mogło pójść tak idealnie, ale nie byłbym sobą, gdybym tego nie schrzanił.

Gdy byliśmy tuż przy drzwiach, smok poruszył się lekko we śnie, a łańcuch przesunął się po ziemi w chwili, w której miałem przez niego przejść. Potknąłem się i o mały włos, a wywinąłbym spektakularnego orła na ziemię, ale podtrzymała mnie Leith. Łańcuch zabrzęczał, a ja, ona i Percy zamarliśmy.

Chrapanie ustało.

Sekundę później dało się słyszeć straszny ryk, a ogon smoka śmignął w powietrzu, uderzając w nas z ogromną siłą i strącając ze schodów. Przeleciałem kilka metrów i uderzyłem o ziemię, aż zakręciło mi się w głowie i poczułem tępy ból w czaszce. Uniosłem się na łokciach i zobaczyłem, że Leith i Percy podnoszą się z na nogi, a Syn Posejdona szybko wyjmuje swój miecz.

Żaberzwłok wspiął się na tylne łapy, prezentując się w całej okazałości. W porównaniu do Smauga był dość mały, ale i tak poczułem chłodny dreszcz przebiegający mi po plecach na jego widok. Żaberzwłok zobaczył nas i jego oczy zapłonęły czerwienią.

- Intruzi! - zaryczał LUDZKIM głosem. - Barbarzyńcy! WŁAMYWACZE!

Jęknąłem cicho. No nie, ten stwór gadał. Jakby tego wszystkiego było mało.

- Przepuść nas! - krzyknął Percy, unosząc wyżej miecz. - Przepuść nas, to nie zrobimy ci krzywdy!

Żaberzwłok otworzył paszczę i wydał z siebie głośny, urywany rechot - trząsł się ze śmiechu, aż rezydencja zadrżała w posadach.

- WY nie zrobicie krzywdy MI?! - zaskrzeczał, wysuwając z paszczy rozwidlony język jak u węża. - Czy wy nie wiecie, z kim macie do czynienia?!

- Owszem, wiemy - warknęła Leith. - Z przerośniętym jaszczurem z wadą zgryzu!

Żaberzwłok zaryczał wściekle.

- Jestem Żaberzwłok! - zawył. Rozłożył potężne skrzydła i zeskoczył ze schodów, lądując na trawie, aż zatrzęsła się ziemia. Ruszył w naszą stronę, podpierając się skrzydłami. - "Brzdęśniało już, ślimonne prztowie wyrło i warło się w gulbierzy, płomiennooki Dżabbersmok wśród srożnych skał, sapgulczył poprzez mrok!"*

Beyond Reality | book multifandomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz