ROZDZIAŁ 17. Tak, jak miało być

312 34 55
                                    

*Mam do Was prośbę, żebyście podczas czytania tego rozdziału, gdy pojawi się znak "(...) muzyka" włączyli piosenkę dodaną powyżej i czytali dalej z nią w tle. Uważam, że będzie ona idealnie oddawać klimat wydarzeń. Zapraszam do lektury :)*


Tara

Ethan zbliżył się do ciała Prince'a i ściągnął mu plecak z ramion. Następnie podał mi go, co przyjęłam z dużym zdziwieniem. 

- No, bierz - powiedział. - Jest bardziej twój niż mój.  

Z wahaniem przyjęłam ten podarunek, po czym mój wzrok padł na nogę Ethana. Znajdowała się na niej paskudna, poszarpana rana, która nadal krwawiła. 

- Co się stało? - zapytałam, wskazując na nią. Ethan spojrzał w dół i skrzywił się. 

- Miałem bliskie spotkanie ze stadem wilków. Jeden z nich ośmielił się za bardzo, ale przypłacił to życiem. Zresztą, tak jak pozostałe - mruknął.

Uniosłam brwi. 

- Chcesz powiedzieć, że sam rozprawiłeś się z watahą wilków? 

- Tak. 

- Coraz bardziej zaczynam się ciebie bać - mruknęłam. 

Ethan uśmiechnął się krzywo, po czym syknął z bólu, gdy poruszył zranioną nogą. 

- Gdy o niej nie pamiętałem, nie bolała tak bardzo - westchnął. Stałam naprzeciwko niego, bijąc się z myślami i ściskając mocno plecak. Po chwili wahania sięgnęłam do niego, otworzyłam go i wyjęłam apteczkę, której na szczęście Prince nie zdążył użyć. 

Podeszłam do Ethana z buteleczką wody utlenionej i bandażem w dłoni. Cofnął się, gdy chciałam spróbować opatrzyć mu ranę.

- Hej, hej - mruknął. - Dzięki, ale sam to zrobię. 

- Jak chcesz. 

Obserwował mnie z rezerwą, gdy podałam mu apteczkę i odsunęłam się. Usiadł na spalonej ziemi, nożem rozciął poszarpaną nogawkę spodni i sięgnął po wodę utlenioną i lekarską igłę z nicią. 

- Chcesz sam to zaszyć? - zapytałam. 

- A ty wolałabyś to zrobić? - zapytał, na co niepewnie pokręciłam głową. - Boisz się krwi? - dodał, gdy odwróciłam wzrok po tym, jak zabrał się za zszywanie brzegów przemytej uprzednio rany.

- Nie, ale widok tej rany nie należy do najprzyjemniejszych - mruknęłam. Ethan wzruszył ramionami. Po kilku chwilach skończył zszywanie i sprawnie zabandażował sobie nogę. 

- Dziękuję - powiedział, wstając. - Ale nadal nie rozumiem, dlaczego mi pomagasz.

- To taka forma podziękowania - odparłam po chwili. - Za to, że mi pomogłeś. I uratowałeś życie. Wiele razy. Naprawdę wiele. 

- No, trochę tego było - mruknął. - W każdym razie, jesteśmy kwita, co nie? Dzięki za apteczkę, ja będę już spadał. 

- A, tak. No, tobie też dzięki - odpowiedziałam nerwowo.  

Ethan zapatrzył się gdzieś przed siebie z nieobecnym wzrokiem. 

- Wiesz, Tara... - zaczął, ale niedane mu było dokończyć. Usłyszeliśmy bowiem niskie, gardłowe warknięcie gdzieś za naszymi plecami. Odwróciłam się i napotkałam spojrzenie pary czerwonych oczu i kociej sylwetki wyłaniającej się spomiędzy drzew. 

Olbrzymie, lwio-podobne zwierzę ryknęło i rzuciło się na Ethana z niewiarygodną szybkością. Chłopak uskoczył na bok, dobywając miecza, który wcześniej miał przywieszony przy pasie. Ciął ostrzem w stronę zwierzęcia, trzymając je na dystans. Stworzenie okrążyło chłopaka, warcząc i ignorując mnie całkowicie, chociaż stałam zaledwie kilka metrów dalej. 

Beyond Reality | book multifandomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz