Rozdział 27

47 7 0
                                    

Louis siedział na czerwonej kanapie wpatrując się w sufit bez większego celu. Popołudnie przetrawił na czynnościach zupełnie bezsensownych jak granie na telefonie czy oglądanie reality show z udziałem rodziny Kardashian'ów. W przypływie desperacji niepostrzeżenie wśliznął się do pokoju Zayn'a, który wyszedł po zakupy, żeby zabrać z półki jedną z jego książek, jednak czytanie Imienia Róży przyprawiło go o senność szybciej niż byłyby w stanie przypuszczać w swoich najśmielszych oczekiwaniach. Zrezygnowany wrócił do sypialni przyjaciela, by odłożyć powieść na miejsce, co trochę go rozbudziło, bo wymagało niecodziennego skupienia, by zrobić to dobrze. Nie było tajemnicą ich mieszkaniu, iż Zayn potrafił zauważyć, gdy ktoś dotykał którejś z jego rzeczy, nawet jeśli ta przesunięta była nawet o kilka milimetrów. Początkowo zirytowani tym współlokatorzy brali ciemnoskórego chłopaka za wrednego gbura, jednak z czasem zwyczajnie nauczyli się obchodzić jego metody, dochodząc do perfekcji w pożyczaniu jego rzeczy, a następnie odkładaniu ich na miejsce tak, jakby nawet na krótki moment stamtąd nie zniknęły. Spojrzawszy na zegarek poprawił poduszkę pod głową. Sam nie wiedział, co się stało, że taka dusza towarzystwa jak on siedzi wieczorem w domu. Niall co chwilę biegał to do schroniska, to pograć w kosza z kumplami z dzieciństwa, którzy niedawno przeprowadzili się do Londynu, Zayn zaangażował się w dekorowanie sklepu plastycznego znajomego, Styles wychodził pobiegać(w co Louis absolutnie nie zamierzał uwierzyć, dopóki nie zobaczy tego na własne oczy) a nawet Liam był ostatnio na randce, z tym że żadnemu z nich nie chciał podać szczegółów i gorączkowo zarzekał się, że jego randka wcale nie była randką. Odgłos otwierających się drzwi do mieszkania był dla Tomlinsona jak zbawienie. Któryś z jego przyjaciół musiał wrócić, chyba że los okrutnie sobie z niego zakpił i to ich menadżer postanowił złożyć mu przyjacielską, wieczorną wizytę z czteropakiem piwa. Myśl ta napełniła go trwogą i przerażeniem tak wielkim, że zakazał sobie kiedykolwiek ponowie przywoływać to wyobrażenie. Pod żadnym, możliwym pozorem.

-Styles?! – wrzasnął Louis wychyliwszy się zza oparcia kanapy tylko trochę, by dostrzec krzątającego się w przedpokoju przyjaciela, który wrzuca do szafy sportowe buty i w dresie zmierza w stronę łazienki – Gdzie cię na tyle wywiało, czopie?!

-Biegałem! – odkrzyknął zatrzaskując za sobą drzwi, a Tomlinson usłyszał odgłos odkręcanej wody i to zakończyło rozmowę. Harry wszedł pod prysznic, więc nie ważne, co Louis by powiedział, i tak by nie usłyszał.

-I tak ci nie wierzę – mruknął opadając na poduszkę ciężko niczym worek kartofli. Z głośnym westchnięciem wrzasnął w stronę łazienki – Nawet jeśli, wciąż mam lepsze ciało od ciebie! – zaśmiał się sam do siebie dumny z tego jakże słabego pocisku.

-Co mówiłeś? – Harry pojawił się w drzwiach z ręcznikiem przewiązanym w pasie i ku zdziwieniu Louis'a wydawało się, że musiał wszystko słyszeć – Ty? – Styles stanął w kontrapoście prezentując jedynie lekko umięśnioną sylwetkę, która choć był wysoki, przy muskulaturze jego przyjaciela prezentowała się dosyć marnie.

-Że bieganie i tak ci nie pomoże – Lou zaśmiał się, kiedy Harry zrobił coś, czego ten zupełnie się nie spodziewał. Ściągnąwszy przewiązany w pasie ręcznik zwinął go i cisnął granatowym zawiniątkiem prosto w twarz przyjaciela – Kurde, jesteś obleśny – Louis ściągnął ręcznik z głowy i siadając na kanapie wykrzywił się – Serio, stary, mógłbyś w końcu przestać chodzić nagi po mieszkaniu, to niesmaczne – Styles jedynie wzruszył ramionami i jak go pan stworzył ruszył w stronę swojej sypialni. Nic nie było w stanie zepsuć jego humoru.

Zignorowany Tomlinson poszedł za przyjacielem, i ku jego uldze, gdy wszedł do pokoju bruneta, ten miał już na sobie bawełniane spodnie i koszulkę. Z jego mokrych włosów skapywały na podłogę drobne kropelki wody. Harry spojrzał pytająco na swojego współlokatora, po czym siadając na łóżku otworzył laptopa. Włączył muzykę i odłożywszy urządzenie na bok skierował wzrok na Louis'a.

-Co jest? – spytał unosząc brew. Nie miał zamiaru go wyganiać, jednak jeżeli Tomlinson nie miał do niego żadnej sprawy, czasem mógłby po prostu oszczędzić sobie przyjemności uraczania go swoją obecnością.

-Jak myślisz, kiedy powinienem pocałować dziewczynę? Byliśmy dopiero na dwóch randkach – Louis zagryzł wargę skupiając na przyjacielu pełne nadziei spojrzenie.

-Mnie nie pytaj – Harry cały zesztywniał, czując nieprzyjemne ukłucie zazdrości. Rzecz jasna Louis mówił o Rosemary, która formalnie rzecz biorąc była jego niedoszłą dziewczyną. No właśnie, jego. Nie Styles'a – nie znam się na tych sprawach, dobrze wiesz – nie kłamał. Jego związki z kobietami ograniczały się głównie do jednonocnych przygód, w porywach do kilku randek, jednak ich liczba nigdy nie przekraczała czterech – Chcesz, całuj – wyrzucił dłonie w powietrze chcąc jak najwiarygodniej sprawiać wrażenie, że życie uczuciowe Louis'a jest mu zupełnie obojętne. Może i byłoby gdyby a) nie był jego przyjacielem b) nie umawiał się z tą dziewczyną, z którą się umawia.

-No tak. Masz rację – Louis w zastanowieniu pokiwał głową – bo wiesz, kiedy po kinie zabrała mnie do rock baru, poczułem, że coś może z tego być. Przyprowadziła mnie do miejsca, w którym bywała z przyjaciółmi i.. no wiesz – od kiedy Louis stał się taki sentymentalny? Harry wpatrywał się w przyjaciela z lekko otwartymi ustami.

-Skoro tak mówisz, nie krępuj się. Pewnie na to czeka – mruknął Harry rozjuszony –Pocałuj ją, może przyprowadź do mieszkania. To dobra dziewczyna, zasługuje, by traktować ją poważnie – Louis spojrzał na Harry'ego niepewnie. Po raz pierwszy od dawna był świadkiem wybuchu przyjaciela. Zazwyczaj Styles był wesoły i na wszystko obojętny, zatopiony gdzieś daleko w swoim świecie – Louis, przepraszam. Możesz już sobie pójść? – przełknąwszy ślinę dał swoją miną Tomlinson'owi znak, że nie miał na celu na niego naskoczyć. Po prostu chciałby zostać sam. Jak Harry go poprosił, tak Louis zrobił.

Chłopak został sam, i siedząc na łóżku przeczesywał dłońmi mokre włosy. Ciszę w jego pokoju otulała dobywająca się z głośników post-rockowa muzyka.

A milion little pieces | 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz