Rozdział 32

35 5 1
                                    

Ubrani w luźne koszule w różnych kolorach, podobne, choć zupełnie różne dżinsy i ciemne okulary Zayn i Niall mijali otwierane wraz z zapadnięciem zmroku lokale, do których ściągały całe tłumy ludzi tak różnych, jakby zgromadzono ich ze wszystkich bez wyjątku zakątków świata. W istocie tak było, bo Londyn stanowił swego rodzaju mozaikę kulturową począwszy od Afroamerykanów, po Azjatów i Indian, kończąc na różnych ich odłamach dodatkowo podzielonych przez subkultury. Na schodach siedziała grupka punków z kolorowymi irokezami, grających kocią muzykę na niezbyt dobrze nastrojonej gitarze elektrycznej. Przy postojach taksówek kursujących głównie w kierunku dworca tłoczyli się ludzie z walizkami i torbami podróżnymi. Każdy gdzieś zmierzał w tym chaotycznym, nie kierującym się żadnymi zasadami pędzie życia. Pod kilkoma latarniami stały prostytutki narzucające się przechodzącym mężczyznom swoją obecnością, toteż zgodnie wyszli z założenia, że lepiej trzymać się od nich z daleka. Z jednego, usytuowanego pod ziemią klubu, do którego prowadziły strome schodki dało się usłyszeć pierwsze dźwięki Blow me P!nk.

-Dokąd idziemy? – spytał Niall przemierzając za Zayn'em jedne z bardziej zatłoczonych odcinków nieopodal Trafalgar Square. Znajdowali się w samym środku wielkomiejskiego, przytłaczającego ich zgiełku. Jedyny plus sytuacji stanowiło to, że w tak zatłoczonym miejscu nie przyciągali niczyjej uwagi, a mimo to ciemne okulary stanowiły środek ostrożności.

-Umówiłem się z Simonem w „Granacie" – nazwa knajpy wywodziła się od tytułu jego ulubionego obrazu Salvadora Dali, która była tak długa, że Zayn potrzebował dobrych kilku tygodni, zanim się jej nauczył.

-A więc, daleko jeszcze? – spytał Niall trzymając ręce w kieszeniach. Nie znał właściciela sklepu plastycznego, o którym Zayn tak dużo opowiadał, ale przyjaciel zgodził się zabrać go ze sobą, gdyż blondyn nie miał nic lepszego do roboty, a nie miał ochoty zostać sam w mieszkaniu. Liam był na biwaku, Harry podziewał się nie wiadomo gdzie, a Louis zdawał się przemierzać w refleksyjnym nastroju parkowe uliczki.

-Nie całkiem –odparł Zayn oblizując lekko spierzchnięte wargi i korzystając z tego, że tłum chwilowo się przerzedził – jeszcze chwila – przyspieszył kroku, zupełnie jakby za czymś gonił, lecz nie było to żadną nowością.

Niall nie odpowiadając przeszedł z marszu do truchtu, by nadążyć za przyjacielem, po czym po raz kolejny przeklął go w duchu za to co zwykle – za szybko chodził. Kiedyś nawet dla żartu chciał wysłać kandydaturę tego niezbyt wysokiego, choć maskującego się postawioną fryzurą bruneta do maratonu, jednak gdy ten się o tym dowiedział, plan blondyna spalił na panewce. Zayn nie przyjmował do wiadomości, że taki talent nie może się zmarnować. W miarę jak posuwali się do przodu, nie musiał pytać przyjaciela, o które miejsce chodzi. Wiedział od razu, gdy tylko je ujrzał. Do „Granatu" prowadziły kilkustopniowe schodki, a przez ozdobione białymi nadrukami szyby widoczne były reprodukcje dość dziwnych obrazów przedstawiających zupełnie niezwiązane z sobą obiekty o zdeformowanych, groteskowych kształtach. Niall nie znał się na sztuce, ale nie musiał być geniuszem, by kojarzyć nazwisko autora malowideł. Dali, nie Dali, jego obrazów nie dało się nie poznać. Nie weszli jednak do środka od razu. Wkroczyli na pełen artystów plac, na którego środku mim rozdawał balony i żółte róże. Miał pomalowaną na blado twarz i bardzo przypominał Pierrot'a, smutnego klauna. Choć uśmiechał się do wszystkich, namalowana na jego policzku błękitna łza dodawała jego twarzy trudnej do opisania, ale jasno widocznej melancholii. Blondyna zaczepił jeden z artystów, siwy i z lekko nieobecny wyrazem twarzy oferując mu portret, jednak Niall grzecznie podziękował za proponowane usługi odmawiając. Odprowadził wzrokiem wracającego na swoje stanowisko staruszka, który pociągnął z piersiówki spory łyk trunku, po czym zdrowo, donośnie beknął. Gdy blondyn wreszcie dostrzegł przyjaciela, którego chwilę wcześniej stracił z oczu zauważył, że Zayn stoi na palcach rozglądając się, jakby czegoś szukał. Ręce zaciśnięte miał w pieści, jak zawsze gdy usiłował się na czymś skoncentrować. Jego oczy połyskiwały niespokojnie, zupełnie jakby w transie. W istocie, nie mógł pozbyć się wrażenia znajomego, dojrzanego gdzieś w tłumie błysku złoto-czerwonych włosów. Potrzebował impulsu, by zdać sobie sprawę, że za nimi tęsknił. Zagryzając usta wpatrywał się w coraz to zagęszczający się tłum, lecz bez skutku. Jego szansa przepadała, ale istniała też możliwość, że zwyczajnie mu się przewidziało. Sam nie wiedział, którą opcję wolał.

-Szukasz czegoś? – spytał Niall zsunął z nosa ciemne okulary omiatając wzrokiem plac. Nie dostrzegł niczego nadzwyczajnego, jednak brunet stał z zaciętym wyrazem twarzy, z ustami ściśniętymi w wąską kreskę po prostu milcząc.

-Nie – Zayn potrząsnął głową – Chodźmy, Simon już na nas czeka – zamrugał kilkukrotnie, jakby próbował otrząsnąć się ze snu, po czym ruszył w kierunku prowadzących do „Granatu" drewnianych schodków z czarną, zdobioną poręczą.

Weszli do środka, a ich nozdrza uderzył aromat zapachowego tytoniu, kolorowych alkoholi i ustawionej w malutkich doniczkach na parapetach lawendy. Z początku wydawał się duszący, jednak z każdą minutą spędzoną w kawiarni zdawali się coraz bardziej do niego przyzwyczajać, a gdy minął kwadrans, aromat stał się wyjątkowo przyjemny, lekko otumaniający ich przytłumione zmysły. Cynamonowe ściany oświetlone przez przykryte wymyślnymi abażurami lampy dodawały pomieszczeniu głębi i pewnej dozy intrygującej tajemniczości. Na pozornie skromny i niewielki „Granat" składało się kilka mniejszych salek, wszystkich urządzonych w podobnym stylu, z cynamonowymi ścianami, parkietem w odcieniu gorzkiej czekolady i lampami, których słabo tlące się światło pozostawiało wnętrze w atmosferze półmroku. Za barem stał starszy, ale bardzo elegancki mężczyzna, przecierając szklanki i ustawiając je w równym rządku. Ściana za nim pełna była rozmaitych alkoholi z drogimi etykietkami, których nazw nigdy wcześniej nawet nie słyszeli. Odwróciwszy się, Zayn dostrzegł siedzącego przy jednym z wąskich stolików, popijającego dżin w szklance Simon'a, który powitał go ruchem dłoni. Jego bystre oczy były pogodne i spokojne. Mężczyzna miał na sobie luźną, wyświechtaną marynarkę, oliwkową koszulkę i ciężkie, sznurowane, przykryte nogawkami ciemnobrązowych spodni buty. Jego czarne, przetykane siwizną włosy opadały luźno na ramiona. Pasował do tego wnętrza bardziej, niż byłby w stanie sobie wyobrazić.

A milion little pieces | 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz