Rozdział 3

167 14 1
                                    

Białe ściany zmieniały kolor pod wpływem lekko zielonkawego światła.

Odczuwała ból biorąc wdech. Pustym nieobecnym spojrzeniem po swoich posiniaczonych rękach i brzuchu. Miała na sobie czarne spodenki i podarty biały podkoszulek. Prawą pierś miała odsłoniętą, a na obojczyku gdzie niegdzie znajdowały się zaschnięte krople krwi. Zakręciło się jej w głowie. Zamknęła oczy, a gdy znów je otworzyła trafiła wzrokiem na dwie strzykawki, jedna miała złamaną igłę. Zdała sobie sprawę, że jest naćpana. Spróbowała się ruszyć, a coś szorstkiego zacisnęło jej się na kostkach.

-Nasz motylek się budzi.

Podniosła ociężałą głowę. Mężczyzna w świetle wydawał się niemiłosiernie blady, a jego brązowe oczy kontrastowały z jasną skórą. Nic w jego wyglądzie nie pasowało. Miał ciemnorude włosy i malinowe usta. Jednak zapewne miał powodzenie u kobiet.

-Zabawimy się troszeczkę...

Otworzyła swe szare oczy wyrwana ze snu.

Miała kolejną ofiarę...

Wiedziała, gdzie go spotkać, lecz nigdy nie spodziewała się, że ośmieli się tam pójść. Po zajęciach powolnym krokiem ruszyła w stronę wyznaczonej placówki.

Weszła do kawiarni naprzeciwko ośrodka. Zajęła stolik, z którego idealnie było widać wejście do budynku, w którym pracował. Siedziała niespokojnie z białym kubkiem kawy w ręku. Kiedy go zobaczyła mocno ścisnęło ją w żołądku. Jej oddech urwał się na chwilę.

Rudowłosy nie zmienił się prawie w ogóle, oprócz cienia zarostu na twarzy... Ktoś tu kiepsko sypiał.

Dziewczyn wzięła się w garść i pozwoliła, aby jej strach zastąpił wypełniający ją gniew.

James, dwudziestopięcioletni mężczyzna. Pracował, jako dentysta w jednym z miejskich ośrodków. Kiedyś leczył ludzi psychicznie chorych w zakładzie psychiatrycznym na obrzeżach miasta. Śpiesznie opuścił placówkę.

-Gdzie się tak śpieszysz, mój drogi?- mruknęła cicho.

Zamknęła oczy i wypuściła powietrze nosem. Na dziś miała dość.

Trwało to od kilku dni. Dziewczyna codziennie po zajęciach przychodziła do tej samej kawiarni i obserwowała mężczyznę. Wiedziała już gdzie on mieszka.

Stojąc kilkanaście metrów od jego domu wessała głośno powietrze. Jej ciało stało w miejscu, jednak umysł i duch były gdzie indziej.

Zapadł zmrok.

Zachichotała po słowach mężczyzny. Szli przez oświetlony, co kilkanaście metrów chodnik. Było dość chłodno. Mimo to dziewczyna miała na sobie jeansową kurtkę i mini spódniczkę. Jej obcasy stukały wesoło o nawierzchnie chodnika. Spojrzała na rudawego mężczyznę, z którym szła pod ramie, posyłając mu zalotny uśmiech.

Uśmiechnął się lekko dziko lecz pozostawił spływającą z tego uśmiechu słodycz.

Już wtedy powinna wiedzieć, że coś jest nie tak, ale nadal ufnie podążała za nim.

Przeszli wąską posadzką prowadzącą do jego domu. Otworzył drewniane drzwi.

Wspomnienie się urwało.

Sasha na chwilę znalazła się w swoim ciele, po czym znalazła się w czyjeś sypialni.

Ktoś całował ją po obojczyku. Jęknęła. Było jej niebywale przyjemnie. Ciało mężczyzny coraz bardziej przygniatało ją do materaca. Pragnęła go ale...obudziły się w niej złe przeczucia.

-Może trochę zwolnimy?

-Nie- jęknął desperacko.

Złapał za jej nadgarstki, a ona poczuła piekący ból.

-Przestań.

Mężczyzna uporczywie ją całował. Dziewczyna zaczęła się wierzgać.

Ucisk wzmocnił się. Jeśli ból go podniecał, to ona mu w tym nie pomoże. Buzowała w niej adrenalina i strach.

Jego erekcja ocierała się jej o udo. Pisnęła.

-O tak...moja...jesteś moja.

Barki zaczęły ją piec od wyrywania się. Zębami rozpiął zamek kurtki odkrywając jej nagie jędrne piersi. Mruknął i polizał jeden z sutków krągłości bladego ciała.

Zadziałała impulsywnie i kopnęła go w krocze.

Padł obok niej pojękując cicho, ale te odgłosy nie miały nic wspólnego z przyjemnością. Szybko zerwała się na równe nogi. Oddychając z lekkim trudem rzuciła się do ucieczki. Gdy dotarła do drzwi wyjściowych usłyszała jak On wybiega z sypialni.

Szarpnęła mocno klamkę i dopiero wtedy otworzyły się wrota do wolności. Dopadł ją zanim zdążyła dotrzeć do końca trawnika. Upadła zdzierając sobie skórę z kolana i łokcia. Kilka łez utorowało się po jej policzkach. Poczuła ukucie na ramieniu. Wyrzucił strzykawkę w krzaki.

-Nie...Proszę...

Trzymał jej nadgarstki wysoko nad głową i splątał razem ich nogi.

Przejechał językiem po jej szyi. Rozpłakała się. Miała zawroty głowy. Powoli traciła kontakt z rzeczywistością. Z łatwością rozpiął jedyny guzik jej spódniczki i zsunął ją na dół odkrywając czarne koronkowe majtki.

Sasha wróciła do rzeczywistości. Spojrzała na swoje nadgarstki. Były zaczerwienione.

-Melodii.

Usmażona w trampkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz