Rozdział 4

146 15 2
                                    

Przeszła przez, już jej znany trawnik. Zapukała w drewniane drzwi.
Mężczyzna nie miał dzieci, a tym bardziej żony.
-Tak?-spytał rudowłosy otwierając.
-Dzień dobry- wymusiła uśmiech- zgubiłam się, mogłabym skorzystać z pańskiego telefonu?
Przyjrzał się jej dokładnie, przez chwile myślała, że coś zauważy, po chwili jednak uśmiechnął się i wpuścił ją do środka.
-Dzięki- rzuciła wesoło.
-Telefon jest w kuchni, pomieszczenie po lewej.
Z uśmiechem przeszła przez korytarz i weszła do zielonobiałej kuchni. Urządzenie wisiało obok półek na talerze. Wzięła bezprzewodową słuchawkę do ręki, jednak nie wystukała numeru. W sumie i tak pamiętała tylko jeden, ale nie chciała teraz o tym myśleć. Czuła wypełniającą ją ekscytację i adrenalinę. To uczucie było jak narkotyk.
Przejechała powoli wzrokiem po całym pomieszczeniu, zapamiętując rzeczy, które mogłyby się jej przydać.
-Jakiś problem?-spytał.
-Ty jesteś moim problemem. Obserwowałam cię, byłeś grzecznym chłopcem.
-Brałaś coś?
-Gdzie ją zakopałeś?
-O czym ty w ogóle mówisz?!
-Miała siedemnaście lat, gdy zerżnąłeś ją na chodniku i zawiozłeś do psychiatryka. Gdzie ją zakopałeś?
Zacisnął usta w wąską linię. Podeszła do blatu i wzięła do ręku nóż. Przejechała palcem po ostrzu.
-Łap!- rzuciła w niego przedmiotem trzymanym w ręku, a ten wbił mu się w udo.
Syknął i obdarzył ją spojrzeniem pełnym nienawiści.
-Ty mała wredna suko...
Ruszył w jej stronę szybciej niż można by się było spodziewać po facecie, który właśnie dostał nożem w nogę. Zdezorientowana zrobiła unik w bok i znalazła się między stołem a lodówką. Znów ruszył prosto na nią. Pisnęła i gdy znalazł się blisko niej otworzyła drzwi lodówki uderzając przeciwnika w głowę. Rzuciła się do ucieczki, zamiast ekscytacji czuła rosnący strach. Wbiegła po schodach na górę. Były tu tylko jedne drzwi.
Podbiegła do nich. Zamknięte.
Szarpnęła je kilka razy z całej siły i słyszała jak zamek puszcza w tej samej chwili, gdy mężczyzna wbiegł na schody. Wpadła do ciemnego pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami. Zakluczyła się od środka. Zupełnie nic nie było widać. Pomieszczenie wypełniał głośny dźwięk jej oddechu. Sapała.
Coś ciepłego i lepkiego kapnęło jej na nos. Mężczyzna zaczął się dobijać do środka.
Kilka kropel ciepłej cieczy znów uderzyło o jej skórę. Drżącą ręką zaczęła szukać włącznika światła. Gdy go znalazła okazało się, że również jest pokryty jakąś mazią. Zapaliła światło.
Zaczęła krzyczeć.
-Wyłaź ty popieprzona....
Nie słuchała go. Znalazła się w piekle. Substancja okazała się krwią. Całe pomieszczenie opływało w krwawym blasku. Odwróciła się i zrobiło jej się słabo.
Nad jej głową wisiała martwa naga kobieta z poderżniętym gardłem. Czerwona ciecz ściekała po jej twarzy i skapywała na ziemię. 
W pokoju było łóżko, którego również pościel została splamiona krwią. Musiał tu zabić, co najmniej kilka kobiet. Oprócz łóżka była tu tylko jedna szafa. Pachniało tu metalicznym zapachem.
Mężczyzna naparł na drzwi tak mocno, że te wygięły się w lekki łuk. Odsunęła się od nich i ostrożnie ominęła martwą kobietę. Nie miała drogi ucieczki. Jej jedyną bronią był mały sztylecik w bucie, którego właśnie wyciągnęła i mocno zacisnęła na rękojeści palce.
Mężczyzna jeszcze raz uderzył w drzwi, a te z impetem otworzyły się. Wpadł do środka i z kipiącą złością dyszał ciężko patrząc na przerażoną dziewczynę. Miała tylko jedną szansę.
Wzięła zamach i drżącą dłonią rzuciła sztyletem w napastnika. Tym razem dostał poniżej ramienia. Patrzył lekko zdezorientowany na wbite ostrze w jego bok. Warknęła i z rozbiegu naparła na niego tak, że wyszedł z pomieszczenia. Popchnęła go jeszcze raz. Stracił równowagę i potknął się o własną nogę. Spadł ze schodów rozbijając sobie głowę. Patrzyła na jego martwe ciało.
Było jej niedobrze. Zwymiotowała.
Usiadła na najwyższym schodku i przykryła dłońmi skronie, Zaczęła delikatnie się kołysać. Teraz nawet z oddali ktoś mógł usłyszeć jej głośny i chrapliwy oddech.
Na początku targały nią emocję czysto ludzkie. Czuła strach dezorientację otępienie gniew na samą siebie, że zrobiła coś tak strasznego. Później jej odczucia zaczęły się szybko zmieniać.
Obojętnym spojrzeniem przejechała po martwym ciele mężczyzny. Uśmiechnęła się chytrze. Wstała i otrzepała się. Miała krew na ubraniu, skórze i włosach. Otrzepała tył spodni. Przygryzła wargę i tak jakby szła właśnie do kuchni po kanapkę weszła skocznym krokiem z powrotem do pomieszczenia. Zgrabnie ominęła wiszącą kobietę. Dokładnie przyjrzała się linie, na której została powieszona. Lina przywiązana została do metalowego pręta przy jednej ze ścian, po czym ktoś przewlókł ją przez miedzianą obręcz przymocowaną do sufitu, a na samym jej końcu... .
-Eh...
Podeszła do metalowego pręta i odwiązała mocny supeł. Zaczęła delikatnie spuszczać na ziemię nagą i martwą już kobietę, na kałużę jej własnej krwi. Dziewczyna była cięższa niż się mogło wydawać. Jednak Sasha była tak opętana przez coś, czego sama nie rozumiała, że ciężar dziewczyny w niczym jej nie przeszkadzał. Puściła linę i badawczo rozejrzała się po pomieszczeniu. Ściany miały odcień krwistej czerwieni, nie koniecznie musiała to być farba. Nie mogła zidentyfikować koloru podłogi, ale zapewne wykonana została ona z drewna. Dopiero teraz zauważyła mały stoliczek, na którym stał czarny wazon z czarnymi jak węgiel różami. Spojrzała na ogromną szafę wykonaną z jasnego drewna, ktoś własnoręcznie wyrzeźbił dwie czaszki na jej drzwiach.
Powoli podeszła do niej i delikatnie ją otworzyła. Wzdrygnęła się.
Na drugiej półce leżały wszelakiego rodzaju ostrza. Na ostatniej... kawałki ludzkiej skóry.
Szybko podniosła wzrok znad zdobyczy psychopaty. Usunięte zostały trzy półki a zamiast nich na trzech ścianach wisiały wydrukowane czarnobiałe zdjęcia różnych kobiet, było ich mnóstwo.
Zaczęła energicznie zrywać poprzyklejane fotografie. Po czym zabrała je ze sobą, chcą jak najszybciej wyjść z pomieszczenia, w którym zapach sprawiał, że miała odruchy wymiotne. Zeszła na dół i poszła do kuchni. Jak gdyby nigdy nic otworzyła okrwawioną lodówkę i wciągnęła z niej sok jabłkowy. Usiadła przy stole i położyła przed sobą stos fotografii.
Oglądała wszystkie dokładnie. Wszystkie te kobiety niebyły powyżej czterdziestki, najmłodsza z jego zbiorów miała... około czternastu lat.
-Ty popieprzony Draniu- powiedziała patrząc na zwłoki.
Przy jednym ze zdjęć zatrzymała się dłużej. Melodii.
Co raz bardziej zaczęła wierzyć w to, że to ta dziewczyna ją tu przysłała.
Delikatnie zsunęła się z krzesła i westchnęła.
Czas po sobie posprzątać.

Usmażona w trampkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz