Rozdział11

90 9 1
                                    

Zaczęła odzyskiwać przytomność przytulona do czyjeś piersi. Ten mężczyzna pachniał lasem i potem, mimo tego był to bardzo przyjemny zapach. Skuliła się, żeby wyraźniej czuć uspakajającą woń.
-Nie przymilaj się tak Kocico- powiedział głębokim spokojnym głosem, a Sasha czuła jak jego klatka wibruje.
-Jesteś miłym tygryskiem- wybełkotała.
Puścił ją i z impetem wylądowała na twardym materacu. Nie musiała otwierać oczu, żeby wiedzieć, że tak przeklęcie niewygodny materac jest tylko w jednym miejscu. Była w swoim mieszkaniu. Powoli otworzyła oczy z grymasem na ustach.
-Skąd wiedziałeś, że tu mieszkam?
-Tylko kobiety chodzą na takie akcje z dokumentami-prychnął.
Odszedł od łóżka i wyjrzał przez okno. Uniósł rękę jakby dawał znak, że wszystko w porządku. Spojrzał na dziewczynę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Po co tam przyszłaś? Chyba nie na herbatkę...chyba, że zawsze twoi znajomi chcą cię zgwałcić-przejechał wzrokiem po jej ciele- W sumie nawet mnie to nie dziwi.
Zmarszczyła brew.
-Nie muszę się tłumaczyć nieznajomemu- odparła powoli i zaczęła rozmasowywać bark. Strasznie piekł.
-Ten nieznajomy właśnie uratował ci dupę, więc mów chyba, że chcesz żeby jakiś inny zboczeniec poharatał ci buźkę.
-Chciałam go zabić-powiedziała spokojnym tonem, chociaż czuła jak jej serce przyśpiesza. Wątpiła żeby nieznajomy był godny zaufania, ale właśnie uchronił ją przed brutalnym gwałtem i prawdopodobną śmiercią. Nie miała już nic do stracenia.
Roześmiał się. Mimo że z niej kpił jego śmiech wydawał się być czymś przyjemnym.
-Czym? Tym swoim pistolecikiem?
-Nieźle musiałeś sobie pomacać, kiedy mnie niosłeś- uniosła wyzywająco brew.
Spoważniał i odwrócił wzrok.
-Kim jesteś?-spytała.
-Twoim wybawieniem.
Znów podszedł do okna, a blask księżyca oświetlał jego muskularną sylwetkę. Dopiero teraz mogła mu się dobrze przyjrzeć. Miał na sobie czarną koszulkę ze zbudowanym ze sztyletów pentagramem pod którym widniał ognisty napis ,,Show No Mercy''.
Na nią zarzuconą katanę, na plecach miała skrzydlatą czaszkę, która swoimi czarnymi jak smoła oczodołami mówiła ,,za chwile trafisz do piekła grzeszniku'', a zarazem śmiała się z głupca który odważył się na nią spojrzeć. Na lewej piersi miał wyszyte słowo President. Mężczyzna miał na sobie ciemne jeansy i buty motocyklowe. Sasha pierwszy raz stwierdziła, że wypukłości u mężczyzn też mogą być pociągające.
-Gdzie masz swojego anioła?-spytała.-Mój tata miał takiego. Lubiłam z nim jeździć dopóki oboje się znienawidziliśmy. To Harley Davidson, prawda?
-Czarny jak moja dusza-odparł-No, no gąseczko może nie jesteś aż tak głupia jak myślę.
-Jesteś ich przywódcą-stwierdziła podchodząc do okna i widząc pięciu mężczyzn obok swoich motocykli.
-Tylko dlatego jeszcze żyjesz-powiedział sucho i odszedł od okna-Dlaczego chciałaś go zabić?
Usiadła na skrawku łóżka i westchnęła.
-Nie jest pierwszą moją ofiarą. Miałam tylko nadzieje, że ten koszmar się skończy jak ich wykończę. Opowiedziałabym ci swoją historie, ale weźmiesz mnie za wariatkę i się praktycznie nie znamy. A ja nie otwieram się przed każdym lepszym napotkanym człowiekiem.
-Więc, dlaczego mówisz mi to?
-Może za mocno się walnęłam. Nigdy nie mówię tak dużo-zaśmiała się. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, ale pierwszy raz od wieków czuła się normalnie.-Jestem Sasha.
-Oskar. Jestem Oskar- powiedział lekko zaszokowany tym potokiem słów.
-Strasznie tu zimno.
-Mieszkasz w strasznej norze- westchnął zdegustowany.
-Nawet szczury się wieszają, bo nie mają, z czego żyć- zaśmiała się, a słysząc swój śmiech roześmiała się jeszcze bardziej.
-Rzadko to robisz, co?-spytał i sam się lekko uśmiechnął-Myślę, że twój wylew wyznań i śmiech to po prostu sposób na odreagowanie stresu.
-Dziękuję-powiedziała z powagą w głosie-Nikt nigdy nie rozwalił dla mnie ściany.
-Drobiazg, burzyło się już większe rzeczy. Dam Ci już spokój. Przyjdziemy tu jutro...a i chłopaki strasznie lubią herbatniki.
-Dlaczego w ogóle ze mną rozmawiasz?
-Bo walczymy po tej samej stronie, możemy sobie nawzajem pomóc. Możemy jej pomóc...
Wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi zostawiając Sashe samą z miałczącą kotką. Nalała jej mleka do maleńkiej miseczki i poszła pod prysznic. Kiedy się położyła zaczęła przeklinać się w myślach za swój wybuch słów, przecież nawet go nie zna, więc dlaczego od razu mu zaufała? Herbatniki, kurwa...kto ich nie lubi?


Usmażona w trampkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz