Rozdział 26

53 3 0
                                    

Alegorią sprawiedliwości jest śmierć. O tym myślała Sasha powoli odzyskując przytomność. Czuła szorstki materiał na nadgarstkach i kostkach, który ranił jej skórę do krwi. Leżała na czymś zimnym i twardym, a w powietrzu unosił się metaliczny zapach krwi i spalenizny. Gdy otworzyła oczy zobaczyła nad sobą sufit, który kiedyś prawdopodobnie był biały, teraz pokrywała go gruba warstwa pyłu. Dziewczynie było gorąco, a ciepło biło tuż nad jej głową. Po chwili delikatnie uniosła głowę, po czym zaczęła wić się chaotycznie próbując wrzeszczeć.

Ktoś związał jej ręce oraz nogi, usta miała zakneblowane czerwoną chustą. Leżała na metalowym stole. Odchyliła głowę do tyłu i zamarła, z jej oczu ciekły łzy. Zobaczyła piec, wielki piec kremacyjny. Oddychała z wielkim trudem, a jej oddech nabrał szybkiego tempa.

Próbowała wszystko ułożyć sobie w głowie. Nie wiedziała kto ją tu zabrał. Przypomniała sobie o nieżyjącym ukochanym i w jakich okolicznościach przystało mu zginąć.

-Każdy jest niewolnikiem swojego losu. Wierzysz w przypadek? Ja tak. Nie my decydujemy co się z nami stanie...no może w bardzo małym stopniu- siwy mężczyzna pojawił się jakby z powietrza. Miał spokojny, głęboki głos.

Sasha leżała jak sparaliżowana z szeroko otwartymi oczami. Czuła się jak zwierzę złapane na gorącym uczynku. Serce rozsadzało jej klatkę piersiową.

-Śmierć jest czymś naturalnym w życiu. Komiczne nieprawdaż?- uśmiechnął się do niej podchodząc do jej kruchego ciała. Starzec poprawił węzły- Byłaś bardzo niegrzeczna i musimy cię ukarać. Większość z ludzi boi się spalenia żywcem, pokażesz im, że to nic strasznego, Maleństwo?

Sasha zaczęła się szamotać. Położył jej dłonie na czole i pogłaskał ją.

-Ciii...Będzie bolało tylko przez chwilę. Twoi przyjaciele przed chwilą podzielili twój los, chociaż im najpierw poderżnęliśmy gardła.

Dziewczyna czuła, że zaczyna krztusić się śliną. Mężczyzna pochylił się i złożył na jej czole delikatny pocałunek.

-Dobranoc Dziecino...

Oskar przyciskał ciało Caroline do swojego torsu. Kołysał się i pozwolił łzom płynąć.

-Siwa chmurka po niebie płynie- śpiewał cicho z dławiącym głosem. Trzech mężczyzn wpadło do pomieszczenia. Szybkim krokiem ruszyło w stronę Oskara- Siwy ptaszek za oknem śpi...

Zacisnął palce i przejechał kciukiem po przycisku, który zaraz miał odebrać mu życie. Jeszcze raz spojrzał na ukochaną trzymaną w ramionach. Jej brązowe włosy oplatały jej ramiona, na policzki padał cień długich rzęs. Była ciepła, a jej klatka powoli poruszała się przy płytkim oddechu.

-Mały świerszczyk zasnął w kominie- przyciągnął ją jak najbliżej mógł i pocałował ją w czubek głowy- Kocham Cię...- wyszeptał- Zaśnij dziecino...zaśnij i ty...

Dokonał największego aktu odwagi i nacisnął przycisk, zamieniając zamek w gruz.

W powietrzu unosił się zapach dymu. Gdzieniegdzie dało się zauważyć niczym nieskrępowany ogień. Kotka Sashy siedziała na najniższej gałęzi drzewa i nerwowo poruszała ogonem. Mruknęła przeciągliwie i zeskoczyła na ziemię. Z gracją ruszyła przed siebie. Jej ciało zaczęło robić się coraz większe, z łap zaczęły kształtować się ludzkie kończyny. Zniknęły kły i kocie wąsy, a oczy nabrały niebieskiej barwy. Po chwili przez wymierającą polanę biegła naga kobieta. Płakała i śmiała się jednocześnie.

-Wróciłeś po mnie Kochany- powiedziała Caroline i oddała się cudownemu zanikaniu.

Ogień tlił się jeszcze przez kilka godzin.

Usmażona w trampkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz