Siedziałam właśnie w kuchni, pijąc kolejny kieliszek wina. Impreza trwa już dobre trzy godziny, a ja - zamiast tańczyć - okupuję "barek". Co prawda, gdy siedzę, nie czuję praktycznie wcale bólu nogi, ale gdy chcę zatańczyć lub po prostu się przemieścić, jest on zbyt duży. Zostałam zmuszona do siedzenia na tym niezbyt wygodnym krześle, podczas gdy pozostałe 60 osób bawiło się wyśmienicie. Impreza może i nie była duża, ale z klimatem. Dodatkowo, w domu szatynki nie zmieściłoby się więcej ludzi. Większość i tak tańczy na dworze, gdzie powietrze jest wprost idealne. Odłożyłam kieliszek, który nie wiadomo jakim cudem był pusty. Po chwili obok mnie pojawił się Necer - kuzyn Em. Poza bladą skórą i zielonymi oczami nie mieli ze sobą nic wspólnego.
Chłopak posiadał blond włosy, krótko obcięte po bokach i delikatnie dłuższe po środku, które znajdowały się w niechlujnym ułożeniu na prawy bok. Uśmiechnął się serdecznie, sprawiając, że odwzajemniłam ten gest. Po przywitaniu się ze mną, usiadł i nalał sobie alkoholu do kieliszka, wypił duszkiem, następnie zagryzając limonką. Odgarnęłam kosmyk nieznośnych włosów, który zdążył wylecieć z koczka i zakaszlałam. Suchość w ustach dała o sobie znać, więc wzięłam do ręki butelkę wódki i karton z sokiem pomarańczowym. Nie chcąc brudzić szklanki, pociągnęłam dosyć spory łyk przeźroczystej cieczy, która przyjemnie ogrzała przełyk i popiłam sokiem. Blondyn uniósł brew, na co się zaśmiałam i puściłam mu oczko. Alkohol nigdy dobrze na mnie nie działał. Oczywiście, nie miałam długiego stażu w piciu, bo pierwszy kieliszek szampana wypiłam na moje siedemnaste urodziny. Po tym wydarzeniu zdarzyły się tylko dwie okazje, po których leczyłam kaca i nadszarpniętą dumę. Już po dwóch kieliszkach wódki lub puszce piwa robiłam się bardziej odważna, co niestety nie odbijało się dobrze na moim zachowaniu po alkoholu. Od miesiąca nie tknęłam procentów, ale nuda zrobiła swoje i poddałam się. Odchyliłam głowę i przymknęłam powieki. Postanowiłam rozpocząć konwersację z Necerem:
- Jak ci mija impreza?
- Fajnie, nawet bardzo - zaśmiał się i ponownie przechylił kieliszek. - A tobie?
- Do dupy - przyznałam szczerze i zacisnęłam powieki, ponieważ świat przede mną niebezpiecznie się zakołysał, a szumienie w głowie stało się nie do wytrzymania. Chłopak położył dłoń na moim kolanie i gładząc go kciukiem, zapytał:
- Wszystko dobrze? - w tym momencie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że znajdował się bliżej mojej twarzy. Nieświadomie zaczęłam kreślić wzorki na jego pomarańczowej koszulce. Pełne wargi chłopaka znalazły się niedaleko moich. Alkohol w moich żyłach przejął nade mną kontrolę i musnęłam usta chłopaka, przed czymś więcej uratował mnie Luther, który magicznie pojawił się obok nas i odchrząknął znacząco, zmuszając nas, abyśmy przerwali.
- Iz, podnieś się! Odwiozę cię do domu.
Chciałam się ruszyć, ale ból w stopie i zawroty głowy uniemożliwiły mi to. Zaśmiałam się z własnej głupoty i bezsilności i zaczęłam podśpiewywać pod nosem piosenkę usłyszaną podczas koncertu, zniekształcając słowa tak, że wyszła z tego pijacka paplanina.
- Zostaw nas, bawimy się dobrze - wymamrotałam, głaszcząc lekko zaczerwieniony (prawdopodobnie od alkoholu) policzek blondyna. - Necerusiu? A cy ty wierzsz w duuuuchy?
- Tak Iz, wierzee - zaśmiał się. - Codziennie rozmawiam z nimi przed sn-nem. - Nagle dostał napadu czkawki. Rozejrzałam się po niezbyt dużym pomieszczeniu, ale nigdzie nie dostrzegłam Luthera.
- Jaki masz kolor bokserek? - nieśmiało zapytałam.
- Zapomni-iałem, sprawdzę. - Po tych słowach rozpiął pasek i guzik swoich ciemnogranatowych rurek, odsunął trochę materiał i pokazał mi szaro- zielony pasek z czarnym napisem.
CZYTASZ
Start Screaming |5sos| [zakończone]
Fanfiction"Gdy życie ci się psuje to po prostu - zacznij krzyczeć. Powierz otchłani swoje żale i odetchnij z ulgą". "I wtedy zdałam sobie sprawe, że cała moja egzystencja, okraszona była kłamstwem". Kochałam ich, a oni mnie okłamali. Nie, inaczej, oni zataili...