Rozdział 20

781 108 59
                                    

Wtedy stało się coś, czego w życiu bym się nie spodziewała. Poczerwieniały ze złości Ash uderzył Luke'a z taką siłą, że chłopak upadł na podłogę. Z jego nosa sączyła się krew, która brudziła jasne panele. W tamtej chwili czułam strach przed mężczyzną, stojącym obok mnie. W jego oczach dostrzegłam niepokojący błysk. Obawiałam się wykonać jakikolwiek ruch. Stres sprawił, że moje serce biło z zawrotną prędkością, a przed oczami miałam mroczki. Gdy w końcu się ocknęłam, podbiegłam do blondyna, który bezwładnie leżał na ziemi. Jedną ręką próbował zatamować krwawienie z nosa, a drugą trzymał się za żuchwę, w którą - jak podejrzewałam - dostał.

Zruciłam koszulę i przyłożyłam materiał do krwawiącego miejsca. Pijany chłopak się nie odzywał, tylko obserwował każdy mój ruch. Kazałam się mu podnieść do pozycji siedzącej, co z wahaniem zrobił. Usłyszałam wtedy głośny trzask zamykanych drzwi, po czym Chochlika już nie było. Pusty wzrok chłopaka wlepiony w moją dłoń, która bez rezultatu ścierała krew z jego twarzy, przestraszył mnie. Żadnych uczuć, żadnej złości albo żalu. Nieświadomie zaczęłam mocniej zaciskać ubranie na jego nosie, przez co chłopak syknął. Wymamrotałam przeprosiny. Niezbyt poradnie radziłam sobie w ścieraniu i tamowaniu krwi, więc zostawiając chłopaka na podłodze, wyszłam z pokoju.

Czułam złość na siebie, bo nie umiałam mu pomóc. Jednak w tamtej chwili sama potrzebowałam pomocy. Przeciskałam się przez tłumy spoconych ciał, a dopiero wtedy, gdy dotarłam do kuchni, znalazłam basistę. Siedział na stołku barowym, opierając się o blat kuchenny i sączył jakiś napój ze szklanki. Podeszłam bliżej. Chłopak nie wyglądał na pijanego, więc zrzucając z jego kolan dziewczynę, która zaczęła się do niego kleić, pociągnęłam go za rękę. Dotarliśmy do salonu. Co chwile ktoś na nas wpadał. Jęczałam z podirytowaniem. Brunet zaśmiał się, ale gdy popatrzył na mnie, od razu spoważniał i niepewnym głosem zapytał:

- Kogo zabiłaś? - mówił to takim głosem, że zaczęłam się śmiać, jednak gdy popatrzyłam na moje zakrwawione ręce, od razu spoważniałam. Przez chwile czułam mdłości, ale ogarnęłam się. Pociągnęłam go za rękę po schodach i szybko odtworzyłam drzwi. Blondyn leżał dalej na podłodze, przyciskając moją koszulę do nosa. Calum popatrzył się najpierw na mnie, a potem na niego i zadał kolejne głupie pytanie:

- Ty go tak załatwiłaś?

- Calusiu - Luke błagalnie przeciągnął pijackim bełkotem, tym samym wywołując śmiech mulata.

- Nie to nie ja, pilnuj lepiej swoich kolegów, bo kiedyś się pozabijają - wzruszyłam ramionami.

- Co się stało? - zapytał wyraźnie zmartwiony chłopak, kucając obok niebieskookiego i pokręcił głową z dezaprobatą.

- Nie mam pojęcia. On - wskazałam na krwawiącego - powiedział coś dziwnego i Ash go uderzył.

- Ash?

- Tak. To takie dziwne?

- Nie po prostu Ash chyba pierwszy raz kogoś pobił. Co on powiedział?

- Coś w stylu - zastanowiłam się przez chwile, patrząc na księżyc. - Powiedziałeś jej? Mam dosyć tego ciągłego jeżdżenia! - sparodiowałam głos chłopaka, na co on fuknął obrażony. Mój rozmówca wytrzeszczył oczy i popatrzył się na mnie. W głowie przetworzyłam sobie, jego słowa po raz kolejny i po dłuższym zastanowieniu wymamrotałam:

- Ale ja jestem głupia. Mogłam się tego od razu domyślić! Przecież to wy uprzykrzaliście mi życie. To ty wtedy zapytałeś się o tę drogę i - nagle ucięłam, wszystkie obrazy związane z tym całym śledzeniem zaczęły mi napływać do oczu. Złapałam się za głowę i wykrzykiwałam w jego stronę kolejne oskarżenia. On podniósł krwawiącego blondyna i szepcząc, że idzie z nim do łazienki ulotnił się z pokoju - Ty tchórzu, ty podła szmato, sprawiało ci to przyjemność, jeździłeś za mną, a teraz nie masz odwagi spojrzeć mi oczy?! - niekontrolowanie wrzeszczałam w stronę drzwi, nie mając siły nawet, by pobiec za nim. Po chwili drzwi się uchyliły i pojawiła się w nich opalona twarz.

- Przepraszam - rzucił nie, patrząc na mnie i wyszedł. Nie miałam na nic siły. Płuca mnie piekły od łapczywego łapania powietrza, a serce niebezpiecznie szybko kołatało z powodu stresu. Kucnęłam na zakrwawionej podłodze, nie zwracają uwagi na otaczający mnie świat. Muzyka i huki pijanych nastolatków mieszały się z moim płaczem. Właściwie nie wiem, czemu płakałam, jednak nie miałam siły przestać. Czułam się źle. W tamtej chwili potrzebowałam świeżego powietrza, które oczyściłoby mój umysł. Wstałam i wyszłam z pomieszczenia. Zeszłam ze szklanych schodów i omijając nowoczesny salon, udałam się do kuchni. Znalazłam tam Emily, która rozmawiała z Mike'im. Pociągnęłam podpitą dziewczynę w stronę okna i nic nie wyjaśniając, zabrałam jej bluzę, przewiązaną w tamtym momencie na biodrach. Nie zważając uwagi na krzyki dziewczyny, wyszłam z domu. Wytarłam krew z rąk o spodnie i skierowałam się w stronę ulicy. Mijałam różnorakie domu, od apartamentowców przez domy typu "bliźniaki" po parterowe, malutkie domki. Gdy weszłam na ulice, przy której ustawione są domki jednorodzinne, uspokoiłam się i na chwile przystanęłam. Łapałam w swój umysł wszystkie krajobrazy, jakby to one miałyby mi pomóc. Zwracałam szczególną uwagę na drzewa posadzone przy ulicy w równej linii i ogrody. Praktycznie każdy dom miał ogródek. Nie dane mi było się im bliżej przyjrzeć, bo światło dawały jedynie latarnie i księżyc.

Ruszyłam dalej; nie zdałam sobie nawet sprawy, kiedy udałam się na obrzeża miasta. Zabudowań tu praktycznie nie było, a wszytko otaczał las oraz łąki. Skierowałam się polną drogą w nieznana mi stronę. Trawa łaskotała moją skórę, a zimny wiatr koił nerwy. Uspokajałam się. Po paro minutowym spacerze dotarłam nad wodę. Podejrzewałam, że to jezioro. Wszysko otaczały drzewa, a słońce zaczęło już wschodzić. Zmoczyłam ręce w wodzie, pochylając się nieco. Krew rozpłynęła się po tafli, tworząc czerwone wzorki, które szybko zniknęły. Wpatrywałam się w przestrzeń, przysłuchując się jednocześnie śpiewowi ptaków. Nagle dostrzegłam zawieszoną na galęzi jednego z dębów huśtawkę. Niczym małe dziecko popędziłam ku niej. Siadłam na drewnianej desce, upewniając się wcześniej czy jest wystarczająco mocna, by wytrzymać mój ciężar. Z początku bujałam się powoli, odpychając się nogami od ziemi. Jednak z każdą sekundą nabierałam wysokości. Z moich ust ulatywały słowa pewnej piosenki, a ja czułam się szczęśliwa i wolna.
I nagle ktoś dotknął moich pleców, powodując, że huśtałam się wyżej. Moje ciało zastygło i przeszedł przez nie zimny dreszcz. Zatrzymałam się. Gwałtownie. Bałam się odwrócić, chciałam zeskoczyć z siedziska i uciec jak najdalej, lecz zimna dłoń zaciśnięta na moim ramieniu uniemożliwiła mi to.

Matko święta to już 20 rozdział xd. No nic haha przywiązałam się do was planuje jescze tak z 15 ale znając życie bedzie ich więcej. Rozdział posiada błęsy ale dziś nie mam ochoty ich poprawiać. Mam ogromną ogromniastą prośbe:

Będzcie dobrzy i kochani. Zajrzyjcie na profil @donut_worry i zajrzyjcie na ff pt. Hacker

Połączenie 5sos, 1d i teen wolf. Wspaniałe. Musicie to odwiedzić bo monsz harrego mnie zabije. No nic ja spadam. Oczywiście komentarze i gwiazdki mile widziane^^
Kocham.

Start Screaming |5sos| [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz