Rozdział 35

213 26 0
                                    

Ubrałam się dziś wyjątkowo powoli, wyjątkowo długo brałam prysznic, wyjątkowo dokładnie umyłam zęby.

Próbowałam odwlecz tę chwilę najbardziej, jak mogłam. Naprawdę bałam się mu o tym powiedzieć.

Obserwując swoje odbicie w lustrze, westchnęłam, trzeba się zbierać. Wyszłam z łazienki i zbiegłam po schodach.

- Co u ciebie potworku? - zapytał ojciec, a ja się niemrawo uśmiechnęłam, siadłam przy stole i westchnęłam. Po chwili przede mną pojawił się talerz z jajecznicą i kawa w moim ulubionym kubku.

- Jedzenie poprawi ci humor - zaśmiał się do ucha i usiadł obok mnie.

- Będziesz dziś w domu? - zapytałam, w sumie to jakby był, to byłaby to idealna wymówka na zostanie w domu, chcę spędzić czas z rodzicami, to nawet ładnie brzmi.

- No coś ty, przecież ja pracuję. - Rozbawiony pstryknął mnie w nos. Czyli jednak nie... Szkoda. - A ty co planujesz?

Wsadziłam sobie łyżkę jajecznicy do ust.

- Umm, idę spotkać się z Ashem - mówiłam z pełnymi ustami.

- Jak pies je, to nie...

- Tak, tak, znam to - zaśmiałam się i pociągnęłam łyk kawy.

Kevin ni stąd, ni zowąd usiadł mi na kolanach. Pogłaskałam go i zepchnęłam. Ten kot był zdecydowanie za bardzo rozwydrzony.

- Iz, widziałaś mój krawat?!

- Jest na komodzie!

Dopiłam kawę i zostawiłam na wpół niedojedzone śniadanie. Szybko zgarnęłam kluczę z szafki i ubrałam buty. Coś mi mówiło, żebym tego nie robiła, ale no cóż, skoro tak postanowiłam to, to zrobię.

Otworzyłam drzwi i wyszłam.

***

- Hej, Ash - przytuliłam go na powitanie i pocałowałam w polik.

Objął mnie i przywitał się.

- Czemu jesteś taka markotna, co? - spojrzał mi w oczy i spoważniał.

On również wyglądał na bardziej zmęczonego. Nie ogolił się, oczy miał podkrążone, a włosy roztrzepane. Ubrany w jakąś rozciągniętą koszulkę i poprzecierane spodnie, zdecydowanie nie wyglądał jak nie ten sam człowiek.

- Musimy porozmawiać - zacisnęłam usta w wąską linię i wskazałam na stolik.

Oboje zajęliśmy miejsca. Pociągnęłam łyk kawy Asha. Była zdecydowanie mało słodka.

- Mów, Zy, proszę. - Lekko uniósł kąciki ust i złapał mnie za dłoń.

- Jezu, to miejsce jest takie przytłaczające. - Zaśmiałam się nerwowo. - Tu pierwszy raz się poznaliśmy... Chyba tak mogę to nazwać. - Odgarnęłam włosy z czołą i nerwo obgryzałm skórki przy paznokciach.

Żadne z nas nie odzywało się przez dłuższą chwilę. Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu.

- Mów - to nie był łagodny głos, zdecydowanie się niecierpliwił.

- Ash, może nie zrozumiesz tego, co robię w tej chwili, ale robię to dla na wszystkich - zaczęłam niepewnie.

Na jego twarzy nie malowało się nic. Zupełnie.

- Naprawdę cieszę się, że cię poznałam, jesteś wspaniałym człowiekiem, jesteś częścią mnie, ale... - Ścisnęłam jego dłonie, naprawdę nie chciałam tego mówić, ale nie znalazłam innego rozwiązania. - To dla mnie za dużo, naprawdę. Nie chcę, by ktoś mnie nienawidził kosztem mojego szczęścia.

- Iz, przestań, proszę - szepnął gardłowo Ash, nie mogłam jednak tego zrobić. Obiecałam sobie coś i to zrobię, choćby ta obietnica była najgłupszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłam.

- Nie mogę Ashton. To moja decyzja, musisz ją uszanować. Zerwiemy ze sobą kontakt, nigdy więcej się nie spotkamy. Nie możemy się spotkać. - Po poliku spłynęła i łza, którą bardzo szybko wytarłam. Muszę być silna.

- To była swego rodzaju próba, nie wyszła nam, ale jest okej, nie żywię ani do ciebie, ani do siebie, ani nawet do Luke'a urazy. Tak miało być, ale teraz to musi się skończyć, to dla mnie za dużo.

- Wiem, że to przez wczorajszą sytuacje - zaczął mówić, chciałam mu przerwać, ale nie pozwolił mi - Proszę, nie przerywaj mi, wysłuchaj, tego, co mam ci do powiedzenia.

Kiwnęłam głową i wpatrywałam się w niego.

- Doskonale zdaję sobie sprawę, co czujesz, mnie też to wszystko przytłoczyło, nawet nie wiesz jak bardzo, ale nie przekreślam tego wszystkiego i tobie też nie pozwolę.

Musiałam mu przerwać, to wszystko zmierzało w złą stronę. Bałam się jego słów, bałam się tego, że go zraniłam.

- Nie, Ash, nie możesz nie zatrzymać. Od dziś jesteśmy dla siebie zupełnie obcymi ludźmi.

W tamtej chwili miałam ochotę wyjść stamtąd, uniosłam się, chłopak zrobił to samo, już chciałam się z nim żegnać, gdy walną pięścią w stół.

Wzdrygnęłam się.

- Do cholery! Jesteś najbliższą mi osobą, nie możesz powiedzieć mi, że jestem dla ciebie obcy, nie możesz tak mówić! Jesteśmy rodzeństwem, nie zapominaj o tym!

- Nie zapominam, ale nie jestem w stanie się więcej z tobą widywać, wszyscy na tym cierpią. Jesteś takim egoistą!

- Nie mów tak. - Potrząsnął mną, zaciskał palce na moim ciele, sprawiał mi ból.

Wyrwałam się.

- Nie, Ash, mam już rodzinę, nie potrzebuję cię - wiedziałam, że go ranię, doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, ale nie umiałam inaczej.

- Skoro tak - jego ton był już spokojniejszy, ale dalej przepełniony bólem - to wyjdź stąd, nie wracaj tu, rozumiesz? Nie istnieję już dla ciebie! Potraktowałaś mnie jak śmiecia, więc wypierdalaj stąd! Wyjdź!

Nawet się nie zastanawiałam, skierowałam się do wyjścia, ale do pomieszczenia wszedł ktoś, kogo w tamtym momencie chciałam jak najbardziej uniknąć.

- Czemu się do cholery z nią spotkałeś? Obiecałeś mi coś!  

Nawet nie wiedziałam, że to może przerodzić się w takie piekło...



Start Screaming |5sos| [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz