Z wielką ekscytacją otworzyłam mahoniowe drzwi. Wracałam akurat ze spotkania z Em i byłam w świetnym humorze. Gdy tylko przekroczyłam próg domu, przywitał mnie surowy głos mamy:
- Izzy, miałaś być dzisiaj w domu.
- Tak, przepraszam! - krzyknęłam i zruciłam buty, odstawiając je na szafce.
- Usiądź - powiedział tata, gdy tylko wkroczyłam do salonu.
- Ale ja chciałam się napić.
- Proszę - surowy ton mamy powrócił.
Usiadłam na fotelu i spojrzałam na rodzicielkę. Wzrok kobiety utkwiony był w kremowej ścianie, palce jej drżały, podobnie jak dolna warga. Ojciec objął ją ramieniem i szepnął coś do ucha, na co pokiwała głową. Zmarszczyłam brwi, ale dalej w skupieniu obserwowałam zmiany w twarzy osoby siedzącej naprzeciw mnie. Otworzyła usta i załamującym się głosem powiedziała:
- Kochanie, to ważne. Zwlekaliśmy z tym od piętnastu lat...
Przez łkanie kobiety nie zrozumiałam dalszych słów, a te, co wypłynęły z jej ust, spowodowały pustkę w mojej głowie. Bo co można skrywać piętnaście lat?
- O co chodzi?
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć...
- Może po prostu otwórz usta - podpowiedziałam.
- Iz, to nie takie łatwe. Boje się, że nas znienawidzisz - głos zabrał tata, który potarł swoje brązowe oczy tak, jakby ścierał niewidoczne łzy.
- Czemu tak miałoby się stać? - Podejrzliwie uniosłam brew.
- Bo ty - ty jesteś adptan - wyrzuciła z siebie kobieta. Początkowo nie rozumiałam jej słów, łzy i szybkość nie pozwoliły mi poznać znaczenia tego słowa.
- Przepraszam, co?
- Iz, żabciu... - Tata przysiadł na krawędzi fotela i potarł moje ramię. - My nie jesteśmy twoimi rodzicami.
- Tal, a ja jestem Kim Kardashian. - Zaśmiałam się i poklepałam mężczyznę po ramieniu. - Dobry żart, tato.
Wstałam z siedziska i skierowałam się do kuchni.
- Chce ktoś kawę? - zapytałam, nie nabierając się na słowa rodziców. Gdy nie uzyskałam odpowiedzi, wyjrzałam przez ramię. Rodzice dalej siedzieli na swoich miejscach, wpatrując się w siebie. Cofnęłam się i po chwili stałam obok nich. Z przykrością stwierdziłam, że oni nie żartowali. Spojrzałam na nich, nie próbując nawet przerwać krępującej ciszy panującej w pomieszczeniu. Salon stracił dawne ciepło i był teraz jednym z najbardziej lodowatych pomieszczeń, w jakich miałam okazję się znaleźć.- Wy mówicie poważnie... - wyszeptałam, podczas gdy z oczu "mamy" wypłynęły łzy. Nieznacznie pokiwała głową. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Tlen przestał docierać do moich płuc, ale nie płakałam. Potrzebowałam zebrać myśli, potrzebowałam odetchnąć powietrzem i usłyszeć "nabrałaś się", ale nic takiego się nie stało. Ból widoczny w oczach rodziców, ich spojrzenie utkwione w figurce na półce, byleby nie w moją twarz...
Odrętwiałe, lekko zgarbione sylwetki osób, które mnie wychowały, przekonały mnie do ucieczki z tego miejsca. Szybko wybiegłam do przedpokoju i włożyłam buty. Nie chciałam wybuchnąć przy nich. Nie zwracając uwagi na ich krzyki, otworzyłam drzwi i rzuciłam: "muszę się przewietrzyć".
Wyszłam z domu, trzaskając drzwiami. Ogromne hausty powietrza nie pomagały, jakby w ogóle nie docierały do płuc. Nie zważając na ból stopy, poderwałam się do biegu. Jakaś dziwna siła kazała mi biec. Każdy kolejny krok bolał coraz bardziej, ale nie umiałam przestać. Palący ból przeszywał moje wnętrze, łzy napływały do oczu, a włosy zasłaniały mi widok na świat przede mną.
CZYTASZ
Start Screaming |5sos| [zakończone]
Fanfiction"Gdy życie ci się psuje to po prostu - zacznij krzyczeć. Powierz otchłani swoje żale i odetchnij z ulgą". "I wtedy zdałam sobie sprawe, że cała moja egzystencja, okraszona była kłamstwem". Kochałam ich, a oni mnie okłamali. Nie, inaczej, oni zataili...