Rozdział 19

799 103 45
                                    

Wtedy zdałam sobie sprawę, że cała moja egzystencja jest okraszona okrutnym kłamstwem. Zacisnęłam powieki, w uszach słyszałam bicie mojego serca. Zamknęłam się w łazience, uciekając przed zapachem papierosów i wonią alkoholu. Domówka trwała w najlepsze, a ja - zamiast się bawić - płakałam.

Opłakiwałam tę mała, zagubioną w okropnym świecie dziewczynkę, która bezgranicznie ufała dorosłym, wmawiającym jej, że jest kochana, że kłamstwo to największy grzech, podczas gdy sami kłamali, patrząc jej prosto w oczy. Opłakiwałam tę dziewczynkę, która - chcąc być akceptowana - robiła głupie rzeczy, która chciała kochać rodziców tak bardzo, jak oni kochali ją, która zasługiwała na prawdę, ale musiała czekać na nią całe życie. Cichy szloch przemienił się w histeryczny wrzask. Plecami oparłam się o zimną powłokę drzwi. Nie miałam siły, by skrywać emocje kumulujące się w każdej cząstce mojego ciała. Przez całe życie smutek zastępowałam promiennym uśmiechem, tak, by nie dawać rodzicom powodów do zmartwień, by nie odczytali tych wszystkich sygnałów mówiących, że coś jest nie tak. Przez pierwsze trzy lata dojrzewania byłam totalnym zerem dla społeczeństwa, a to wszystko tylko dlatego, że chciałam być idealną i wzorową córką niesprawiającą żadnych problemów wychowawczych, tym samym izolując się od ludzi i w pełni oddając się nauce. Po szkole zawsze pomagałam rodzicom w pracach domowych, aby odciążyć ich. Jednak w pewnym momencie życia zaczęłam się buntować. Poznałam starszego chłopaka, który wmawiał mi, że dorośli są źli i tylko my potrafimy o siebie zadbać. Zawdzięczam mu dużo, ale jeszcze więcej mam mu za złe. I tak w wieku czternastu lat uciekałam z domu i wpadłam w złe towarzystwo. Jednak muzyka i właśnie rodzice pomogli mi wydostać się z tego bagna. Pół roku później w moim życiu pojawił się Luther - chłopak, który pokazał mi, że życie jest piękne, a ja mam cudownych rodziców. Mimo że sam wychował się tylko z ojcem, zawsze był pozytywnie nastawiony do życia, dziękował za wszystko, co go spotkało, a mi było przy nim wstyd. Posiadałam idealny żywot, ale narzekałam. Teraz pustka, czarna otchłań gromadząca się pod powierzchnią mojej skóry, nie dawała mi spokoju. Z jednej strony chciałam ponownie zakosztować miłości rodzicielskiej, a z drugiej - nie umiałam pogodzić się z faktem, że przez całe życie uczona byłam idei przez osoby, które same się do nich nie dostosowywały. Nie umiałam pogodzić się z tym, że próbując pokazać im, że zasługuję na ich miłość, robiłam głupie rzeczy.

Usłyszałam kojący, męski głos po drugiej stronie drzwi oraz delikatne pukanie. Rękawem za dużej koszuli starłam resztki makijażu pomieszanego z łzami. Na chwiejnych nogach podniosłam się i powoli tworzyłam drzwi. Nie do końca rozumiałam, co robię, po prostu wtuliłam się w ciało Asha, który w tym momencie okazał się idealnym powiernikiem moich żali. Nic nie mówiąc, poprowadził mnie do jednego z pokoi. Wskazał miejsce na dwuosobowym łóżku okrytym czerwoną pościelą. Z wahaniem usiadłam, a chłopak wychylił się i z szafki nocnej wyciągnął batony czekoladowe, którymi mnie poczęstował. Wzięłam jednego, ale położyłam go obok siebie, bo byłam pewna, że przez tę gulę w gardle nic nie przełknę. Zacisnęłam palce na koszuli i popatrzyłam się w orzechowe oczy chłopaka. Zdradzały to, że pod jego uśmiechniętą maską kryje się smutek, prawdopodobnie równy z moim. Blondyn nie wytrzymał kontaktu wzrokowego, bo po paru sekundach go przerwał. Schował twarz w dłoniach.

- Czasami nie wytrzymuję życia - wyszeptałam.

- Ja też - odparł lekko zachrypłym głosem.

- Ty? - Popatrzyłam na chłopaka dużymi oczami. Ściągnął ręce z twarzy i można było dostrzec na jego policzku mokry ślad spowodowany zapewne łzami.

- Ja. Mężczyźni też są słabi.

- Ale mają silniejszą psychikę - powiedziałam, w myślach zastanawiając się, czemu z nim rozmawiam, ale nie można ukryć, że ten chłopak ma w sobie coś takiego, co wywołuje zaufanie. Nie wiem, od czego to było zależne. Może od jego uśmiechniętej twarzy lub empatii, która od niego biła. Mimo tego, że znamy się bardzo krótko, czuję, że był człowiekiem pomocnym i według mnie łatwiej mu powierzyć moje rozterki niż na przykład Emily, dlatego, że ona mnie zna, a blondyn nie i nie będzie oceniał moich wyborów.

- Widocznie jestem wyjątkiem. - Uśmiechnął się mimo bólu widzianego w jego oczach.

- Zapewne.

- Powiesz, co się dzieje?

- Muszę?

- Nie musisz, ale możesz - odparł spokojnie, zajmując wygodniejszą pozycje na łóżku- tak, aby mógł widzieć moją twarz.

- No dobra, rodzina mi się psuje - wyjąkałam, powstrzymując się od ponownego szlochu.

- Jak to? - przenikliwy wzrok chłopaka świdrował każdy zakamarek mojej twarzy, jakby chciał w niej znaleźć najdrobniejsze szczegóły - takie jak malutki pieprzyk pod okiem czy ten nieco większy w lewym kąciku ust. Uciekłam od niego wzrokiem i skupiłam się na podziwianiu przepięknej pełni księżyca widocznej przez okno.

- Tak po prostu, z dnia na dzień dowiedziałam się, że jestem adoptowana - słowa okraszone beznamiętnym tonem wybiegły z moich ust, tworząc bolesną dziurę w sercu. Skuliłam się pod nadmiarem emocji i ręką nerwowo zaczęłam wybijać jakiś rytm na udzie.

- O kurwa - wymknęło mu się praktycznie niesłyszalnie. - Naprawdę? - zapytał, nie dowierzając. - Jak ci powiedzieli?

- Tak, po prostu oznajmili mi, że nie są moimi rodzicami po tych piętnastu pieprzonych latach. - Moim ciałem ponownie wstrząsnął szloch. Chłopak objął mnie i przytulił, mówiąc, że doskonale mnie rozumie. Wyszeptał jakieś zdanie w moje włosy, ale go nie zrozumiałam. Było jakby wypowiedziane przez mgłę.

Nagle do pokoju ktoś wpadł. Odsunęłam się od Asha i spojrzałam w stronę drzwi. Stał tam pijany i uśmiechnięty Luke. Zataczając się, podszedł do nas. Odór bijący od niego sprawił, że się skrzywiłam. Nie zważając na moje protesty, objął mnie ramieniem i bełkocząc pod nosem, mówił, jak bardzo mnie polubił. Loczek odsunął go ode mnie, patrząc znaczącym wzrokiem na niebieskookiego. Ten jakby nagle coś sobie przypomniał i pomimo protestów chłopaka krzyknął:

- Powiedziałeś jej, powiedz, że tak. Ashie, no powiedz, mam dość jeżdżenia w kółko!

No hej Żabcie!

Tak jak obiecałam jest rozdział ale krótki. No nic ma przynajmniej te 900 słów xd. Akcja sie powoli rozkręca. Także ten, mówcie co myślicie i nie bijcie.


Start Screaming |5sos| [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz