III - Nagłówek

65 11 3
                                    

Szkoła.

Słowo budzące nienawiść i przerażenie za razem. Idąc do niej czasami czuję się jak górnik. Codziennie przekopuję się przez zbitą skałę wiedzy, żeby przerobić ją na coś zdatnego do użytku. Czasem idzie łatwo, jakbym kopała w piasku, czasem stoję przed marmurową ścianą i drapię się po głowie myśląc, jak się przez to przebić. Tak, szkoła - kopalnia wiedzy. Koń by się uśmiał.

Samochód zatrzymał się pod szkołą. Pocałowałam tatę w policzek, po czym wysiadłam i udałam się w stronę budynku. Dzisiaj było na szczęście (i nieszczęście) tylko rozpoczęcie roku szkolnego. Przyzwyczaiłam się już, z końca zeszłego roku, że jest o jedna trzecią uczniów mniej. To znaczy po odejściu maturzystów. Pomyślałam sobie „No koło kwietnia się przerzedzi", po czym zorientowałam się , że tegoroczna maturalna klasa, to mój rocznik. Dotarło to do mnie kiedy weszłam do zatłoczonego hallu szkoły. Wszędzie widziałam nowe twarze. Większość się uśmiechała, ale po oczach widać było, że jest wystraszona. „Ach te pierwszaki" pomyślałam. Przedarłam się do szatni, która była wydzieloną przestrzenią hallu z rzędami wieszaków. Każda klasa miała osobny wieszak, a uczeń numerek. Podeszłam do klasowego wieszaka, stanęłam przed nim i chciałam powiesić kurtkę. Wtedy zorientowałam się, że przecież nie brałam kurtki, bo dzień był ciepły i słoneczny.

- Dziewczyno, co się z tobą dzieje? Szkoła jeszcze się na dobre nie zaczęła, a tobie już odbija - powiedziałam do siebie. - Brawo gamoniu, jeszcze gadasz sama do siebie.

Jakiś przestraszony pierwszoroczny, z rozczochranymi włosami i pomiętą koszulą, patrzył na mnie oczami jak spodeczki, z nie małym strachem i nie mniejszym zdziwieniem.

- No co? Nigdy nie gadałeś sam do siebie? - zapytałam go, ale nie czekałam na odpowiedź tylko wyszłam z szatni i udałam się na pierwsze piętro gdzie znajdowała się aula szkolna. Przedarłam się przez oszołomiony tłum, dotarłam do kawiarenki, przez którą trzeba było przejść by dostać się do auli.

- Halo, dziunia! A z nami to już się nie przywitasz, hę?! - usłyszałam znajomy głos, krzyczący za mną. Odwróciłam się w stronę skąd dobiegał i zobaczyłam moje przyjaciółki okupujące jeden z kawiarenkowych stolików.

- Nie zauważyłam was w tym tłumie - powiedziałam i przytuliłam każdą z dziewczyn.

Alicja spojrzała na zegarek i powiedziała:

- Dziewczyny, jest za pięć, chodźmy zajmiemy miejsca z tyłu, gdzie są stoły to w trakcie sobie usiądziemy. Potem jak się rzucą to miejsca nie znajdziemy.

Wszystkie się zgodziłyśmy i naszą dziesięcioosobową grupką przeszłyśmy do auli. Zaczęłyśmy rozmawiać o wakacjach, jak każda spędziła czas, kogo poznała i tak dalej. Rozpoczęcie inauguracji się opóźniło i z rozmów wyrwał nas głos nauczyciela prowadzącego:

- Proszę wszystkich o powstanie. Sztandar szkoły wprowadzić.

Odśpiewaliśmy hymn, nauczyciel pozwolił nam usiąść.

- W tym roku chcemy, aby uroczystość przebiegła krótko i sprawnie, tak więc glos zabierze tylko pani dyrektor - powiedział pan Eryk Dachowski. - No zobaczymy, czy w tym roku wyjdzie nam to - dodał pod nosem, ale do mikrofonu i cała sala zaczęła się śmiać. - Dobra kochani, o przemówienie proszę panią Eleonorę Stachowiak dyrektor pierwszego Liceum Ogólnokształcącego.

W sali rozbrzmiały oklaski, pani dyrektor podeszła do mikrofonu.

***

Razem z Alicją i Gizelą siedziałyśmy na ławce, stojącej w korytarzu, koło naszego gabinetu. Czekałyśmy z resztą klasy na naszą wychowawczynię.

- Z piętnaście razy usłyszałam słowo „matura" odmienione chyba przez wszystkie przypadki, w przemówieniu dyrektorki. Jeszcze się szkoła nie zaczęła, a ja już mam dosyć maturalnej klasy - powiedziałam ze smutkiem.

- To był, moja droga, tylko przedsionek piekła, do którego weszłyśmy - powiedziała Alicja, jakby na pocieszenie.

- Dzięki, dobij jeszcze leżącego - powiedziałam z żalem opuszczając głowę.

- Nie martw się, zrobię to za nią - powiedział przechodzący koło nas, Mieczysław Pieczarka, nauczyciel historii, z wielkim uśmiechem na twarzy. Gdy zniknął za załomem korytarza

wybuchłyśmy gromkim śmiechem.

- Co to kurna było?! - zapytała dławiąc się śmiechem Gizela.

- Z roku na rok coraz bardziej dziwaczeje - powiedziałam.

Korytarz już praktycznie opustoszał, a nasza klasa dalej czekała na wychowawczynię. Kilka osób przemknęło jeszcze korytarzem.

- Wiecie, kompletnie nie odróżniam pierwszaków od drugoklasistów. Wszystkich tych ludzi widzę pierwszy raz! - powiedziała Alicja po tym jak kilku chłopaków błąkało się po korytarzu w poszukiwaniu swojego gabinetu.

- Nie martw się. W zeszłym roku miałam tak, że widziałam wiele nowych osób w kwietniu, po czym okazało się, że są z naszego rocznika, a dziewczynę na przykład widziałam po raz pierwszy na oczy, a co ciekawsze chodzi do naszej szkoły od pierwszej klasy - powiedziała Gizela śmiejąc się.

- Pierwszaków, odróżnisz po tym, że mają większe przerażenie w oczach - dodałam.

Dosiadły się do nas Chanel, Ilona oraz Monika.

- Odnośnie tego co mówiłaś Nazz o pierwszakach, pamiętacie co maturzyści napisali na grupie na Facebooku, jak byłyśmy w pierwszej klasie? - zapytała Chanel. Mimo ekscentrycznego imienia była bardzo fajną dziewczyną. Miała ciemne włosy do ramion, zawsze ubierała się elegancko, miała wyrobione zdanie na każdy temat i to co najbardziej mi się w niej podobało, to jej czarne poczucie humoru.

- Jakoś tak to leciało: „Pierwszaki podniecają się tym, że się tu dostały. Drugoklasiści wywyższają się tym ,że przetrwali już jeden rok. A maturzyści są najfantastyczniejsi, bo są tu najdłużej" - przytoczyła wypowiedź Monika.

- Dokładnie. W pierwszej klasie się oburzyłam, w drugiej też, a teraz stwierdzam, że koleś, który to napisał miał świętą rację - powiedziała Chanel. Przytaknęłyśmy jej zgodnie.

- Do niektórych rzeczy trzeba po prostu dorosnąć - stwierdziła Ilonka.

- A to szczera prawda - powiedział kobiecy głos. Odwróciłyśmy się w stronę klasy, którą właśnie otwierała nasza wychowawczyni.

- Wchodźcie, przepraszam was za spóźnienie. Pani dyrektor wzięła mnie na słówko - powiedziała nauczycielka.

Weszliśmy do klasy, zajęliśmy swoje stare miejsce i podjęliśmy wcześniej przerwane rozmowy. Rozglądałam się po klasie. Zauważyłam, że kolega siedzący w ławce za mną wyciągnął wczorajszy „Głos Lubuszan" - lokalną gazetę. Moją uwagę zwróciła pierwsza strona. Przyjrzałam się jej bliżej, a gdy odczytałam do góry nogami nagłówek, wyrwało mi się niedowierzające „Coooooo?!".

- No jak to co? Gazeta - odpowiedział Michał z lekkim uśmieszkiem na ustach. Wyrwałam mu ją i powiedziałam do dziewczyn:

- Widziałyście to? - Dziewczyny przerwały rozmowy. Położyłam gazetę na środku ławki, żeby każda mogła zobaczyć pierwszą stronę. Większość, albo zasłoniła dłonią usta, albo rozdziawiła je w wielkim zdziwieniu. Po oczach bił nagłówek:

„W POBLISKIM LESIE ZNALEZIONO ZMASAKROWANE CIAŁO DWUDZIESTODWULATKI".



Druga stronaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz