- Gdy miałem siedemnaście lat - zaczął ksiądz Piotr - przechodziłem tak zwany „bunt nastolatka". Moja mama była wierzącą, praktykującą katoliczką. Co niedzielę chodziliśmy do kościoła, modliliśmy się przed spaniem i tak dalej. Wówczas stwierdziłem, że to wszystko nie ma sensu. Te wszystkie rytuały. Znudziło mnie ciągłe łażenie do tego kościoła. Pewnej niedzieli oznajmiłem mojej mamie, że nie pójdę z nią na mszę. Zgodziła się, chociaż było jej smutno z tego powodu. I tak pozwoliła mi jeden raz, drugi, trzeci, aż przestałem w ogóle chodzić do kościoła. Za to zacząłem szwendać się z kolegami po nocach. Zacząłem palić, wracałem pijany do domu nad ranem. Wagarowałem, nie zdawałem praktycznie ze wszystkich przedmiotów. Coraz częściej brałem udział w bijatykach i ustawkach. Po roku czasu, kiedy mój stan buntu osiągną apogeum, pewnej grudniowej nocy miałem sen. Pamiętam, że znalazłem się w przepięknym ogrodzie. Pełen był wielkich drzew owocowych. Wszystko było miłe dla oka. Soczyście zielona trawa i liście drzew. Kwiaty w intensywnych, czystych kolorach cieszyły oko. Delikatny wietrzyk muskał moją twarz. Słychać było wszechobecny ptasi trel, swoista, przepiękna muzyka. Widziałem inne zwierzęta jak konie, żyrafy, słonie, niedźwiedzie, antylopy, lwy, tygrysy, kozy, owce i inne, żyjące w idealnej symbiozie. Przechadzałem się oczarowanym tym wszystkim. Czułem się tam szczęśliwy. Bez trosk, zmartwień, bólu. Usiadłem pod jednym z drzew rozkoszując się chwilą. Wtedy zobaczyłem jak gepard, klucząc zwinnie między drzewami, goni antylopę. Antylopa gnała ile sił w kopytkach. Ale gepard okazał się lepszy. Dopadł swoją ofiarę, wgryzając się w jej tułów. Antylopa padła, wydając przeraźliwy skowyt bólu. Wtedy gepard chwycił zębami jej gardło i zapierając się łapą o jej klatkę piersiową rozerwał je. Krew popłynęła po soczyście zielonej trawie. Przybiegły lwy i tygrysy i zaczęły razem rozdzierać truchło antylopy. Doszło między wielkimi kotami do sporu. Zaczęły skakać sobie nawzajem do gardeł. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Byłem przerażony. Widok polowania w tym rajskim miejscu całkowicie zbił mnie z tropu. Poczułem swąd spalenizny. Wstałem gwałtownie i zacząłem się rozglądać. Ogród za moimi plecami płoną. Ogień pochłaniał wszystko, drzewa, ptaki skryte w ich koronach, kwiaty, inne zwierzęta. Zamiast ptasiego trelu, zewsząd dobiegał przejmujący, mrożący krew w żyłach skowyt. Nagle usłyszałem trzask i płonąca gałąź spadła na mnie, przygwożdżając mnie do ziemi. Miałem poparzoną skórę, nie mogłem oddychać przez gryzący dym. Straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem, pożaru już nie było. Skóra niemiłosiernie mnie bolała. Próbowałem wstać, ale konar był zbyt ciężki, nie mogłem go podnieść. Próbowałem wołać o pomoc. Ledwo mogłem dobyć głos. Wszędzie unosił się dławiący popiół. Zacząłem się rozglądać. Na tyle nie ile mogłem zobaczyłem, że po ogrodzie nie pozostało nic. Gdzieniegdzie pozostawały tylko wypalone kikuty drzew. Nie rozumiałem co tak naprawdę się stało. Wtedy usłyszałem Głos.
- Piotrze.
Nagle jakaś siła ściągnęła ze mnie konar i postawiła mnie do pionu. Rozejrzałem się dookoła, ale nikogo nie zobaczyłem. Wówczas Głos znów przemówił:
- Piotrze, czy wiesz, czego symbolem był ogród?
- N...Ni...Nie - wychrypiałem rozglądając się, ale nie mogłem znaleźć źródła Głosu.
- Piotrze, ogród był Twoją duszą - odezwał się Głos.
- Duszą? - zapytałem.
- Tak, Piotrze. Był przepiękny, prawda?
- Ale co się z nim stało? Dlaczego spłoną? Dlaczego tamte zwierzęta rozerwały tę biedną antylopę? - wyrzucałem z siebie pytanie za pytaniem.
- Myślę, że sam możesz odpowiedzieć na te pytania.
- Ale... Ale... - i wtedy wszystko zrozumiałem. - Ogród był wtedy, gdy chodziłem do kościoła, modliłem się codziennie. Potem przestałem. Zaczęło się wagarowanie, bijatyki, palenie, alkohol. Stoczyłem się. To wszystko mnie... wypaliło.
Zapadła długa cisza. Wszystko zrozumiałem. „I rozległ się głos z nieba: Tyś jest Syn mój umiłowany, którego sobie upodobałem" *. Wówczas się obudziłem. To był znak. Wtedy zrozumiałem, że na nowo odnalazłem drogę. Stałem się jak nowonarodzony. W tamtej chwili podjąłem decyzję, że pójdę do seminarium.
Ojciec Piotr zakończył swoją opowieść. Wszyscy byliśmy oniemiali. Chyba nikt nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- To było coś wspaniałego - pierwsza odezwała się czarnowłosa.
- Czyli, to prawdziwe powołanie - powiedziałam cicho. Ksiądz w odpowiedzi tylko pokiwał głową. Przyznam szczerze byłam pod ogromnym wrażeniem. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Cichutki głosik z tyłu głowy, ostrzegał przed czymś, ale nie wiedziałam przed czym.
Nagle, całą podniosłą atmosferę przerwał dźwięk gitary elektrycznej oraz głos śpiewający: „So many people like me Put so much trust in all your lies..."**, który wydobywał się z mojego telefonu. Szybko sięgnęłam do kieszeni i odrzuciłam przychodzące połącznie.
- Ekhhem...Przepraszam. Mama dzwoniła - powiedziałam lekko zawstydzona. Po raz kolejny dzisiaj, zostałam zgromiona wzrokiem, ale tym razem przez wszystkich członków grupy, z wyjątkiem Alicji, która przewróciła tylko oczami.
- Dobrze, moi kochani. Zakończmy nasze dzisiejsze spotkanie - powiedział ksiądz Piotr wstając. Wyciągnął ręce do ciemnowłosej, która siedziała najbliżej niego, po lewej stronie oraz do chłopaka po prawej. Alicja chwyciła moją prawą dłoń, a lewą niepewnie podałam, dziewczynie o orzechowych oczach. Wszyscy przymknęli oczy i jednocześnie się odezwali:
- Ojcze nasz...
„O Boże..." westchnęłam w duszy.
--------------------
* Mk 1, 11
** Piosenka Linkin Park "Hit the floor"
"(...) So many people like mePut so much trust in all your lies
So concerned with what you think
To just say what we feel inside
So many people like me
Walk on eggshells all day long
All I know is that all want
Is to feel like I'm not stepped on
There are so many things you say
That make me feel you've crossed the line
What goes up will surely fall
And I'm counting down the time
'Cause I've had so many stand-offs with you
It's about as much as I can stand
So I'm waiting until the upper hand is mine
One minute you're on top
The next you're not
Watch it drop (...)
You think you won
And then it's all gone (...)
I know I'll never trust a single thing you say
You knew your lies would divide us
But you lied anyway
And all the lies have got you floating
Up above us all
But what goes up has got to fall"
CZYTASZ
Druga strona
Mystery / ThrillerPrzyjaźń. Miłość. Prawda. Kłamstwo. Życie. Śmierć Przeszłość. Teraźniejszość. Przyszłość. Wszystko ma swoją drugą stronę. Ostrzeżenie: W opowiadaniu znajduje się wiele odniesień do historii. :D