II - "How deep is your love?"

71 11 0
                                    

      

Biegłam przez las. Była noc. Mój oddech zmieniał się w obłoczki pary. Coś mnie goniło. Byłam potwornie zmęczona. Nie pamiętam jak to się zaczęło. Wiedziałam tylko, że muszę uciekać. Gęste, ciemne chmury przesłoniły niebo, nie przepuszczając, żadnego promyczka księżycowego blasku. Gnałam na oślep, potykałam się o wystające korzenie, kilka razy dostałam gałęzią w twarz. Mimo heroicznego wysiłku słyszałam kroki mojego oprawcy tuż za sobą. Nagle poczułam podmuch bardzo silnego wiatru, który rozwiał chmury, blask Księżyca przedarł się przez korony drzew, ostatnią rzeczą jaką widziałam przed zdarzeniem ze ściółką, był sięgający kolan stos podręczników. Gdy leciałam na spotkanie ziemi, zdołałam tylko pomyśleć: „Cooooooooo?". Ledwo upadłam, mój oprawca rzucił się na mnie, przyszpilając mnie do ziemi. Zaczęłam się szamotać, ale On skutecznie mnie przytrzymał. Gdy się poddałam, usiadł na mnie okrakiem. Przerażenie ściskało mnie za gardło, a serce chciało wyskoczyć z piersi i uciec. Wtedy oprawca ściągną kaptur i okazało się, że...

Była to dyrektorka mojej szkoły. Zanim zdążyłam to wszystko przetrawić usłyszałam melodię, dobiegająca nie wiadomo skąd, a dyrektorka zaczęła śpiewać:

„I know your eyes in the morning sun
I feel you touch me in the pouring rain
And the moment that you wander far from me
I wanna feel you in my arms again

And you come to me on a summer breeze
Keep me warm in your love
And then you softly leave
And it's me you need to show
How deep is your love?

How deep is your love?
How deep is your love?
I really need to learn
'Cause we're living in a world of fools
Breaking us down
When they all should let us be
We belong to you and me..."

Gdy dyrektorka skończyła zwrotkę z głębi lasu usłyszałam znajomy głos, krzyczący, a nawet drący się: „WYŁĄCZ, DO CH**ERY, TEN CH**ERNY BUDZIK!"

Wtedy się obudziłam, zdyszana, po omacku trafiłam na telefon i wyłączyłam budzik. Nie mogłam otworzyć oczu. Poleżałam chwilę, najpierw powoli otworzyłam lewe oko, potem prawe. Mrugnęłam dwa razy. W moich drzwiach stanęła wysoka postać. Spojrzałam na nią. Mój tata. Stał na boso, w wyciągniętej białej koszulce i kraciastych spodniach. Ramiona zwisały mu bezwładnie wzdłuż ciała, zgarbił się, głowę lekko przechylił w prawą stronę. Włosy sterczały mu na wszystkie strony, oczy miał opuchnięte, ale zionęła z nich czysta nienawiść. Rzucił we mnie swoimi skarpetami zwiniętymi w kłębek. Za nim odszedł burkną do mnie:

- Nienawicęcię.

Sięgnęłam po telefon leżący na stoliczku nocnym, spojrzałam na wyświetlacz. Kuźwa jak byk: „ 06:10; 01 września 2015". Jęknęłam. Przyciągnęłam do siebie Artura – pluszową żyrafę, którą dostałam na osiemnaste urodziny od rodziców – i ziewnęłam:

- Zabij mnie Arciu.

      


Druga stronaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz