XXIII - Archiwum

58 6 0
                                    

>>20:53<<

Ja: Aaaaaallllaaaaaa!!!!!!!!!

Ala: Coś wiesz!

J: dwa morderstwa. Młode kobiety. 1984, 1986 lub 1987

A: JUTRO IDZIEMY DO ŻMYRKI!!!!

J: o 10:30 mamy autobus do miasta

A: do zobaczenia na przystanku!!

J: Papa :*

***

- Dwudziesty trzeci grudnia. Dziennik śledczy. Tu detektyw Mucha. Razem z Małpiszonem czekamy na autobus – Alicja mówiła do telefonu, a obłoczki pary wylatywały z jej ust przy każdym słowie.
- Ala wiesz, że nie włączyłaś dyktafonu? – zapytałam przyjaciółkę, patrząc na ekran jej telefonu. – I obrażam się za tego Małpiszona!

- To jaki chcesz mieć pseudonim bojowy? – zapytała trochę podirytowana Ala.
- Seeker *- powiedziałam z błyskiem w oku, gdy autobus zajechał na przystanek.
- Ale sobie wymyśliłaś, Małpiszonie – powiedziała Ala, wchodząc do pojazdu.
- Ej! – zawołałam z oburzeniem, a Alicja zaśmiała się tak głośno, że wszyscy pasażerowie się na nas spojrzeli.

Pół godziny później wchodziłyśmy do budynku komendy głównej policji. Dotarcie do niej okazało się niełatwe, ponieważ chodnik pokrywała bardzo cieniutka warstewka lodu, która zmusiła nasze nogi do dzikiego quick stepa**, zakończonego bliskim spotkaniem trzeciego stopnia (w moim przypadku dwa razy) naszych siedzeń z ową cieniutką warstewką lodu.

Podeszłyśmy do lady recepcji, a ja masowałam się po bolących czterech literach.
- Dzień dobry – powiedziałyśmy do recepcjonistki.
- Dzień dobry – odpowiedziała uśmiechając się do nas.
- Przyszłyśmy do komisarza Żmyrki – powiedziała od razu Alicja.
- Przepraszam was dziewczęta, ale komisarza nie ma w tej chwili na komendzie –  recepcjonistka zaglądała w papiery leżące na blacie pod ladą.
- A kiedy wróci? – zapytałam.

- Komisarz Żmyrko jest na zwolnieniu chorobowym – odpowiedziała.
- Ojej! Coś poważnego się stało? – zapytała przejęta Alicja.

Recepcjonistka rozejrzała się po holu, nachyliła się do nas i szepnęła:
- Zatrucie pokarmowe.
- Uuuuu – powiedziałyśmy z Alicją zerkając na siebie.
- Nie fajnie – powiedziałam.
- Kiedy komisarz wróci do pracy? – zapytała Alicja.
- Ma zwolnienie do dwudziestego dziewiątego grudnia – odpowiedziała recepcjonistka.
- W takim razie, dziękujemy za informacje – powiedziała Alicja i skierowała się w stronę drzwi. Też chciałam odejść, ale w ostatniej chwili zawróciłam i powiedziałam do recepcjonistki:
- Chodnik przed komendą jest oblodzony. Czy mogłaby pani poprosić kogoś, żeby posypał go piaskiem?
- A więc o to chodzi! – zawołała kobieta. – A ja się zastanawiałam, dlaczego każdy wchodzący maca się po pupie! Zgłoszę to woźnemu. Dziękuje bardzo za informację!

Uśmiechnęłam się i odeszłam od lady w stronę drzwi. Nie zauważyłam Alicji, która jeszcze przed chwilą tam stała. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie ją wywiało, ale wszystko się wyjaśniło, gdy wyszłam na zewnątrz. Alicja leżała jak długa, na chodniku, jakieś dwa metry od schodów. Zauważyłam, że się trzęsie, więc zeszłam szybko ze schodów i w miarę szybko doczłapałam się do niej.
- Wszystko dobrze? – zapytałam, myśląc, że płacze.
- Ta aa ak – powiedziała krztusząc się ze śmiechu. – Żałuj, że tego nie widziałaś!
- Goście od monitoringu pewnie sami teraz leżą ze śmiechu – pomogłam Alicji wstać. Nasze nogi zaczęły się niebezpiecznie rozjeżdżać.
- Lepiej chodźmy na trawnik – zaproponowałam.
- To jest bardzo dobry pomysł – odpowiedziała Ala i pomagając sobie nawzajem doczłapałyśmy się do zamarzniętego trawnika.
- To co teraz zrobimy? – zapytałam smutno.
- Idziemy do redakcji – odpowiedziała rzeczowo Mucha. – Mam klucze do gabinetu Tunderskiego – dodała szybko widząc moje pytające spojrzenie.

Druga stronaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz