-rozdział 32-

247K 10.9K 7.6K
                                    

"On po prostu jest... trudno mi to wytłumaczyć Nao, po prostu znam go. Chociaż raz posłuchaj mnie i proszę cię nie zbliżaj się do niego. Najlepiej... unikaj i uważaj. On jest jednym z tych chłopaków, przed którymi próbuję cię obronić..."

"Pamiętaj jedno. Kiedy poznajesz kogoś, lub chcesz go rozgryźć nie pomijaj żadnych faktów. Kiedy już chcesz wiedzieć, dowiedz się dosłownie wszystkiego bez względu na wszystko. Nigdy nic nie jest bez powodu."

"To chyba nie ma znaczenia, przeszłość to przeszłość, było minęło. Chodzi o to, że on nie ma uczuć, nie stosuje w życiu żadnych zasad, zawsze dopnie swego raniąc przy tym wszystkich dookoła. A jeżeli on podrywa cię lub coś takiego... to tylko i wyłącznie dla swoich korzyści. Dlatego twój brat zabronił czegokolwiek bliższego..."

"Mam nadzieję, że się nie dowiesz. I nie dlatego, że chcę cię oszukiwać. Po prostu myślę, że twoje życie będzie piękniejsze zanim się tego dowiesz. Prawa mogłaby cię... za bardzo zdziwić. Chyba nie chcesz jej znać. Uwierz mi skarbie, postaraj się chociaż żyć jakby tego nie było okej? Póki nie wiesz ciesz się."

Miałam kompletny mętlik w głowie. Jedna wielka czarna dziura, mnóstwo informacji, które nie zawsze były dobre. Te wszystkie słowa o Isaac'u, a raczej ostrzeżenia wprost mówiły o tym, że jest złym człowiekiem, a ja od razu powinnam była tego posłuchać i nie mieszać się w te sprawy...

Dodatkowo za żadne skarby nie powinnam była obdarzyć jakimikolwiek uczuciami osoby, jaką jest Isaac. Mordercy.

Jednak stało się. Moja ciekawość i po części uczucia, które do niego żywiłam doprowadziły mnie do tego wszystkiego. Do jedej, drastycznej prawdy, na temat jego osoby. Czy żałuję? Nie wiem. Nie mam pojęcia co teraz czuję. Może jedynie cholernie się na nim zawiodłam. Nigdy nie pomyślałabym, że mógłby dopuścić się czegoś takiego. Zabójstwo dwóch osób.

Jak mogłam czuć coś do mordercy?

Ale czy nadal to czuję? Nie wiem. Moje uczucia jakby stanęły w miejscu. Tak samo jak cały umysł, który ledwo wytrzymuje te wszystkie straszne rzeczy. O tym właśnie wszyscy mówili. Jedno wielkie zaskoczenie.

Ale też ból. Być może właśnie straciłam niezwykłą osobę.
Isaac'a, który potrafił rozbawić mnie jak nikt inny.
Isaac'a, który potrafił zatroszczyć się o mnie jak nikt inny.
Isaac'a, który mówiąc czasami komplementy w moją stronę potrafił sprawić, że na chwilę nawet poczułam się piękna.
Isaac'a, który posiadał tajemniczy i trudny charakter, przez co poznanie go i rozgryzienie stało się moim poirytetem.
Isaac'a, który sprawił, że w jego ramionach poczułam się bezpiecznie.

Chyba straciłam osobę, która wtargnęła nagle do mojego życia wywracając je do góry nogami, jednak tym samym sprawiła, że stało się ciekawsze.

Jedyne co mogę stwierdzić to to, że zależało mi na nim. Stał się dla mnie ważny i na pewno coś do niego czułam.

Niestety wszystko co dotychczas między nami było zawisło na cienkim sznureczku. Nie wiem czy to przetrwa. Nie wiem czy będę potrafiła jeszcze kiedykolwiek spojrzeć mu w oczy.

On jest mordercą.

Pod koniec naszej "rozmowy" wyznał, iż zależy mu na mnie. Ale czy to prawda? Może powiedział to jedynie pod wpływem emocji? Może jednak jestem dla niego tylko celem do zaliczenia? Ale czy gdybym była starałby się tak długo? Nie wiem. Teraz zastanawiam się czy powinnam wierzyć w jego słowa "zależy mi na tobie", ponieważ zdążyłam się już przekonać, że nie potrafi dotrzymywać nawet obietnic.

W środku czułm pustkę wymieszaną z bólem. Nie sądzę, żeby to było złamane serce, bo chyba go nie kochałam... ale to naprawdę boli.

Nie potrafiłam podjąć żadnej decyzji. Jedyne czego potrzebowałam to wypłakać się w podszukę i przespać z tym wszystkim. Może rano coś się we mnie zmieni. Miałam nadzieję, że coś mnie oświeci i podpowie, bo teraz cholernie nie wiedziałam co robić.

Do tego mój brat ani jego koledzy nie mogą dowiedzieć się, że pomiędzy nami coś jest lub... było. To nadal musi być cholerna tajemnica, nawet jeżeli "to" wszystko się skończy.

Szłam chodnikiem uporczywie rozmyślając o sytuacji sprzed jakichś dwudziestu minut. Miałam na sobie jedynie bluzę, którą zdążyłam w pośpiechu złapać przy drzwiach. Po połowie drogi zorientowałam się, że była to nieszczęsna bluza Isaac'a.

Och ironio...

Tak więc niemal zatopiona w ciepłym materiale, przesiąkniętym jego zapachem szłam chodnikiem, mniej więcej okrężną drogą. Miałam chwilę czasu aby wszystko spokojnie dotarło do mojego mózgu.

Niestety dotarło i wcale nie było lepiej. Jeden wielki churagan sprzecznych emocji.

Od czasu do czasu łzy niekontrolowanie spływały po moich policzkach. Nawet się z tym nie kryłam. Po prostu czułam się beznadziejnie.

Moja wędrówka miała swojego rodzaju cel. Zbliżałam się właśnie do jednej z bogatych dzielnic. Tutaj mieszkał Tyler. Uznałam, że chyba jest jedyną osobą, do której powinnam przyjść w takiej sytuacji. On był zawsze na bieżąco.

Może znowu spojrzy na to swoim gejowskim, ale wziąż męskim okiem i pomoże mi podjąć jakąkolwiek decyzję.

W końcu stanęłam przed ogromną posiadłością. Tak, Tyler był bogaty, a raczej jego rodzice. Nie wynosił się z tym jakoś bardzo, dzięki czemu tylko najbliżsi przyjaciele o tym wiedzieli. Mimo tego, że w przeciwieństwie do mnie może dostać dosłownie wszystko o czym marzy, nie sprawia to, że jest w pełni szczęśliwy. Jego rodzice, poważni i zapracowani właściciele własnej ogromnej firmy, miłość rodzicielską zastępują pieniędzmi. Uwierzcie mi, to nie wystarcza. W takich momentach doceniam moich chociaż mało zarabiających, lecz troskliwych rodziców. Jednak jego największym problemem jest to, że jego rodzice to ludzie bardzo stanowczy i rygorystyczni, którzy w żadnym wypadku nie tolerują związków homoseksualnych. Nigdy nie powiedział im kim naprawdę jest.

Zawsze mnie to dziwi, XXI wiek i zero tolerancji...

Zadzwoniłam dzwonkiem, a po chwili wielkie drzwi otworzyła mi przemiła staruszka- Lora, która pracowała u nich jako gosposia.

- Dzień dobry - wysiliłam się na w miarę wiarygodny uśmiech.

- Witaj Nao - uśmiechnęła się ciepło i wpuściła mnie do środka - zapewne przyszłaś do Tyler'a? Ponieważ jego rodziców nie ma...

- Tak, jest na górze? - zapytałam.

- W swoim pokoju. Idź do niego, a ja zrobię wam naleśniki - zaproponowała radośnie.

Ugh nie, tylko nie jedzenie. Nie teraz...

- Naprawdę musi pani... - próbowałam się wykręcić.

- Już, zmykaj - machnęła żartobliwie ścierką - przecież tobie dziecino kości niedługo wyjdą!

Zaśmiałam się z jej przesadzonego komenatarza i w tym samym czasie rozeszłyśmy się w dwie różne strony.

Zapukałam lekko w drzwi, a po usłyszeniu cichego "proszę" weszłam do środka.

- Naoo! - krzyknął radośnie i zeskoczył z wielkiego łóżka aby zamknąć mnie w uścisku.

Po chwili odsunął się i trzymając mnie za ramiona zeskanował moją twarz.

- Alarm czerwony, spuchnięte oczy i rozmazany tusz - stwierdził momentalnie poważniejąc-  miałem do ciebie dzwonić, dlaczego zerwałaś się z ostatniej lekcji?

Pytając zaprowadził mnie na łóżko. Usiedliśmy obok siebie i pierwsze co zrobiłam to rozpłakałam się.

Muszę mu wszystko opowiedzieć.

ZŁAMALIŚMY ZASADYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz