-rozdział 61-

238K 10.1K 10.2K
                                    

Siedziałam na schodkach przed domem nerwowo bawiąc się swoim telefonem. Na dworze było wyjątkowo zimno i pochmurno a ja co chwilę sprawdzałam godzinę. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy zaraz dłonie mi nie zamarzną.

Ale tak to jest, poprosić ich o podwózkę gdziekolwiek.

Gdy czarne auto z piskiem opon zatrzymało się przy chodniku westchnęłam w ulgą i wstałam. Schowałam telefon do kieszeni i jak najszybciej podeszłam do samochodu, po czym wskoczyłam na tylne siedzenia.

- Dłużej się nie dało? -zapytałam ironicznie zamykając za sobą drzwi.

- Też miło cię widzieć -uśmiechnął się sarkastycznie Jackson siedzący na przednim siedzeniu zaraz obok kierowcy- Dylana.

- Jackson spotkał w sklepie niewiarygodnie urodziwą blondynkę z niezwykle proporcjonalnymi kształtami, wybacz mu -zaśmiał się Dylan i ruszył spod naszej posesji.

- Cokolwiek nie chcę w to wnikać -skrzywiłam się na myśl o kolejnej pustej idiotce, którą po pierwszym spotkaniu przeleci Jackson aby następnie móc opowiedzieć o wszystkim swoim przyjaciołom a przypadkowo też mi. Bo gdyby nie patrzeć często spędzam z nimi czas a tematy ich rozmów prędzej czy pózniej do tego właśnie zmierzają- po prostu podwieźcie mnie i daje wam spokój.

- Po co właściwie jedziesz do szpitala? -zapytał Jackson.

Ostatnio udało mi się skontaktować z Luke'iem. W dalszym ciągu leżał w szpitalu ale na szczęście okazał się być wyrozumiały i zgodził się na spotkanie. Mimo wszystko czułam, że powinnam go przeprosić. Tak naprawdę doszło do tego wszystkiego przeze mnie. Isaac oczywiście nawet w najmniejszym stopniu nie żałuje pobicia niewinnego chłopaka dlatego nawet nie miałam co liczyć na bezpośrednie przeprosiny z jego strony. Zdecydowałam, że sama wszystko wyjaśnię Luke'owi i oczekuję, że teraz też będzie łaskawy. Zależy mi na naszej znajomości ale zupełnie nie wiem co o mnie sądzi po takiej sytuacji.

- Chcę odwiedzić znajomego -wytłumaczyłam w skrócie.

- To coś ciężkiego? Może iść z tobą? -zapytał z wyczuwalną troską Dylan a ja uśmiechnęłam się do niego.

- Nie, jest w porządku, naprawdę.

Najprawdopodobniej nikt nie wie o wybryku Isaac'a i wolałam aby tak pozostało. W innym przypadku wszyscy dowiedzieliby się, że pomiędzy nami coś jest.

- Spoko znamy ten szpital jak własną kieszeń. Ile razy, któryś z nas oberwał... Albo kiedy gniewny nastolatek Isaac kogoś pobił i musieliśmy tu przyjeżdżać żeby sprawdzić czy wszystko w porządku. O właśnie a co z tym posłańcem Peter'a, którego Isaac...

- Jackson -Dylan ostrzegwczno przerwał wypowiedź swojego kolegi posyłając mu groźne spojrzenie.

Jedno zdanie z wypowiedzi Jackson'a szczególnie przykuło moją uwagę.

„... a co z tym posłańcem Peter'a, którego Isaac..."

Którego Isaac co? Myślałam, że Peter wyjechał z miasta i dał nam wszystkim święty spokój. Czy to możliwe żeby przysłał tu swoich ludzi? Może dowiedział się, że tak naprawdę policja nie wiedziała o ich nielegalnych działalnościach i teraz próbuje potwierdzić swoje przypuszczenia?

Zaczełam się martwić. Co jeśli ten psychol tu wróci i będzie chciał odegrać się na Isaac'u?

I co do cholery stało się z rzekomym „posłańcem" Peter'a czy Isaac znowu kogoś pobił?

Dylan wyraźnie dał do zrozumienia Jacksonowi, że powiedział za dużo. Czasami to chyba dobrze, że ten idiota lubi paplać o wszystkim bo być może nigdy bym się niczego nie dowiedziała.

ZŁAMALIŚMY ZASADYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz